Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sosnowiec. Rodzina z Ukrainy uciekła przed wojną do Polski. Tatiana i Siergiej Wasilijew prowadzili rodzinny dom dziecka

Adam Tobojka
Adam Tobojka
Rodzina Wasilijew
Rodzina Wasilijew arc
24 lutego rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę. To największy i najdłuższy konflikt zbrojny XXI wieku. W cieniu tej strasznej historii rozgrywają się małe, ludzkie dramaty – takie, jak historia Tatiany i Siergieja Wasilijew, prowadzących w Krzywym Rogu Rodzinny Dom Dziecka, którzy zmuszeni byli z dziewiątką dzieci uciekać przed rosyjskim najeźdźcą.

Tatiana i Siergiej Wasilijew opiekę nad pozbawionymi rodziców dziećmi rozpoczęli w 2015 roku. Impulsem do podjęcia tej decyzji było spotkanie z teściową syna Tatiany i Siergieja, prowadzącą rodzinny dom dziecka. Jedyny syn pary był już pełnoletni i założył własną rodzinę, nic nie stało więc na przeszkodzie, by pod swój dach przygarnąć dzieci, które los pozbawił rodzinnego ciepła.

- U teściowej mojego syna zobaczyłam, jakie te dzieci są szczęśliwe i postanowiłam, że też chcę dać komuś taką radość – mówi pani Tatiana.

Początkowo chcieli przyjąć pod opiekę jedną dziewczynkę. Urząd wyznaczył im jednak dwóch chłopców. Nie odmówili. Później pod ich opiekę trafiło kolejnych dwóch chłopców. Na dziewczynkę urząd zgodził się dopiero, gdy przeprowadzono wizję lokalną w domu państwa Wasilijew. Ostatecznie, pod opiekę pary trafiło dziewięcioro dzieci. W chwili obecnej najstarsze ma 16 lat, najmłodsze – 9.

W Krzywym Rogu rodzina Wasilijew mieszkała w wygodnym, dwupiętrowym domu, zapewniając swoim podopiecznym zarówno dach nad głową, jak i opiekę i miłość. Wszystko to zmieniło się z początkiem tego roku, kiedy to Rosja zaatakowała Ukrainę.

Nie przeocz

Przed wojną rodzina uciekła do Sosnowca

Tatiana Wasilijewa wita nas na progu niskiego, parterowego domu na terenie Sosnowca. Ten należy do parafii – księża zaoferowali go rodzinie po tym, jak poznali ich historię. Dookoła niej biega mały pies, który przyjechał z nimi z Ukrainy, nie odstępując swojej właścicielki na krok. Siadamy na krzesłach ogrodowych na wąskim podwórzu. Razem z nami jest tłumaczka – pani Wiktoria, pracowniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sosnowcu, również przybyła z Ukrainy, od czterech lat mieszkająca w Polsce.

Rodzina Wasilijew do Polski przybyła 18 marca. Dobę wcześniej rozpoczęło się rosyjskie natarcie na Krzywy Róg. To ważne z punktu militarnego miasto – jest ośrodkiem przemysłowym, znajduje się tam lotnisko, stoi na drodze kolumn wojskowych przemieszczających się z Krymu na północ, do Kijowa.

- Pierwsze bomby spadły na lotnisko. Mieliśmy to szczęście, że mieszkaliśmy po drugiej stronie miasta, jednak nie traciliśmy czasu i od razu wsiedliśmy w samochody i ruszyliśmy na zachód. Nie zabraliśmy z sobą nic poza psem. Uciekaliśmy całą dobę, przejechaliśmy ponad 1500 kilometrów, nie zatrzymaliśmy się ani razu. Cały czas dookoła nas spadały pociski, nie ryzykowaliśmy postoju w obawie, że coś może się stać dzieciom - opowiada pani Tatiana.

Głównymi kierunkami ewakuacji rodzin zastępczych z Ukrainy były Austria i Turcja. Rodzina Wasilijew zdecydowała się jednak na przyjazd do Polski – tutaj mieszka brat pani Tatiany, który zaoferował pomoc w znalezieniu mieszkania i odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Była to kusząca propozycja, na którą pani Tatiana szybko przystała.

"Pierwszy tydzień w Polsce był najgorszy"

Po dwudziestu czterech godzinach za kółkiem w końcu udało się dotrzeć do Sosnowca. Pierwsze dni w mieście były niezwykle trudne. Brat pani Tatiany mieszkał w kawalerce, w której musieli się pomieścić w dwanaścioro. W tych warunkach rodzina przeżyła tydzień.

- Pierwsze dni to była katastrofa – wspomina pani Tatiana, mimo wszystko się śmiejąc się. - Po tym czasie udało się nam się znaleźć mieszkanie. Zapłaciliśmy za czynsz za pierwszy miesiąc, media i kaucję. Okazało się, że po opłaceniu rachunków nie mamy już pieniędzy, by nakarmić i ubrać dzieci. Pojechałam więc do Katowic, do Czerwonego Krzyża po pomoc. Jednak tam pomoc dla uchodźców jeszcze nie ruszyła. W Sosnowcu, przy ulicy Kościelnej udzielano pomocy, jednak jedzenia wydawano maksymalnie na pięć osób. Więc my te porcje dzieliliśmy między nas jedenaścioro. Jedna z pań z Czerwonego Krzyża napisała na Facebooku o tym, że w Sosnowcu przed wojną schroniła się rodzina zastępcza z dziewiątką dzieci. I wtedy zakończyła się nasza bieda – śmieje się pani Tatiana.

Odzew na apel o pomoc był olbrzymi. Do rodziny Wasilijew zaczęli przychodzić ludzie z jedzeniem, ubraniami, środkami higienicznymi i wszystkim, co potrzebne do prowadzenia domu. Dwie kobiety – Agnieszka i Ema – skontaktowały się z duchownymi z pobliskiej parafii, informując ich o sytuacji rodziny. Ci udostępnili im odremontowany dom na terenie parafii, w którym opiekunowie nie musieli już płacić ani za czynsz, ani media.

- Ze strony Polaków nie spotkało nas nic poza dobrocią i uczynnością – zapewnia pani Tatiana.

Zobacz także

Dzieci zaaklimatyzowały się najszybciej

Jak całą ucieczkę zniosły dzieci? Według słów pani Tatiany, bardzo szybko zaaklimatyzowały się do nowej sytuacji.

- Oczywiście, sam wyjazd z Ukrainy to był strach i panika. Nie wiedzieliśmy, co się z nami stanie. Tu, w Polsce bardzo szybko przyzwyczaiły się do nowej sytuacji. Po tygodniu już rozmawiały po polsku, miały nowych znajomych. Cieszę się ich szczęściem – mówi pani Tatiana.

Piątka z dziewięciorga dzieci uczy się w szkołach średnich, pozostałe – w podstawowej. Wszystkie chodzą do polskich szkół, z nauką radząc sobie niesłychanie dobrze. Kilkoro przystąpiło do polskich egzaminów do szkół średnich – wszystkim udało się je zdać.

Panią Tatianę rozpiera matczyna dumna ze swoich podopiecznych. Chwali się ich osiągnięciami – jedna z dziewczynek mówi płynnie w czterech językach, chłopcy mimo różnic w systemie edukacji nadrobili różnicę i znajdują się wśród klasowych prymusów.

"Rosjanie to najeźdźcy, którzy potrafią tylko niszczyć"

Ostatnim tematem, jaki poruszamy w rozmowie, jest obecna sytuacja na Ukrainie. To pierwszy i jedyny w trakcie rozmowy raz, kiedy w oczach pani Tatiany stają łzy.

- Chciałabym, żeby wszyscy najeźdźcy umarli – mówi wprost. - Żyję już ponad czterdzieści lat i nigdy nie spotkałam żadnego nazisty. A teraz Rosjanie przyjeżdżają, żeby nas od nich ocalić? Oni chcą podbić Ukrainę, tak jak wcześniej podbili Krym. Nie życzę im niczego oprócz śmierci. Już po naszej ucieczce z Krzywego Rogu widziałam zdjęcia miasta, zniszczonego przez wojnę. Niedawno otwarty został nowy park, piękne miejsce. Spadły na niego bomby, teraz tam nic nie ma. Rosjanie potrafią tylko niszczyć – mówi.

W Krzywm Rogu wciąż trwają walki. Pani Tatiana nie ukrywa, że przed wybuchem wojny było to miasto o wysokim wskaźniku przestępczości. Niemal w każdym mieszkaniu i domu znajdowała się broń. Teraz wykorzystywana jest do obrony przed najeźdźcą, a wielu cywili tworzy tam ruch oporu. Samo miasto jest ukształtowane w charakterystyczny sposób – rozciągnięte między jeziorami okręgu dniepropiotrowskiego, w liczy sobie około 100 kilometrów długości i niewiele ponad 15 szerokości. Sprawia to, że zabudowa miejska stanowi mur stojący na południowej drodze do Kijowa, a na jego terenie wciąż prowadzone są walki. Pani Tatiana ma nadzieję, że te niedługo się skończą, a rodzina Wasilijew będzie mogła wrócić do Ukrainy.

- To nasz dom – kończy.

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera