Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smolorz: Paniczny strach przed niemieckim demonem

Michał Smolorz
Michał Smolorz
Michał Smolorz ARC
My tu na łamach gazety toczymy boje o "narodowy charakter" wystaw historycznych, a życie snuje się poswojemu, nie zważając na pianę przelewaną w polemikach. Mamy za sobą Europejskie Dni Dziedzictwa, które niespodziewanie stały się skutecznym kryterium prawdy. Właśnie przy takich okazjach można się przekonać o mnogości barw górnośląskich dziejów, w których narodowe pryncypia pojawiają się co najwyżej w odległym tle. Na pierwszym planie przewija się bowiem różnorodność wpływów i wyborów, do których nie można przykładać propagandowych kalek.

Czy tego chcemy, czy nie chcemy, wielki rozwój cywilizacyjny Górnego Śląska rozpoczął się w czasach pruskiej zwierzchności. Nie ma sensu toczyć jałowych sporów na temat historii alternatywnych - co by było, gdyby w tym czasie region nasz znajdował się pod panowaniem austriackim czy jakimkolwiek innym. Był akurat pod pruskim (w przeważającej większości - i wymazać tego faktu nie sposób), gdy całą Europę ogarnęła rewolucja przemysłowa, która dała nam niespotykany nigdy wcześniej ani nigdy potem skok technologiczny, a zarazem kulturowy. Możemy Bóg wie jak wysoko wznosić narodowe sztandary, ale prostego rachunku obalić nie sposób polityczną wrzawą. Wystarczy wsiąść do turystycznego autokaru i przejechać się którymkolwiek ze szlaków Dni Dziedzictwa.

Kiedy dziś w spokoju, bez polemicznej zawziętości, czyta się przygotowane przez naukowców założenia do wystawy historycznej w Muzeum Śląskim, bez trudu można je zweryfikować w tych wycieczkach. Uczeni, na głowy których wylano kubły bezsensownych pomyj, dokonali jedynie chłodnego opisu dziejów, tak jak nakazuje im posłannictwo i zawodowa uczciwość.

Przyjdzie czas, gdy na rozgrzane do czerwoności czaszki prowincjonalnych polityków spłynie trochę zimnej wody. A wówczas może pan marszałek pójdzie po rozum do głowy, uderzy się w piersi i przeprosi dyrektora Muzeum Śląskiego i członków Rady Naukowej za swoje karygodne zachowanie i kompromitujące wypowiedzi. Gdy ideologia chce zwyciężać z wiedzą, rodzi się totalitaryzm. A polityczny strach przed posądzeniem o naruszanie narodowych pryncypiów właściwy jest ludziom małym - on z kolei rodzi cynizm i obłudę.

Jest dla mnie czymś niezrozumiałym, dlaczego ten właśnie paniczny strach przed niemieckimi etykietkami tak głośno odzywa się u nas, na Górnym Śląsku. Gdzie jak gdzie, ale tutaj niemiecki demon powinien być oswojony i nie budzić niczyich obaw, a jednak jest odwrotnie.

We wszystkich poniemieckich metropoliach dzisiejszej Polski - we Wrocławiu, Gdańsku, Szczecinie lub Olsztynie - stoją pomniki, a to pruskich arystokratów, a to urzędników, a to uczonych lub twórców. Wszyscy oni mają tam swoje ulice, skwery, parki, tablice pamiątkowe, epitafia, nagrobki, tramwaje, pociągi, uczy się o nich w szkołach, na festiwalach wykonuje się ich dzieła, i nawet PiS-owscy radni z dumą w tym uczestniczą.

U nas ledwie coś zapachnie pruskim nalotem, ledwie nutka niemieckości pojawi się w jakimś twórczym zamyśle, a natychmiast dyżurni aktywiści (Spyra et consortes) wzniecają alarmy.

Jest paradoksem, że pomorska posłanka PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk (specjalistka od niemieckich demonów) regularnie zabiera głos o pruskich zagrożeniach na Górnym Śląsku, bo w swoich stronach rodzinnych nie znajduje posłuchu.

Aczkolwiek z radością przyznaję, że idzie ku lepszemu (kropla drąży skałę nie siłą, lecz wytrwałością) i lody zaczynają pękać. Pada ostatnia twierdza ideologicznej polityki historycznej, czyli oświata, a kolejne szkoły zaczynają się odwoływać do całej swojej historii. Właśnie dostałem zaproszenie z katowickiego liceum im. Curie-Skłodowskiej na obchody (uwaga, uwaga!) "140-lecia szkoły i 90-lecia polskich klas". Jeszcze niedawno słyszeć tam nie chcieli o jakichkolwiek odwołaniach do rzeczywistej daty powstania placówki. To o tej szkole pisałem kilka lat temu, że szczyci się, bo chodził do niej Wojciech Korfanty. Zważywszy, że przez całe lata szkoła podawała 1922 rok za datę swego powstania, a Korfanty maturę zdał w 1895 roku, to by znaczyło, że chodził do szkoły, która jeszcze nie istniała. A tu proszę: nie minęło kilka lat, paru ludziom zatrute opary przestały zasłaniać oczy i mamy 140-lecie!

Inżynierowie wiedzą, że raz uczynionej dziury w tamie nie da się już zatkać i prędzej czy później wzburzona woda rozleje się po okolicy. Mądrzy ludzie zawczasu otwierają jazy, zamiast leżeć w progu z rozdartą koszulą i pianą na ustach.

Michał Smolorz
publicysta


*Śtowarzyszenie Ślązaków legalne. Sąd uznał narodowość śląską? CZYTAJ TUTAJ
*Gwarki 2012, czyli bez pochodu nie ma zabawy ZOBACZ ZDJĘCIA
*KONKURS MŁODA PARA: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!