Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szołtysek: Żabia klątwa z Wisły

Marek Szołtysek
Lubię jeździć do Wisły i przed tygodniem spędziłem tam trzy dni na polu namiotowym. Zaraz obok niego przepływa rzeka Wisła, gdzie mimo zimnej wody kąpało się sporo dzieci. A jak im się od chłodu pojawiły na nosie snople, to grzały się na brzegu, owinięte ręcznikami. Wtedy cała wczasująca się tam młodzież oddawała się zabawom z użyciem telefonów komórkowych.

Obserwowałem to z pewną obawą o ich rozwój intelektualny, ale cóż, takie czasy. Wtedy przypomniałem sobie o swoich zabawach w wieku 10, 12 lat. Mój ojciec budował dom i kopał fundamenty pod słupki z płotu albo pod garaż. I kiedy tylko popadał deszcz, to robiły się tam małe zbiorniki wodne.

Nie, oczywiście, że nie kąpałem się w tych gliniastych dziurach wąskich na koło pół metra. Ja tylko w tych dziurach łapałem żaby, które tam wpadły i nie potrafiły się samodzielnie wydostać. Robiłem to z pomocą obieraka do owoców, umocowanego na długim stylisku. Powiem szczerze, że zajęcie było podobnie fascynujące jak dzisiejsze czytanie SMS przez małolatów. Bo jak sprawdza się co chwilę, czy nie przyszła na komórkę jakaś wiadomość, tak samo ja często zaglądałem, czy nie wskoczyła tam znów jakaś żaba.

Porównanie moich dawnych żabich fascynacji do dzisiejszych komórek w szkole też ma pewną analogię. Zakazane jest bowiem w klasach lekcyjnych używanie telefonów, bo można mieć kłopoty. Ja też miałem podobne problemy. Kiedyś wyłowione z wykopów żaby postanowiłem zanieść do szkoły i pochwalić się przed kolegami. Owszem, może niepotrzebnie wziąłem ich aż 20, ale kłębiące się w słoiku po brateringach, czyli śledziach opiekanych, stado żab wyglądało imponująco. Zwierząt tych nie miałem zamiaru cały czas trzymać w naczyniu, tylko zapewniłem im idealne warunki bytowania, wkładając do klasowego akwarium, które stało koło biurka nauczycielki od przyrody. Niestety nie doceniła ona mojego zamiłowania do natury i z okrzykiem przerażenia uciekła do pokoju nauczycielskiego i już stamtąd nie wyszła. Przez woźną dała znać, że mam te paskudztwo zabrać i jutro zgłosić się z mamą. Do dzisiaj nie rozumiem, jak z taką niekompetencją można było uczyć biologii.

Tyle wspomnień, powróćmy do Wisły. Jeżdżąc tam na rowerze, w pewnym momencie zauważyłem, że na tylnym kole siedzi jakaś żaba. Wiem, że jest to nieprawdopodobne, ale zrobiłem na potwierdzenie zdjęcie. Siedziała i wcale nie chciała uciekać. Może jakaś księżniczka przyszła się całować: pomyślałem. Albo gorzej, bo to może zapowiedź jakiejś kary za łapanie żab w dzieciństwie? Nie wiem co o tym myśleć, ale żaba ta bynajmniej nie przyniosła mi szczęścia, bo po powrocie do domu zepsuł mi się poważnie komputer, w którym nagle padł twardy dysk. Oto po latach dopadła mnie może zemsta żaby, czyli rapitołzy, bo tak w dzieciństwie mówiliśmy po śląsku na te zwierzątka.

[email protected]

CZYTAJ WIĘCEJ FELIETONÓW MARKA SZOŁTYSKA [MAREK SZOŁTYSEK FELIETONY NA DZIENNIKZACHODNI.PL]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!