Smolorz: Scenki metropolitalno-gminne o Zaborowskim i policji

Ów ma jeszcze bardziej "wzmocnić nadzór merytoryczny" nad śląską placówką. Jeśli to nie pomoże, poseł Zaborowski zwróci się do premiera, w przypadku niepowodzenia odwoła się do Sejmu z żądaniem powołania komisji śledczej. Ona ostatecznie zdemaskuje wrogie siły zawłaszczające wystawę, której scenariusz jeszcze nie powstał. To cenna inicjatywa, zważywszy, że partyjny kolega Zaborowskiego już przepowiedział propagowanie w muzeum "Mein Kampf" pióra Adolfa Schickelgrubera (vel Hitler). A nie można wykluczyć, że w ramach multimedialności wystawy (to teraz bardzo modne) będzie rozpowszechniany film "Triumf woli" w reżyserii Leni Riefenstahl, czołowej propagandzistki III Rzeszy. W epizodach filmu występuje wyraźnie rozpoznawalny przodek Jerzego Gorzelika, który w mundurze Sturmabteilung uprawia gimnastykę promującą akcję "Kraft durch Freude".

Pod auspicjami "DZ" odbyło się badanie alkomatem osób, które uprzednio spożyły alkohologenne czekoladki. Dziennikarce (masa własna ok. 55 kg) po zjedzeniu 2 czekoladek aparat wykazał 0,12 promille alkoholu w wydychanym powietrzu. Policyjny rzecznik, komisarz Jacek Pytel (masa własna ok. 85 kg) po zjedzeniu tylko jednej czekoladki wydmuchał 0,6 promille. Wedle powszechnie dostępnej wiedzy, kobiety szybciej reagują na alkohol i trudniej go spalają. Niestety, badania skażone były błędem metodologicznym, nie zawierały bowiem informacji o stanie wydychanego powietrza przed zjedzeniem czekoladek. Nie wiemy zatem, czy wynik komisarza był spowodowany wyłącznie agresywnym oddziaływaniem pralinek, czy może uprzednim spożyciem jabłka, zażyciem kropli nasercowych, albo użyciem płynu odkażającego do protez zębowych. Wedle policyjnych protokołów są to najczęstsze przyczyny wysokich wskazań alkomatu u posłów na Sejm i senatorów, a także innych przedstawicieli władzy. Istnieje także możliwość, że komisarz Pytel jest kobietą i to bardziej kobiecą od naszej dziennikarki. Mało prawdopodobne, ale niewykluczone.

A w ogóle to śląska i zagłębiowska policja ma ostatnio dobre dni, ponieważ wdrożono tu nową i skuteczną metodę łapania przestępców: przez zaczajenie pod urzędem stanu cywilnego. Z filmów kryminalnych wiemy, że ulubionym zajęciem stróżów prawa jest wielogodzinne siedzenie w radiowozie, połączone z konsumpcją amerykańskich pączków i piciem kawy. Z drugiej strony ulubionym zajęciem przestępców okazało się branie cywilnych ślubów w tutejszych urzędach. Policyjni psychologowie połączyli oba fakty i odtąd pod każdym USC stale dyżuruje nieoznakowany radiowóz, a w nim nieumundurowani wywiadowcy z kartonem Dunkin' Donuts i plastikowymi kubkami na kawę. Nowa metoda pracy operacyjnej przyniosła niespodziewane rezultaty, tylko na przestrzeni tygodnia ujęto dwóch przestępców w chwili brania ślubu - jednego w Sosnowcu, drugiego kilka dni potem w Zabrzu. Policjanci są bezlitośni: pana młodego zakuwają w kajdany dopiero po ceremonii, acz przed weselem. Niestety, jak każdy sukces, także i ten ma skutki uboczne: od dawna widoczny spadek zawieranych małżeństw teraz jeszcze się pogłębi.

*Tauron Nowa Muzyka ZNAJDŹ SIĘ NA ZDJĘCIACH
*Beerfest 2012 zakończony ZOBACZ ZDJĘCIA
*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!