W prasie pojawiły się liczne komentarze związane z nieukaraniem zomowców. Wypowiadali się m.in. prof. August Chełkowski: „To skandal. Bardzo źle się stało i konsekwencje mogą być poważne. Ten wyrok może być bowiem sygnałem, że nawet najgorsza zbrodnia może pozostać bezkarna” oraz Andrzej Rozpłochowski, lider śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” w latach 1980-1981: „Uniewinnienie zomowców to obraza dla pamięci poległych w obronie wolności robotników. I wielka krzywda dla wdów i sierot. Ten wyrok gloryfikuje stan wojenny (…)”.
Pierwszy proces zomowców z katowickiego plutonu specjalnego rozpoczął się 10 marca 1993 r. przed Sądem Wojewódzkim w Katowicach. Na ławie oskarżonych zasiadło 23 z nich.
Rozprawie towarzyszyły wyjątkowe środku ostrożności: „W drodze do sali 316 trzy razy policjanci z brygady antyterrorystycznej sprawdzali przepustki i bagaże. Członkami tej brygady do niedawna byli niektórzy z oskarżonych” – zauważał Tomasz Szymborski, wówczas reporter „Trybuny Śląskiej”.
Taka ciekawostka: czy zomowców, którzy strzelali do protestujących i pacyfikowali ich na demonstracjach, objęła tzw. ustawa dezubekizacyjna? Otóż nie objęła. Ona dotyczy funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Kolejna ciekawostka: w połowie 1989 r. w Polsce było 24 tys. funkcjonariuszy SB, a ilu ich było z końcem stycznia 1990 r.? Jak podaje prof. Antoni Dudek w książce „Reglamentowana rewolucja”, zostało ich już tylko… 3,5 tys. Stało się tak, ponieważ część esbeków przeszła do milicji, inni odeszli na emeryturę, a ponadto z SB wyodrębniono wywiad i kontrwywiad czy Biuro „T”, którego pracownicy zajmowali się np. zakładaniem i obsługą podsłuchów.
Była to „ściema” Kiszczaka i jego kumpli. Typowo mafijne działanie, by chronić swoich. Tych, którzy inwigilowali, przesłuchiwali, podsłuchiwali, łamali ludziom życiorysy, rozwalali rodziny, zabijali, bili, torturowali, zmuszali do emigracji etc.
Dziś w różnych mediach, co jakiś czas pojawiają się reportaże o biednych staruszkach, którym ustawa dezubekizacyjna zredukowała emeryturę. Jakoś żaden dziennikarz słowem nie wspomni w tych tekstach, że SB (wcześniej UB), były formacjami bandyckimi. Z reportaży przebija się smutek, empatia i rozpacz, bo przecież bohater lub bohaterka reportażu nikomu nic złego nie zrobili, nikogo nie skrzywdzili, wręcz przeciwnie, a teraz spotkała ich taka niesprawiedliwość. Jakoś żaden z żurnalistów nie pochyla się nad losem prześladowanych. Ich nie ma, są tylko dobrzy esbecy, którzy niczym Wallenrod szli do bezpieki.
Przemek Miśkiewicz ze Stowarzyszenia Pokolenie i mój szanowny sąsiad na tych łamach, z pewnością opowiedziałby dziesiątki historii ludzi, opozycjonistów, którzy konspirowali po to, byśmy mogli żyć w niepodległej Polsce, a po 1989 r. egzystowali w biedzie, często skrajnej. Ja opowiem tylko jedną historię takiego człowieka, który kiedyś na ulicy spotkał swego „opiekuna” z SB. Ów esbek ukłonił się temu człowiekowi i z rozbrajającym uśmiechem zapytał go:
– I po co panu to było? Podziemne drukarnie, gazetki, kolportaż, przesłuchania, więzienie? Pan dzisiaj klepie biedę, a mnie się całkiem dobrze powodzi.
Który z tych mężczyzn stał „po jasnej stronie mocy”? Odpowiedź jest zero-jedynkowa. Przynajmniej dla mnie. Ktoś działał po stronie dobra, ktoś po stronie zła. Tutaj nie ma odcieni szarości. Było to „sprawą smaku” i „odrobiny koniecznej odwagi” (Zbigniew Herbert), by nie pracować w SB, nie zapisywać się do PZPR, nie biegać po ulicach w mundurze ORMO lub z zomowską pałką, nie pisać peanów na cześć partii i jej członków, po prostu – by pewnych rzeczy nie robić. Jeżeli już się to robiło, należy za to zapłacić, a oni nawet się tego nie wstydzą. Przepraszam, wstydzili się, przynajmniej niektórzy…
Kiedyś, wspominany tutaj Zbigniew Herbert, został poproszony, by wraz z Arturem Międzyrzeckim stworzyli podręczną biblioteczkę w Domu Pracy Twórczej w Oborach. Panowie zapełnili biblioteczkę tomikami wierszy, opowiadaniami i powieściami pełnymi zachwytów swoich kolegów i koleżanek nad komunizmem. Potem, ilekroć Herbert przyjeżdżał do Domu Pracy Twórczej, pierwsze kroki kierował do tej oszklonej szafy, by zobaczyć, co z niej zniknęło. Złodziejami książek byli sami autorzy owych produkcyjniaków czy wierszy. Przynajmniej oni wiedzieli, że brali udział w „hańbie domowej” (Jacek Trznadel), a reszta? Reszta stała się niewidzialnymi. Kim oni są? Zainteresowanych odsyłam do mej powieści „Niewidzialni”.
Autor jest pisarzem, ostatnio wydał powieść „Świadek”.
Nie przeocz
Zobacz także
Musisz to wiedzieć
- Zarobki maszynisty, konduktora, kasjera w 2022 r. Sprawdź!
- Najmodniejsze zimowe trendy w paznokciach. Zobacz niezwykłe wzory, które będą HITEM!
- Najpiękniejsze wsie w województwie śląskim. Warto je odwiedzić i zobaczyć ich uroki
- Tego nie wiesz o województwie śląskim. Te ciekawostki mogą zaskakiwać. Sprawdź!
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?