Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smolorz: Czerwony wigilijny karp

Paweł Smolorz
Paweł Smolorz
Paweł Smolorz arc.
Komunizm w Polsce - jako zjawisko zgoła bajkowe - stworzył wiele ciekawych mitycznych pojęć, tradycji, obrządków, a nawet krain geograficznych. Ta, skądinąd interesująca zdolność, na Górnym Śląsku zrodziła m.in. Podbeskidzie, Opolszczyznę, śląską Macierz i zagłębiowskiego "syna śląskiej ziemi".

Obecnie ze Śląska, który przez wieki - w przeciwieństwie do Polski - rozwijał się w świecie zachodnim w jakiejś niezrozumiałej otchłani lęków i kompleksów, zrobiono gospodarczo-społeczny skansen. Przez to aktywne są tu komunistyczne mity, a jakakolwiek próba kontestowania ich wartości kulturowej budzi sprzeciw.

Dlatego, z perspektywy Ślązaka, mierzenie się z komunistycznymi mitami jest ryzykowne, a - z drugiej strony - łatwe, bo "czerwone bajki" są tutaj nadal na wskroś mocne i świeże jak żywy karp kończący żywot pod tłuczkiem do mięsa.

No właśnie... nieszczęsny karp - grudniowa fascynacja Polaków. Bożonarodzeniowy zwyczaj jedzenia karpia na Śląsk przyszedł z Polski, a w Polsce pojawił się wraz z nadejściem... Polski Ludowej. Karp wigilijny jest taką "tradycją" w Polsce, jak wszystkie komunistyczne mity na Śląsku razem wzięte. Wymyślili ją ci sami ludzie, z tych samych politycznych pobudek, i nie wiedzieć czemu, nadal wszyscy w Polsce w święta Bożego Narodzenia dławią się ośćmi, wygrzebując topornie otłuszczone mięso lekko zalatujące mułem...

Karpia do Polski sprowadzili czescy cystersi w XII w., zakonnicy trudniący się hodowlą ryb, bo średniowieczny kalendarz roił się od dni postnych. Od tego czasu karp przez wieki był obecny w polskim menu, natomiast nigdy jako tradycja wigilijna! Jeśli w ogóle można uznać karpia za narodowy przysmak, to tylko na stołach żydowskich.

Pośrednio właśnie tę "tradycyjną" rybkę zawdzięczamy Żydom.

Po wojnie ministrem przemysłu został Hilary Minc, Żyd z pochodzenia, działacz komunistyczny, który dumając nad gospodarką, przypomniał sobie o domowej kuchni. Ryba masowego chowu, łatwa w obsłudze, trafiła na wigilijny stół jako "tradycja" - bo innych po prostu nie było. Całe szczęście, że komuniści nie wymyślili "zwyczaju" jedzenia podeszwy filcoka. Bo i ona, odpowiednio doprawiona, w cebulce i marynacie trzymana przez dwa tygodnie, byłaby strawnym przysmakiem na święta.

Całe szczęście.

Paweł Smolorz

Teksty Pawła Smolorza również na blogu smolorz.com
agfilm.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!