Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Syn wielkiego dziennikarza Bolesława Surówki w DZ

Marcin Zasada
Zespół "Dziennika Zachodniego" z końca lat 40. Drugi od lewej siedzi Bolesław Surówka
Zespół "Dziennika Zachodniego" z końca lat 40. Drugi od lewej siedzi Bolesław Surówka Fot. ARC DZ
Po trzynastu latach nieobecności w kraju, w tym tygodniu przyjechał na Śląsk Marek Surówka, syn najsłynniejszego dziennikarza w historii śląskiej prasy.

Dlatego było nam niezwykle miło, że znalazł czas, by odwiedzić redakcję DZ. Rozmawialiśmy oczywiście o ojcu pana Marka, niezapomnianym publicyście i recenzencie teatralnym, człowieku z pięknym umysłem, wyjątkowym poczuciem humoru i niezwykłym życiorysem.

Instytucja. "Niejaki X". Legenda Dziennika Zachodniego i całego dziennikarstwa na Śląsku - Bolesław Surówka. Przez dziesięciolecia był absolutną gwiazdą naszej gazety. Jego felietony w cyklu "Pod włos" podpisywane "Niejaki X" były najpopularniejszą rubryką DZ. Przeszedł do historii również jako wybitny obserwator życia artystycznego. Z jego recenzjami liczyli się najwięksi ludzie teatru z Gustawem Holoubkiem czy Józefem Parą na czele. Z "Dziennikiem Zachodnim" Surówka związany był od jego powstania, do swojej śmierci w 1980 roku.

Jego syn, Marek Surówka, na co dzień prowadzi firmę w Szwajcarii. Podczas wizyty zachwycił nas wspomnieniami o ojcu-legendzie.

Ojciec nie byłby dziennikarzem, gdyby nie Korfanty

Z Markiem Surówką, synem Bolesława Surówki, rozmawia Marcin Zasada

Jaki był "Niejaki X"?
Przede wszystkim był mądrym człowiekiem. Gdy jako młody chłopak słuchałem jego rad, wydawało mi się, że wiem lepiej. Z czasem okazywało się, że to ojciec miał rację. Jego wskazówki bywały niezwykle trafne i zabawne zarazem. Na przykład powtarzał, że "nawet jeśli mówisz, za przeproszeniem, o dupie Maryni, to powinieneś znać i dupę, i Marynę".
To dobra wskazówka również dla dziennikarzy, których wychowywał. A pan został chemikiem.
Bo chemia jakoś zafascynowała mnie całkowicie. Ojciec zostawił mi wolną rękę, żartuję nawet, że wiedział o moich studiach na Politechnice Śląskiej, ale kierunku już by nie wymienił (śmiech). On sam z kolei chciał być prawnikiem i dopiero interwencja Wojciecha Korfantego u mojego dziadka naprowadziła go na dziennikarstwo. Później ojciec kończył ten kierunek we Francji, tam zrobił też doktorat z nauk politycznych.

Jak powstawały felietony "Pod włos"? Miał pan okazję przyglądać się ojcu podczas jego pracy?
Często zdarzało się, że pisał w domu, w nocy. Miał osobny pokój, w którym pracował. Matce nie zawsze to odpowiadało, ale imponował jej intelekt ojca, jego osiągnięcia i pozycja. Była dumna z tego, że jest żoną sławnego, wybitnego człowieka. Ojciec biegle władał pięcioma językami, nie licząc łaciny i greki. Znajomi nazywali go chodzącą encyklopedią, bo miał niewiarygodną wiedzę i pamięć. Korzystał z nich na przykład pisząc felietony. Dbał też o czystość i poprawność języka. Pod tym względem był surowym sędzią dla każdego.

Co dziś doradziłby współczesnym dziennikarzom?
Żeby mądrze korzystali ze swojego przywileju. Ojciec powtarzał, że dziennikarz to człowiek, który wie więcej od wszystkich. Ale tę wiedzę musi umieć spożytkować. I jeszcze jedno. Dla ojca w słowie dziennikarstwo zawierało się hasło: "godność". To tak uniwersalna prawda, że nigdy nie straci na swojej autentyczności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!