Ale pojechałem i smażyłem się w słońcu, a woda w morzu była ciepła jak w wannie. Jednak ta sielanka zepsuła się w ostatnim dniu urlopu. Przez trzy godziny padało i strasznie się ochłodziło do plus 25 stopni (!). Wróciłem 30 lipca. A tu czekały na mnie prawdziwe powody wielkiej frustracji z powodu wody. Deszcz lał całą drogę w Austrii, Czechach aż po Śląsk.
Potem smutne zdziwienie, że polski lipiec był taki deszczowy i chłodny. Od deszczu wybiło mi studzienkę na podwórku i zalało garaż oraz przeciekł dach w mojej pracowni. Z powodu chłodu chciałem uruchomić w domu ogrzewanie, ale rozciekł się piec gazowy. Woda, woda, woda… - ale nie było czasu na frustracje, gdyż następnego dnia wyjeżdżałem na Górę św. Anny. Ponieważ każdego roku jestem na urlopie w drugiej połowie lipca, to dotąd nie miałem okazji uczestniczyć w odpuście św. Anny na Górze św. Anny. A przypomnijmy! W tym śląskim sanktuarium czczona jest dawna figurka św. Anny trzymająca na rękach córkę Maryję i wnuka Jezuska.
Przede wszystkim jednak to miejsce jest najważniejszym sanktuarium, które ma nieocenione zasługi dla kształtowania się regionalnej śląskiej kultury. Oczywiście w tym sanktuarium są kilka razy do roku wielkie odpusty z tzw. obchodami kalwaryjskimi, na których już byłem. A ponieważ tegoroczny odpust przypadł na niedzielę 31 lipca - więc mi to fajnie klapło i pogodziłem urlop z odpustem. Zatem w ostatnią niedzielę rano ruszyłem na Anaberg - jak się też mówi na Górę św. Anny. Ale woda znów mnie prześladowała. Całą drogę lał deszcz. Włączyłem radio.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Najpierw natrafiłem na smutną audycję o tragicznej sytuacji w Somalii, gdzie ludzie umierają w obozach dla uchodźców z powodu braku wody. Znów ta woda! Gdzie indziej leciała audycja o wygnaniach Polaków z Kresów Wschodnich. Smutne audycje i deszcz padający bez przerwy, również na Anabergu. Wszedłem cały zmoczony do sanktuarium a tu na powitanie ojciec gwardian przywitał mnie i innych pielgrzymów tradycyjnym pokropieniem wodą święconą. Znów ta woda! Ale z drugiej strony taka woda nie powinna na Ślązokach robić większego wrażenia.
Bo w końcu sama nazwa - Śląsk, znaczy - miejsce podmokłe, zaś najbardziej popularnym bohaterem regionalnych śląskich berów i bojek jest utopek, czyli stworek mieszkający w stawach, czyli w wodzie. Dlatego nie poddałem się wodnej frustracji, a jedynie po powrocie z Anabergu zdjąłem przemoczone szczewiki i fuzekle, czyli buty i skarpetki, po czym na wszelki wypadek sprawdziłem, czy już od tej wody nie zaczynają mi rosnąć błony pławne między palcami. Tak, bo śląskie utopki takie błony mają - tak przynajmniej mówi nasza regionalna tradycja.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?