Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świąteczne sprzątanie, czyli Beznadziejna pani domu

Katarzyna Pachelska
Testu białej rękawiczki boją się wszystkie uczestniczki programu
Testu białej rękawiczki boją się wszystkie uczestniczki programu Arkadiusz Gola
Jak przez tydzień starałam się być perfekcyjną panią domu - z zaangażowaniem sprzątałam, czyściłam, gotowałam, zmywałam, prałam oraz prasowałam i dlaczego rzuciłam tym wszystkim w diabły - zeznaje Katarzyna Pachelska

Taka chuda jak Perfekcyjna Pani Domu (PPD) już chyba nie będę, ale kto powiedział, że nie mogę tak jak ona być mistrzynią w sprzątaniu, czyszczeniu, myciu, zmywaniu i innych domowych czynnościach? A co tam, podejmuję się tego zadania. W ciągu jednego tygodnia stanę się klonem Małgorzaty Rozenek! Drżyjcie roztocza, koty z kurzu, wymiętolone ciuchy. Nadchodzę!

Poniedziałek

Rano budzę się ze świadomością, że oto pierwszy dzień piękniejszej, lepszej i czystszej reszty mojego życia. Rączo wyskakuję z pościeli (trzeba by wymienić), pełna energii i planów na poranek. Uderza mnie dziwna cisza. Pan W. już poszedł do pracy, ale gdzie kociaki? Znajduję je w kuchni, nad porozlewaną po całej podłodze wodą z miski. Miny - niewinne, ale na wszelki wypadek od razu pryskają, pozostawiając za sobą mokre ślady łap. Plask, plask. Na usta ciśnie mi się soczyste przekleństwo, ale przecież PPD na pewno nie używa brzydkich słów. Pędzę po ścierę, biorę trzy, takiej powodzi jedna nie powstrzyma. Na kolanach z zapałem wycieram wodę, żeby koty znowu do niej nie wlazły. Ma być perfekcyjnie, żadnych śladów. Przy okazji łapię zwierzaki i wycieram im łapy do sucha, narażając się na wściekłe ataki pazurami (trzeba obciąć). Czas niebezpiecznie ucieka. Szybkie: kawa i śniadanie, makijaż podstawowy, ciuchy niewymagające prasowania, fryzura - brak. A jeszcze trzeba pozmywać, pościelić, wyczyścić kuwety, przygotować śmieci do wyrzucenia.

Na kolegium redakcyjne o 10 wpadam spóźniona o dobre 8 minut. Naczelny patrzy na mnie wzrokiem bazyliszka. - Przepraszam, miałam w domu katastrofę - kłamię tylko trochę, bo przecież żaden facet nie zrozumie, że musiałam wypucować podłogę perfekcyjnie.

Dzień w pracy stresujący ponad wszelką normę. - Nic nie działa tak odprężająco jak solidna harówa w domu - motywuję siebie jak prawdziwa PPD. Ugotuję coś pysznego. Trafia na łososia w maku, według przepisu samego Pascala Brodnickiego. Po pracy lecę do sklepu. Łosoś w promocji dawno się zmył, więc kupuję w normalnej cenie. Trudno. W domu, choć już prawie 20, z zapałem biorę się do gotowania. Godzinę później kuchnia wygląda jak pobojowisko, a mnie przybyły dwie rany cięte na palcach. Stres wcale nie minął, wręcz przeciwnie. - Nie ogarniam tej kuwety - myślę. Trzeba było kupić pizzę.

Pan W. zajada łososia aż mu się uszy trzęsą. - Trochę mi nie wyszedł - tłumaczę się. - Coś ty, bardzo dobry - mówi. Facetom jednak niewiele potrzeba do szczęścia. Zostawiam go w kuchni ze zmywaniem garów. W końcu PPD też namawia do delegowania obowiązków.

*Niesamowity Dreamliner w Pyrzowicach ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*HC GKS Katowice od szatni ZOBACZ ZDJĘCIA TYLKO W DZ
*Ślązacy zazdroszczą Katalończykom autonomii: prawda czy fałsz? [CZYTAJ I SKOMENTUJ]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Wtorek

Wracam z pracy późno, jak to we wtorek, ale nie daję się zmęczeniu. Cel wieczoru - toaleta i łazienka. Najlepsza jest soda oczyszczona - brzmi mi w uszach złota myśl PPD. Szoruję więc sodą, i nawet działa! Z entuzjazmem przechodzę do łazienki. Lustro domaga się mycia. Biorę do ręki psikacz i psik nim w szkło. Przecieram lustro raz, drugi. Co to takie tłuste jakieś? O, to był środek usuwający kamień. Ups, ten do luster stał obok. - Może nawet lepiej z rana nie widzieć się dokładnie w lustrze - pocieszam się. Do kubka na szczoteczki wlewam, zgodnie z poradą PPD, gorącą wodę z octem. W ciągu 30 minut ma go wyczyścić na cacy. Efekt jest mizerny, brud pozostał, a kubek śmierdzi. Wieczorny prysznic postanawiam wykorzystać do umycia kabiny od środka. Pucuję, już właściwym środkiem, czując że w tym cieple moja twarz przybiera kolor buraka, a opuszki palców są pomarszczone jak pewnie ja za 60 lat. Na szczęście nikt mnie nie widzi, bo jest już dobrze po północy.

Środa

No, dzisiaj to się dopiero wezmę za sprzątanie. Najpierw nastawiam pranie, potem - odkurzanie, to nawet lubię, choć muszę odkurzać codziennie, kociarze to rozumieją. Wchodzi pan W. - Mam dla ciebie kawał - rzuca od progu. - Wolałabym kolczyki z diamentami - myślę, rzucając przez ściśnięte zęby zachęcające "No?". - Dziś w nocy w moim domu był włamywacz. Szukał pieniędzy. Zwlokłem się z wyra i szukałem z nim - sam się śmieje ze swojego dowcipu. - Ha, ha - wtóruję, zastanawiając się jednocześnie, w jaki sposób odsunąć kanapę, by nie porysować podłogi. W. jest wyraźnie zdegustowany moim brakiem entuzjazmu.

Po godzinie sprzątania mam już dość. - Poczytałabym sobie książkę, do tego zjadła malutki kawałek czekolady - marzę. Ale PPD nie je, a przynajmniej nie je wieczorem. Będę twarda. Poczytam jeżdżąc na rowerku albo lepiej - obejrzę na telefonie komórkowym nowy odcinek "Lekarzy". 10 kilometrów później i ani metr dalej pot zalewa mi czoło. Z czytania nici, Małaszyński myli mi się z Bobrowskim. Jak tu teraz zawlec się pod prysznic? Jedyny plus - śpię potem jak zabita, z kotami w nogach.

Czwartek

Myślę sobie, że najlepszym sprawdzianem dla PPD będzie urządzenie przyjęcia. Wiem już z doświadczenia, że nic tak nie motywuje do sprzątania jak goście. Poza tym PPD zawsze egzaminuje uczestniczki swojego programu z organizowania stołu, pięknego układania zastawy. Kto powiedział, że ja tak nie umiem? Dzwonię od razu do familii, zapraszając ich na sobotę. Zrobię obiad, a potem coś jeszcze na kolację. No i jakiś deser by się przydał. Jak nic już dziś trzeba jechać do dużego sklepu. W. się przydaje jako tragarz. Po przywleczeniu trzech ton zakupów (nie wspomnę, ile to wszystko kosztowało) na trzecie piętro padamy z nóg. Z tym przyjęciem to chyba nie był dobry pomysł.

*Niesamowity Dreamliner w Pyrzowicach ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*HC GKS Katowice od szatni ZOBACZ ZDJĘCIA TYLKO W DZ
*Ślązacy zazdroszczą Katalończykom autonomii: prawda czy fałsz? [CZYTAJ I SKOMENTUJ]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Piątek

Od rana denerwuję się, jak zdążę na jutro przygotować te wszystkie ambitne dania? Pociesza mnie sam Jamie Oliver, bo w przedmowie do swojej książki kucharskiej pisze, że każdy może gotować i w dodatku nie zajmie mu to więcej niż pół godziny (na jedno danie). Takiemu autorytetowi chyba można zaufać - myślę, jednocześnie dodając po następne pół godziny na każde, dla pewności. W pracy myślę tylko o tym, że wieczorem muszę koniecznie upiec ciasto i babeczki. Zwłaszcza te babeczki latają mi przed oczami. O mały włos nie zauważam, że w tekście, który redaguję, jest napisane "dziewczyna uczesana w koński ogień". Wieczorem w domu piekę jak szalona. W domu pięknie pachnie, nareszcie czuję, że życie PPD może być przyjemne. To uczucie szybko mija, bo już jest 22, a ja jeszcze mam do posprzątania cały duży pokój.

Sobota

Wstaję o 6 rano. Kociaki, zdumione tym, ładują mi się na kolana. Kiedy je wyganiam, są wyraźnie oburzone. Idą do pana W., który smacznie sobie śpi. - Zacznę od odkurzania - kalkuluję złośliwie. Południe wita mnie bólem pleców. Czuję też, że głowa zaczyna ćmić. Kuchnia jest za mała na te wszystkie potrawy, które sobie wymyśliłam. W. narzeka, że nie ma obiadu (przecież będzie, ale o 17). Zaganiam go do mycia podłogi i wykładania talerzy na stół, żeby nie marudził. Chwilę przed przyjazdem gości biegnę wyrzucić śmieci. Do sąsiadów właśnie puka facet z pizzą. Z pudełka dobiega taki zapach, aż mnie skręca. Przyjęcie udało się nadzwyczajnie. Goście, zdumieni moim zaangażowaniem, chwalili potrawy i ciasta, pięknie wysprzątany dom. Przynajmniej pan W. tak mówił, bo ja krążyłam bezustannie między pokojem a kuchnią, odnosząc, przynosząc, dokładając, dolewając. Nawet nie wiem dokładnie, o czym rozmawiali. No i jestem głodna, ale nawet nie chce mi się sięgnąć po widelec. Spać!

Niedziela

Wstaję o 10. Ledwo. Nic mi się nie chce, no może oprócz kawy, ale jak ktoś mi ją zrobi. Pan W. wyraźnie zadowolony. Już zjadł sałatkę z wczoraj, poprawił ciastem. - To co dzisiaj robimy? - rzuca. - Nic - odburkuję. - Może pojedziemy na łyżwy albo do kina? - rzuca propozycjami jak nigdy. - Tylko już nie sprzątaj - dodaje W. Ja za to marzę o dniu przeleżanym pod kocykiem z kociakami na kolanach. One jednak wcale nie garną się do mnie, obrażone za tyle dni bez miziania. Prawie wszyscy w domu są nieszczęśliwi przez to całe perfekcyjne życie, ze mną na czele. Dzwonię po pocieszenie do mojego psychologicznego autorytetu, prof. Katarzyny Popiołek. - Nie ma sensu na siłę dążyć do ideału, szczególnie gdy jest on narzucany przez media. Nikt nie jest doskonały. Tutaj, tak jak wszędzie i zawsze, najlepiej sprawdza się zasada złotego środka - mówi pani profesor.


*Aquadrom w Rudzie Śląskiej - najpiękniejszy park wodny w Polsce ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*75. urodziny Stanisława Oślizło. Benefis legendy Górnika Zabrze ZDJĘCIA
*Morderstwo w Skrzyszowie - NIEZNANE FAKTY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!