Wraz z październikowym upadkiem PO zresetował się matriks i obudziła się Polska wschodniego wiatru, którą podskórnie czułem zawsze, której nie znoszę, bo jest królestwem nie z mojego świata.
Resztki włosów na głowie stawały mi dęba, gdy słuchałem wystąpienia prezydenta Dudy składającego „hołd toruński”. Pomyślałem dosłownie: „pora sp...ć”; jestem Ślązakiem, wnuczkiem dziadka z Wehrmachtu, skutecznie przez episkopat „wyleczonym” z Kościoła; do pełni nieszczęścia brakuje mi tylko śniadej cery i homoseksualizmu. Mój Dziadek po wojnie siedział na walizkach z biletem do Reichu, po nim siedział mój Ojciec wykończony PRL-em; jego brat wyjechał, wysyłał potem paczki z Niemiec i kasety VHS; był pierwszym wideoblogerem, jakiego znam - sam się nagrywał i snuł do kamery opowieści o życiu normalnym.
Zawiesiłem na kołku nadzieję na życie normalne, ale podobnie jak mój Dziadek, a później mój Ojciec, odebrałem sobie tę szansę, po uszy tkwiąc w śląskiej wersji syndromu sztokholmskiego.
Górnoślązak zakochuje się w swoim oprawcy - zrozumiałem to, gdy sam usiadłem na walizkach i byłem przerażony, że nie odnajdę się w normalności. Natura: gdy do jedzenia jest tylko gnój, gnój staje się przysmakiem. Nieszczęściem KOD-u jest próba zaklinania rzeczywistości. Rzeczywistości zrodzonej z ignorancji politycz-nej. Dziś jest „po ptokach”. PiS - jaki by nie był - władzy nie zdobył puczem, a w demokracji protest nie powinien zmieniać rzeczywistości, ale karty w urnie. Synd-rom sztokholmski pomaga mi czekać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?