Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stracony sezon LeBrona Jamesa w Lakers. Co poszło nie tak?

Przemysław Drewniak
LeBron James w wieku 34 lat wciąż gra na bardzo wysokim poziomie, ale nie był w stanie pociągnąć LA Lakers do fazy playoffs
LeBron James w wieku 34 lat wciąż gra na bardzo wysokim poziomie, ale nie był w stanie pociągnąć LA Lakers do fazy playoffs Wikimedia Commons
Dla kibiców NBA to będzie inna wiosna. Po raz pierwszy od 2005 roku w playoffach zabraknie LeBrona Jamesa, który spisał już na straty swój pierwszy sezon w barwach Los Angeles Lakers i nie wystąpi w ostatnich pięciu meczach fazy zasadniczej. Jak to możliwe, że mariaż najlepszego koszykarza mijającej dekady i szesnastokrotnych mistrzów NBA okazuje się jak na razie wielką klęską?

Młodsi czytelnicy, którzy zaczęli się interesować ligą NBA po 2005 roku, nie przeżyli jeszcze playoffów bez LeBrona. Gdy po raz ostatni skrzydłowego z Akron zabrakło w decydującej fazie sezonu, Jerzy Dudek wygrywał z Liverpoolem Ligę Mistrzów, a bramki dla reprezentacji Polski strzelał Tomasz Frankowski. Nie jest przypadkiem, że kres serii 13 kolejnych występów w playoffach i ośmiu udziałów w finałach ligi przypadł na pierwszy sezon Jamesa w barwach Los Angeles Lakers. Jeziorowcy nie zagrają w fazie posezonowej już szósty rok z rzędu, co jest absolutnym rekordem w 72-letniej historii klubu.

Co doprowadziło do największego rozczarowania tego sezonu w NBA? Wyliczamy cztery główne przyczyny, które złożyły się na porażkę drużyny z Kalifornii.

1. Plaga kontuzji

- W całej swojej karierze nie widziałem jeszcze drużyny tak zdziesiątkowanej przez kontuzje - przyznał rozgrywający Lakers, Rajon Rondo, czyli jeden z weteranów, który latem ubiegłego roku przyjechał do LA, by wspomóc Jamesa w dowodzeniu młodą drużyną. Właśnie mieszanka doświadczenia z młodością miała stanowić o sile Lakers 2018/2019. Kierownictwo klubu chciało, by oprócz Jamesa pierwszoplanowymi postaciami byli 21-letni Lonzo Ball i Brandon Ingram, a także znakomicie rozwijający się strzelec Kyle Kuzma.

Wspomniana czwórka nie miała jednak szansy, by odpowiednio się zgrać. Na przełomie grudnia i stycznia James z powodu kontuzji pachwiny pauzował przez 17 spotkań, najdłużej w swojej dotychczasowej karierze. Ball, który pod okiem Rondo miał stać się pierwszym rozgrywającym i jednym z liderów zespołu, opuścił cały okres przygotowawczy po operacji kolana, a w styczniu w starciu z Houston Rockets skręcił kostkę i od tamtej pory nie pojawił się na parkiecie już ani razu. Ingram stracił 30 meczów, a na początku marca lekarze podjęli decyzję o wyłączeniu go z gry z powodu nietypowego problemu - zakrzepicy żył głębokich, która wymagała nawet operacji. W ciągu sezonu z powodu kontuzji pauzowali także Kuzma, Rondo, Josh Hart czy JaVale McGee.

Lakers zakończyli marzec z bilansem 34-42 - zbyt słabym, by móc nawiązać walkę o playoffy. Ale gdy kwartet James, Ball, Ingram, Kuzma grał w komplecie, Jeziorowcy wygrali aż 15 z 23 meczów. Gdyby nie kontuzje, nastroje w Los Angeles mogłyby być teraz zupełnie inne.

2. Pomyłki władz klubu

Po zakontraktowaniu Jamesa, odpowiedzialni za transfery i budowę kadry drużyny Magic Johnson i generalny menedżer Rob Pelinka przyjęli dosyć nietypową strategię w kompletowaniu składu. Podpisali jednoroczne umowy z weteranami - Rondo, McGee, Michaelem Beasleyem czy Lancem Stephensonem. Wszyscy mieli wspomóc młody trzon drużyny doświadczeniem, a krótkie umowy gwarantowały, że latem 2019 roku Lakers będą mieli w swoim budżecie płacowym odpowiednio dużo miejsca, by do Jamesa dokooptować jeszcze jedną gwiazdę ze ścisłego topu.

Problem w tym, że żaden z wymienionych zawodników nie słynie z wysokiej skuteczności rzutów z dystansu, na której opiera się dziś gra najlepszych drużyn w NBA. James wygrywał tytuły z Miami Heat i Cleveland Cavaliers m.in. dlatego, że gdy był dokładnie kryty przez rywali, kreował pozycje dla takich strzelców jak Ray Allen, James Jones, Mike Miller czy Kyrie Irving. W zwycięskich dla Jamesa seriach finałowych każdy z nich trafiał co najmniej 40% rzutów za trzy. W Lakers LeBron mógł liczyć co najwyżej na 35% skuteczności nieregularnego Kentaviousa Caldwell-Pope'a. Drużynowo Jeziorowcy trafiają z dystansu tylko 33,2% prób, co jest przedostatnim wynikiem ligi. W dzisiejszej NBA, szybkiej, zdominowanej przez Golden State Warriors ze Stephenem Currym i Klayem Thompsonem, nie można liczyć na sukces bez snajperów na obwodzie.

Lakers mieli szansę, by naprawić swój błąd i pozyskać solidnego strzelca w połowie sezonu. Na początku lutego ściągnęli w tym celu skrzydłowego Reggie'ego Bullocka z Detroit Pistons, ale ten kompletnie się nie sprawdził. Co gorsza, by dokonać transferu, Jeziorowcy oddali do LA Clippers obiecującego centra, Ivicę Zubaca. Chorwat był w tym sezonie największą niespodzianką w kadrze Lakers. Zaliczył kilka imponujących występów, w styczniu przeciwko Oklahoma City Thunder zdobył rekordowe w karierze 26 punktów i 12 zbiórek. Nic dziwnego, że gdy Lakers wykonali telefon do lokalnych rywali i zaoferowali im Zubaca, ci od razu przystali na propozycję. Jeziorowcy przez ponad dwa lata kształtowali chorwackiego środkowego tylko po to, by oddać go w zamian za nieskutecznego Bullocka i centra Mike'a Muscalę, który zagrał raptem w kilku spotkaniach i niczym się nie wyróżnił. Clippers zyskali nie tylko wartościowego zawodnika, ale i kolejny powód, by śmiać się z bogatszego i bardziej utytułowanego lokalnego rywala. Kolejny, bo w przeciwieństwie do Lakers, były klub Marcina Gortata z awansem do playoffs nie miał żadnego problemu.

3. Chaos przed trade deadline

Gdy 25 grudnia Lakers w efektowny sposób ograli na wyjeździe Warriors, zajmowali czwarte miejsce w Konferencji Zachodniej i wydawało się, że są na dobrej drodze, by wrócić do ligowej czołówki. W styczniu James pauzował jednak z powodu kontuzji, a w lutym atmosfera w drużynie została zmącona przez tzw. trade deadline - czyli ostatni moment, w którym drużyny NBA mogą dokonywać między sobą transferów w trakcie sezonu.

W amerykańskich mediach temat Lakers w kontekście kadrowych zmian przewijał się najczęściej. Oliwy do ognia dolał sam James, który jeszcze w grudniu stwierdził, że chciałby zagrać w jednej drużynie z gwiazdą New Orleans Pelicans, Anthonym Davisem. W lutym Davis ogłosił z kolei, że poprosił swój klub o transfer do innej drużyny, co tylko wznieciło plotki. Doniesienia mówiły o tym, że władze Lakers oferowali Pelicans nawet wszystkich młodych zawodników (Balla, Kuzmę, Ingrama, Zubaca). Zamieszanie bardzo źle wpłynęło nie tylko na ich formę, ale i na atmosferę w kalifornijskiej szatni.

Ostatecznie do żadnych większych ruchów nie doszło, bo Pelicans woleli odłożyć wymianę z udziałem Davisa do lata. Po upływie deadline'u, Magic Johnson poleciał do Philadelphii, gdzie Lakers rozgrywali mecz z Sixers. - Jadę przytulić chłopaków i powiedzieć im, że musimy się zjednoczyć w walce o nasz cel, którym jest awans do playoffs - mówił były świetny rozgrywający, a obecnie prezes ds. sportowych klubu. Czułości i szeroki uśmiech Johnsona nie podziałały - w młodej drużynie, osieroconej przez swojego kontuzjowanego lidera, coś nieodwracalnie pękło.

4. Tarcia w szatni

Kontuzje, szum medialny i wyniki poniżej oczekiwań - taka mieszanka musiała sprawić, że pogorszeniu ulegną również relacje w szatni Lakers. Te przez długi czas były bardzo dobre, bo trener Walton jeszcze niedawno sam występował na parkietach NBA i doskonale dogaduje się z zawodnikami. W pewnym momencie frustracje słabymi wynikami wzięły jednak górę.

23 lutego Lakers zaliczyli jedną z najbardziej rozczarowujących porażek w sezonie. W okresie, gdy fani w Los Angeles liczyli na ostatni atak w walce o playoffs, koszykarze przegrali na wyjeździe ze słabymi Pelicans, którzy występowali na dodatek bez kontuzjowanego Davisa. Kilkanaście godzin później Lakers przybyli do Memphis i dzień przed meczem z Grizzlies spotkali się we własnym gronie. Czas na rozmowę zarządził Rondo, który uznał, że drużyna musi pozwolić sobie na chwilę szczerości. James usłyszał wtedy od młodszych kolegów, że jako lider powinien dawać lepszy przykład. Zarzucali mu zwłaszcza to, że swoją mową ciała podczas meczów miewa demotywujący wpływ na drużynę. Wcześniej, po porażce z Pelicans, James pytany o gotowość młodszych kolegów do walki o wyższe cele, odpowiedział: - Jak można wiedzieć, jaka jest stawka, skoro nigdy nawet się nie grało w playoffs?

Eskalacji konfliktu udało się jednak uniknąć. James zobowiązał się, że popracuje nad sprawowaniem funkcji kapitana i sprawa rozeszła się po kościach. LeBron naraził się jednak na zarzuty, że nie kieruje młodszym zespołem tak skutecznie, jak jeszcze niedawno w Los Angeles z powodzeniem robił to Kobe Bryant. Podczas jednego ze spotkań kibice w hali Staples Center zaczęli nawet skandować w kierunku Jamesa hasło "We want Kobe". Reakcja zdecydowanie przesadzona, choć nie można się dziwić, że przyzwyczajonej do wygrywania publiczności w Mieście Aniołów puszczają nerwy. Od 2013 roku Lakers przegrali najwięcej meczów spośród wszystkich drużyn NBA.

Gorące lato w LA

Kibicom złoto-purpurowych pozostaje nadzieja, że latem Johnson i Pelinka wyciągną wnioski i dokonają mądrej przebudowy zespołu. Ta będzie konieczna, bo oprócz Jamesa, kontrakty na przyszły sezon mają tylko Ball, Ingram, Kuzma, Hart oraz tegoroczni debiutanci, Moritz Wagner i Isaac Bonga. Z tej szóstki najstarszy koszykarz ma zaledwie 24 lata. Potencjał? Jest. Pieniądze na ściągnięcie supergwiazdy? Zabezpieczone. Władze Lakers wciąż mają w rękach sporo atutów, ale w nowej drużynie będą musieli mądrzej porozkładać akcenty, a przede wszystkim wykazać się skutecznością w kuszeniu wolnych agentów. W ich gronie po zakończeniu sezonu mogą znaleźć się m.in. Kevin Durant, Kyrie Irving, Kawhi Leonard, Klay Thompson, Jimmy Butler, Kemba Walker czy Khris Middleton. Media debatują także nad przyszłością trenera Waltona, który po dwóch latach pracy przy El Segundo ma tyle samo zwolenników, co przeciwników.

Lakers są pod coraz większą presją. Nie mają już marginesu na błędne decyzje, bo do końca kontraktu i prawdopodobnie kariery Jamesa pozostały już tylko trzy lata, a brak mistrzowskiego tytułu w tym okresie byłby dla Johnsona i Pelinki gigantyczną porażką. Bez sukcesu na rynku transferowym Jeziorowcy nie nawiążą walki z najlepszymi. Dlatego możemy być pewni, że najbliższe lato w Los Angeles będzie wyjątkowo gorące.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera