Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spełnić marzenia profesora Religi

Marlena Polok-Kin, Agata Pustułka
Prof. Zbigniew Religa
Prof. Zbigniew Religa fot. Zygmunt Wieczorek
Komory wspomagania serca, biologiczne zastawki, idea sztucznego serca, a przede wszystkim setki uratowanych pacjentów - to dzieło życia zmarłego w niedzielę prof. Zbigniewa Religi.

Wprowadził polską medycynę w XXI wiek. I nawet po śmierci jego wizje będą służyć życiu.

W Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu 16-letni Paweł Krystkiewicz od 108 dni żyje podłączony do komór wspomagania serca skonstruowanych przez zespół prof. Zbigniewa Religi w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii. Chłopiec jest jednym z blisko dwustu pacjentów, których uratowały komory Religi. - Komory serca to dzieło profesora, które - tak jak jego legenda i medyczne osiągnięcia - są ogromnym darem dla chorych i dla lekarzy - ocenia prof. Marian Zembala, dyrektor centrum. 16-latek jest pacjentem dr. Jerzego Pacholewicza, który od lat współpracuje z fundacją prof. Religi. Był jednym z tych, którzy zainspirowali zabrzańskich badaczy do budowy komór serca również dla młodszych pacjentów. Jest już gotowy prototyp urządzenia.

- Profesor pozostawił po sobie wizje, które będziemy rozwijać - obiecuje Jan Sarna, dyrektor Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii. - Jako lekarz otworzył nowy rozdział w polskiej medycynie. Jako wizjoner chciał dać polskim pacjentom sztuczne serce.

- Uczestniczę w Programie Polskiego Sztucznego Serca. Jego stworzenie było marzeniem Zbyszka. Za tydzień znów spotyka się nasz zespół. Jesteśmy coraz bliżej celu. Szkoda, że już bez niego - mówi prof. Stanisław Woś, szef II Kliniki Kardiochirurgii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
Za około trzy lata być może zostaną zastosowane pierwsze wszczepialne komory serca. Zabrzańska fundacja koordynuje ten program. Dzięki Relidze Polska jest jednym z europejskich liderów w pracach nad mechanicznym wspomaganiem serca. To był "konik" profesora, który nie mógł pogodzić się z tym, że tak wiele osób umiera na nieodwracalną niewydolność serca, nie doczekawszy przeszczepu. Komory to niejedyny dar Religi. Trudno policzyć tych pacjentów, którym wszczepiono biologiczne zastawki serca. W zabrzańskiej fundacji powstają od kilkunastu lat.

Inżynierowie z fundacji prowadzą też prace nad stworzeniem robota kardiochirurgicznego. Zespół naukowców pod kierunkiem Zbigniewa Nawrata zbudował rodzinę narzędzi i robotów chirurgicznych Robin Heart. Pierwsze operacje z ich użyciem przeprowadzono w Centrum Medycyny Doświadczalnej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. - Wiem, że tym robotem będzie można operować serce - powiedział dyrektor naukowy fundacji dr hab. Romulad Cichoń.

Wszystko, w co się angażował, robił z myślą o chorych na serce pacjentach - tak wspominają go współpracownicy. Dziś, gdy prof. Zbigniewa Religi nie ma już wśród żywych, pozostaje wielka i ważna dla polskiej medycyny i nauki scheda. Ten warszawiak z krwi i kości serce oraz dorobek życia zostawił w Zabrzu. W Śląskim Centrum Chorób Serca (ówczesnym Wojewódzkim Ośrodku Kardiologicznym), gdzie dokonał pierwszego przeszczepu serca w Polsce oraz w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii - jedynym w kraju niepublicznym instytucie naukowo-badawczym, gdzie powstawały projekty na światową miarę. Sercem był zawsze także na stadionie Górnika Zabrze i do ostatnich chwil frasował się kiepskimi wynikami ukochanej drużyny.

Niepozorny biurowiec przy zabrzańskiej ul. Sienkiewicza był i jest miejscem powstawania wynalazków światowej miary. To tutaj naukowcy Instytutu Protez Serca koordynują ideę prof. Zbigniewa Religi - narodowy program budowy sztucznego serca, w którego realizację jest zaangażowanych kilkaset wybitnych osób i wiele ośrodków w kraju.

Skonstruowane w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii komory wspomagania serca już uratowały życie blisko dwustu pacjentom zarówno w polskich klinikach, jak i w Ameryce Południowej. Naukowcy z Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii mają już także prototyp takiego urządzenia dla dzieci.

Tu również działa Pracownia Biologicznej Zastawki. Stawiała pierwsze kroki kilkanaście lat temu w niewielkim pomieszczeniu przy Regionalnej Stacji Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Katowicach. Dziś to nowoczesne laboratorium, w którym pod kierunkiem Jolanty Wszołek z wielkim pietyzmem powstają biologiczne zastawki serca - i także ratują życie.

Tu wreszcie zespół specjalistów stworzył unikalną konstrukcję robota chirurgicznego, który ma realną szansę pracować wraz z chirurgiem przy stole operacyjnym. Wszystko po to, by operować pacjenta bezpieczniej, precyzyjniej, pozostawić mniejszą ranę, a przez to umożliwić choremu szybszy powrót do zdrowia.

Jednak skonstruowanie robota i zrobotyzowanych narzędzi chirurgicznych to nie wszystko. Działalność Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii stała się też motorem postępu. Bo każdy z wymienionych projektów uruchamiał działania, które zmierzały do pozyskiwania i wykorzystywania nowoczesnych technologii. To były działania multidyscyplinarne, nowatorskie. Od osiemnastu lat misją fundacji jest wprowadzenie do praktyki klinicznej najnowszych metod ratowania ludzkiego życia, gdy zagrożone jest serce.

- To, co głęboko leży nam na sercu, to skuteczne leczenie chorób serca. Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu powstała z założeniem realizacji tego celu przy pomocy nowoczesnych, samodzielnie opracowanych metod - podkreślał na każdym kroku prof. Zbigniew Religa.

Zanim ruszył program robotów medycznych, nikt w Polsce takimi urządzeniami się nie interesował, w jednym tylko ośrodku naukowcy interesowali się sztucznym sercem. Dziś jest zgoła inaczej. A sercem tych działań było właśnie Zabrze.

To wszystko namacalna spuścizna, którą pozostawił po sobie prof. Zbigniew Religa. I choć nie są to jego dzieła w sensie dosłownym, to właśnie dzięki jego otwartości i wizjonerskiemu spojrzeniu na naukę i medycynę naukowcy pokazali swoje możliwości.

- Rzucaliśmy pomysł, ideę, a profesor pytał tylko: Potrafimy to zrobić? To róbmy! Gwarantował za nie swoim nazwiskiem - opowiada dr Zbigniew Nawrat, dyrektor ds. naukowych Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii.

Pionierskie operacje prof. Zbigniewa Religi zmieniły polską medycynę. Naszej gazecie opowiadają o nich współpracownicy i przyjaciele profesora.

O tym, że jest potencjalny dawca, prof. Zbigniew Religa dowiedział się rankiem 5 listopada 1985 roku. Otrzymał telefon ze Szpitala Wolskiego w Warszawie, gdzie leżał młody chłopak, u którego stwierdzono śmierć mózgu.

Religa, wtedy docent naładowany wiedzą z amerykańskich szpitali, gdzie transplantacje już ratowały śmiertelnie chorych, był przygotowany do podjęcia ryzyka.

Dlatego "wyemigrował" z Warszawy, gdzie jego szef prof. Wacław Sitkowski ze Szpitala Wolskiego nie chciał słyszeć o przeszczepach.
Religa był gotów rzucić wyzwanie także swoim kolegom, którzy odradzali mu przeprowadzenie transplantacji. W pamięci mieli ciągle nieudany przeszczep, jakiego w 1969 roku dokonali profesorowie Jan Moll i Antoni Dziatkowiak. Zaledwie trzy lata wcześniej (w 1966 roku) prof. Jan Nielubowicz jako pierwszy przeszczepił nerkę. Gdy Religa zaczął przygotowywać się do transplantacji serca, Nielubowicz brał się za przeszczep wątroby. Obawiał się, że porażka młodszego kolegi na wiele lat wstrzyma kolejne zabiegi. Wtedy jednak nikt Religi nie mógł już zatrzymać.

- Polecieliśmy do Warszawy śmigłowcem. Po roz-mowie profesora z matką chłopaka przewieźliśmy go do Zabrza. Wtedy operacje odbywały się sala w salę. Przecieraliśmy nieodkryte jeszcze szlaki - mówi dr Jerzy Wołczyk, który razem z Religą przyjechał na Śląsk.

Relidze udało się zebrać fantastyczny zespół. To właśnie, oprócz jego piekielnej osobistej odwagi, przyniosło sukces. - Byłem na stypendium w Wielkiej Brytanii, gdy od kolegi Władka Pluty otrzymałem list, w którym napisał: "Wracaj. Jest u nas Religa" - wspomina prof. Andrzej Bochenek, jeden z najzdolniejszych wychowanków profesora, dziś szef I Kliniki Kardiochirurgii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Do Religi poszedł wprost z ulicy. - Profesor mówił wtedy, że nie ma zastępcy. Odpowiedziałem bezczelnie, prosto z mostu, że mogę zostać jego zastępcą, jak się tylko zgodzi.

Religa bez wahania powiedział - "tak" i dzięki temu Bochenek został w Zabrzu i mógł uczestniczyć w historycznych operacjach, które otworzyły świat przed polską medycyną.

- Religi słuchaliśmy tak jakby opowiadał bajki tysiąca i jednej nocy. Szybko przekonaliśmy się, że to nie były fantazje - mówi prof. Andrzej Bochenek.

Prof. Marian Zembala, dziś dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca, które powstało na bazie Wojewódzkiego Ośrodka Kardiologii, był w zespole kardiochirurgów pionierów. - Profesora spotkałem po raz pierwszy podczas kongresu Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Okazało się, że razem nas zakwaterowano. Martwił się, czy w pokoju będzie sobie mógł chociaż jednego papierosa zapalić - uśmiecha się prof. Zembala.

- Przez kilka lat pracowałem w Holandii. Tam zastał mnie list od Religi. Zapraszał do Zabrza. - Przeszczepy to było moje marzenie - wyznaje profesor Marian Zębala, który dziś ma na swoim koncie kilkaset transplantacji.

Bochenek, Zembala, Wołczyk asystowali Relidze podczas tej pierwszej historycznej operacji.
Pierwszy pacjent po operacji przeszczepu żył zaledwie kilka dni.

- Planowaliśmy zabieg, ale że wypadnie on właśnie tego dnia, po normalnej operacyjnej dniówce, nie mogliśmy mieć pojęcia. I mówiąc szczerze, gdy po raz pierwszy zobaczyłem puste miejsce po chorym sercu, byłem trochę przerażony, myśląc: o Boże, co teraz zrobimy - wspomina prof. Bochenek.

Religa był świetnie przygotowany do operacji. Teoretycznie. Miał za sobą roczne stypendium w USA i kilogramy przeczytanych podręczników. Zabieg wykonał perfekcyjnie. - To były czasy heroiczne w polskiej medycynie - mówi dziś Bochenek.

Drugi pacjent Religi żył ponad trzydzieści dni. Każdemu z tych dni towarzyszył Aleksander Trzaska, dziennikarz Polskiego Radia Katowice.

- Miałem prowadzić "Sygnały dnia". Nagle dowiedziałem się o planowanym przeszczepie w Zabrzu. Powiedziałem sobie, że muszę tam być. Szybko znalazłem zastępstwo - wspomina dziś Aleksander Trzaska.

Pacjentem nr 2 był Zygmunt Chruszcz, operator traktorzysta. Znajdował się w fatalnym stanie, na granicy życia i śmierci. Przed zabiegiem powiedział: Mój Boże, to się musi jakoś skończyć. Może się obudzę.

Prof. Religa powiedział Trzasce dwa słowa: Nie chcę rozgłosu. - Obiecałem mu, że jeśli po usłyszeniu reportażu nadal będzie miał takie zdanie, to nigdy go nie wyemituję. Na szczęście stało się inaczej - mówi Trzaska, który odtwarza szczegóły tamtych dni z aptekarską precyzją.

Trzaska przebrany w kitel wszedł na salę operacyjną i był tam aż do zakończenia operacji. Potem przez ponad 30 dni towarzyszył z mikrofonem panu Zygmuntowi. Stał się członkiem zespołu.

- Jeszcze przed rozpoczęciem zabiegu prof. Religa na chwilę wyszedł na korytarz, stanął pod ścianą. Poszedłem za nim, spytałem, co się dzieje. Odpowiedział: za duże napięcie. Wtedy zrozumiałem, jak wiele go to kosztuje - mówi Trzaska.

Pan Zygmunt zmarł na zapalenie płuc. - A miał wyjść na święta Bożego Narodzenia do domu - wspomina Trzaska.

Ostatecznie reportaż zatytułowany: "Jedna matka płacze" został wyemitowany na radiowej antenie. - Jedna matka, bo płakała, ta, której syn zginął w wypadku samochodowym i mimo bólu ofiarowała jego serce obcemu człowiekowi, Zygmuntowi - wyjaśnia Trzaska.

Dopiero czwarty pacjent prof. Religi wyszedł z kliniki na własnych nogach. - Te pierwsze operacje były dla polskiej medycyny wielkim wydarzeniem. Miały ogromne znaczenie w skali Europy, choć klimat, by je wykonywać, nie był sprzyjający. Porównanie tamtej kardiochirurgii z dzisiejszą jest niemożliwe, ale to wtedy skoczyliśmy do gwiazd - mówi prof. Stanisław Woś, kolejny wielki współpracownik prof. Religi, obecnie szef II Kliniki Kardiochirurgii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Naprawdę nikt nie wie, co wtedy czuł Religa. - Całe moje życie to była nadzieja. Bez niej nie można żyć - powiedział niedawno.

Wiele lat później w książce pt. "Dobry lekarz", wyznał, że nigdy nie operował 13. w piątek, a jak drogę przebiegał mu czarny kot, odczuwał strach. Miewał też złe przeczucia i patrząc pacjentowi w oczy, potrafił powiedzieć, że go nie zoperuje. - Wiedziałem wtedy, że on umrze - twierdził.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!