Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spełnione marzenie dziewczyny z Koszęcina, wnuczki Herminy

Grażyna Kuźnik
Grażyna Pyka-Toborowicz w stroju śląskim. Pszczyna 1997 r.
Grażyna Pyka-Toborowicz w stroju śląskim. Pszczyna 1997 r. archiwum rodzinne
Zespół "Śląsk" stał się największą pasją Grażyny Pyki-Toborowicz. Była jego solistką i kustoszem. 60 lat temu "Śląsk" zadebiutował w Katowicach. Wielu artystów związało z nim swoje życie na zawsze

Mała dziewczynka wychowuje się w Koszęcinie, w niezwykłym pałacu pełnym tańca, śpiewu i pasji. Spod uroku tego miejsca nie wyzwoli się już nigdy. Blondyneczka biega z innymi dziećmi po pałacowych salach za Stanisławem Hadyną i Elwirą Kamińską; jest pewna, że największe szczęście to występować z zespołem "Śląsk". Nic innego się nie liczy. Kiedyś słyszy, jak na łące w różnej tonacji beczą owce. Aż podskakuje wołając, że pan Hadyna musi z tego zrobić wspaniałą muzykę, chór to zaśpiewa, ona będzie tańczyć.

Grażyna Pyka-Toborowicz urodziła się, gdy zespół "Śląsk" ma zaledwie cztery lata, przed nim najlepsze czasy. Żeby jednak tu być, trzeba mieć talent i urodę. W koszęcińskim pałacu wszyscy są muzykalni, jakby to było czymś zwykłym. Matki i ojcowie jej rówieśników zachwycają nie tylko na scenie, ale i na próbach. Są porywającymi młodymi tancerzami, śpiewakami, mają dzieci do siebie podobne. Wiele z nich pójdzie śladami rodziców.

Mama Grażynki nie jest artystką; pracuje tu jako księgowa. Dostała z mężem służbowe mieszkanko w pałacu. Czy marzenia jej córeczki o występach mogą się spełnić?

- Liczyłam na to, że córka odziedziczy talent po swojej babci Herminie - przyznaje Kazimiera Pyka. - Mama była jedną z pierwszych nauczycielek na Śląsku, skończyła Prywatne Seminarium Nauczycielskie Żeńskie im. św. Hildegardy w Białej. Była wszechstronnie utalentowana. Z mężem Adolfem, także nauczycielem, trafiła do szkoły w Cieszowej, blisko Koszęcina.

Droga Herminy

Hermina Szotowa była nie tylko ambitna, ale i muzykalna; uczyła również śpiewu. Wnuczka odziedziczyła po niej urodę, talenty, dodała też własne pasje; choreografię i historię. Grażyna uparła się i spełniła swoje marzenia. Nie od razu, ale została jednak solistką w "Śląsku", potem była kustoszem muzeum zespołu. Prowadziła zespoły folklorystyczne, ratowała od zapomnienia ludowe pieśni. Dużo pracowała, wciąż uczyła. Udało jej się to, czego Herminie odmówiono.

- Dotknęła ją przedwojenna, śląska ustawa celibatowa dla nauczycielek - wspomina jej córka Kazimiera. - To oznaczało, że jeśli któraś z nich wyjdzie za mąż, nie może już pracować w szkole. Moja mama była cenioną, wykształconą nauczycielką, uwielbiała uczyć, ale zakochała się, chciała mieć dzieci. Poślubiła mojego tatę, kierownika szkoły w Cieszowej. I zwolniono ją z pracy.

Młoda nauczycielka była w rozpaczy; mogła wtedy wyjechać z rodziną w głąb kraju, gdzie ustawy celibatowej nie znano, ale nie chciała. Wiedziała przecież, że polskich nauczycieli w regionie brakuje. Władze szkolne cynicznie wykorzystały pasję świeżo upieczonej mężatki, pozwolono jej nadal uczyć, ale już za darmo. Mimo sympatii uczniów, jako kobieta wciąż borykała się z przeszkodami w pracy zawodowej. Po latach wywalczyła dla siebie oficjalne pół etatu. To był wyjątkowy sukces. Jej wnuczka Grażyna po niej odziedziczyła ten upór w doprowadzaniu planów do końca.

"Mazowsze" to nie to

Grażyna też mogła się załamać, gdy nie przyjęto jej do zespołu "Śląsk". Ale nie obrażała się na los. W jednym z prasowych wywiadów szczerze o tym mówi: "Zapatrzona w śliczne, zgrabne tancerki, chciałam być jak one. Robić to samo. Tańczyć. Patrząc na ruchy tancerzy nie wiemy, ile ciężkiej, mozolnej pracy włożyli w to, żeby uzyskać efekt lekkości, wyrażania emocji ciałem. Nie miałam tych wszystkich warunków, aby zostać zawodową tancerką".

Miała za to świetny słuch i głos. Grała od dzieciństwa na fortepianie, śpiewała sopranem lirycznym, skończyła szkołę muzyczną II stopnia. Wyrosła w dodatku na bardzo ładną kobietę. Okazało się jednak, że to wszystko za mało, żeby dostać się do zespołu. Kiedy zaraz po maturze przystąpiła do eliminacji, uznano, że się tutaj nie przyda. Powód? Niewyszkolony głos.

Czy wyobrażała sobie za wiele? Ale przecież Zespół Pieśni i Tańca "Mazowsze" przyjmuje ją z otwartymi rękami. Urodziwa, roztańczona, z pięknym głosem, po szkole muzycznej, stanowi cenny nabytek. Grażyna, tak jak wcześniej jej babcia nauczycielka, przekonuje się, jak trudno znaleźć uznanie w rodzinnych stronach. I tak jak dzielna Hermina też się nie poddaje.

Dziewczyna łyka łzy i jedzie do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Kielcach, bo tylko tam w roku jej matury jest nabór na wychowanie muzyczne. Uczy się także w średniej szkole muzycznej na wydziale wokalnym. W uczelnianym chórze śpiewa solówki, a w studenckim klubie jazz. Już nikt nie może jej zarzucić, że ma niewyszkolony głos. Rezygnuje z "Mazowsza", stawia się na kolejne eliminacje do zespołu "Śląsk".

Egzaminy są otwarte, przychodzi publiczność. Dla Grażyny to ważne, bo jej mama nadal pracuje w administracji zespołu. Można uciąć plotki, że panna, która wychowała się w koszęcińskim pałacu i zna zespół od podszewki, dostanie się tym razem do zespołu po znajomości. Grażyna będzie później opowiadać, że legendarna profesor Kamińska oceniała ją bez najmniejszej taryfy ulgowej. Może nawet ostrzej niż innych, w myśl zasady Hadyny, że przy eliminacjach do zespołu trzeba ostrożnie traktować kandydatów z tzw. środowiska. Może wtedy nastąpić "inwazja niepowołanych". Ale Grażyna broni się czystym talentem.

Chociaż w zespole głównie śpiewa, taniec na szczęście jej nie omija. Zwierza się: "Trzeba naprawdę dużo ćwiczyć, mozolnie pracować nad sobą i ciągle się doskonalić, bo scena wymaga wielu umiejętności. Codziennie na sali baletowej jest lekcja klasyki oraz lekcja tańca". Uwielbia to.

Wszystko teraz w jej życiu układa się jak w bajce. Przyznaje, że ma: "Blask sceny, cudowne sale, aplauz publiczności. Podróże do różnych zakątków świata". W 1982 roku wychodzi szczęśliwie za mąż za kolegę ze studiów, który dla niej podejmuje pracę w dziale technicznym zespołu. Mogą razem wyjeżdżać. Mają dwoje dzieci; córkę Aleksandrę i syna Błażeja.

To nowa przygoda

Kiedy po latach występów musi w 1999 roku ustąpić na scenie miejsca młodszym, nie czuje goryczy. Nie rozstaje się z zespołem. Dyrektor Adam Pastuch powierza jej ogromny materiał archiwalny "Śląska", prosi o przygotowanie muzeum. Grażyna zostaje kustoszem. To nowa pasja w jej życiu, o zespole wie przecież wszystko. Pozwala gościom dotykać eksponatów, przymierzać stroje, grać na instrumentach. Muzeum dzięki niej żyje.

Była solistka prowadzi też młodzieżowy zespół folklorystyczny "Tęcza" w Poczesnej i w innych małych gminach, zdobywa nagrody. Opowiada lokalnej gazecie: "Wróciłam do swojego pierwszego zawodu, do pracy z dziećmi. Jest to również wspaniała przygoda. Jestem dumna, że młodzież chce występować w ludowych strojach, śpiewać w gwarze, nie wstydzi się regionalnej tradycji". Ale pomaga też zespołom starszych pań, na przykład "Koziegłowy" i świetnie się z nimi bawi.

Choroba, nowotwór, zatrzymuje ją w pół kroku. Jest spokojna. Bliskim zostawia piękne słowa: "To wielkie szczęście w życiu, móc wykonywać taki zawód, który się kocha". Minęły właśnie dwa lata od jej śmierci.


*Najlepsze prezenty na Walentynki DLA NIEGO I DLA NIEJ
*SOCZI 2014 - IGRZYSKA OLIMPIJSKIE - RELACJE, ZDJĘCIA, CIEKAWOSTKI
*Poseł Pawłowicz: Europa jest domem publicznym, w którym wszystko wolno
*Urlop macierzyński i urlop rodzicielski 2014 [ZASADY I TERMINY]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!