Sośnierz: Widać wyraźną dezintegrację Zjednoczonej Prawicy. Ostatnie tygodnie to pasmo bardzo dziwnych decyzji GOŚĆ DZ I RADIA PIEKARY

Jakim gatunkiem filmowym określiłby pan to, co dzieje się od tygodni w Zjednoczonej Prawicy? A. Komedia, B. Thriller, C. Dramat psychologiczny, D. Musical.
Nie ma takiego gatunku filmowego.

Poseł Kołakowski w ciągu 24 godzin zdążył odejść z PiS, nawrócić się i jeszcze odwieszono go w prawach członka. Patryk Vega by tego nie wyreżyserował.
To wszystko pokazuje wyraźną dezintegrację naszego obozu politycznego. Niedobrze to wygląda. Napięcia pojawiały się wcześniej, ale prawdziwe pęknięcie pokazała ustawa „piątka dla zwierząt”. Komu to było potrzebne, ujawnienie tego pęknięcia? W takim momencie, gdy walczymy z epidemią?

Słyszałem plotki, że i pan był gotów przyłączyć się do inicjatywy ministra Ardanowskiego, gdyby okazała się poważna.
Od dawna kwestionuję sposoby walki z epidemią. I nie o partyjność mi chodzi, a o zdrowie Polaków. W ogóle ostatnie miesiące to pasmo bardzo dziwnych decyzji i posunięć władz Zjednoczonej Prawicy. Rozmawiam z różnymi ludźmi, którzy mogliby pomóc zmienić ten kierunek, dlatego nie ukrywam, że takie inicjatywy, jak ta Ardanowskiego, budzą moje zainteresowanie.

Walka z epidemią? Minister zdrowia właśnie powiedział, że możemy sobie pogratulować.
Pamiętam różne wypowiedzi, również premiera, który latem mówił, że już nie trzeba bać się wirusa.

Ale dziś minister Niedzielski twierdzi, że najgorsze już za nami.
Jeśli chodzi o narastanie zakażeń, to być może.

I to nie jest powód do optymizmu?
To jest okupione ogromnym zahamowaniem życia gospodarczego i społecznego w Polsce. Czy warto było płacić taką cenę. Co to obniżenie nam daje? Z 25 tys. przypadków dziennie spadło nam do 19 tys. Co to oznacza? Nic, bo obostrzeń nadal nie można zlikwidować. Czy sukcesem będzie spadek do 15 tys. zachorowań? Byłoby, gdybyśmy ograniczyli przyrost do 100 przypadków dziennie. Problem w tym, że tej epidemii nie da się już opanować, przynajmniej metodami stosowanymi w Polsce. Możemy ten okres już tylko przedłużać, ale to także przedłużanie męki gospodarczej. Dziś liczymy tylko, że wkrótce uda nam się epidemię przechorować.

Albo przylecą szczepionki.
To wiosną, być może. Ale do wiosny jest jeszcze sporo czasu. Zresztą, w całej tej głupiej taktyce testowania, którą uprawia Ministerstwo Zdrowia zapomniano o jednej rzeczy. Jeśli będzie szczepionka, trzeba będzie wiedzieć, kto już jest odporny, a kto nie. Więc potrzebne będą masowe testy. Jeśli dziś nie testujemy np. bezobjawowych nosicieli, to w lutym, czy w marcu nie będziemy wiedzieć, czy dana osoba jest odporna, czy trzeba ją zaszczepić.

Skoro spada liczba zakażeń, to znaczy, że cała narracja PiS o „śmiercionośnych marszach kobiet” jest nic nie warta.
W emocjach różne argumenty padają. Na pewno ciekawy będzie wpływ lub brak wpływu protestów na liczbę zakażeń.

Jarosław Kaczyński zaprzecza wszystkiemu, czym chwalił się minister zdrowia, gdy mówi, że opozycja ma krew na rękach. Mimo protestów, kobiet liczba zakażeń zmalała.
Każde nierozważne działanie powinno być skrytykowane. Tylko słowa Kaczyńskiego jednak za ostre.