Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

TAJEMNICE ŚLĄSKA. Jak Jan Klyta z Chorzowa przechytrzył Niemców i ocalił pod ich nosem bibliotekę Skarbofermu

Grażyna Kuźnik-Majka
Grażyna Kuźnik-Majka
Budowany w 1892 roku budynek przy ul. Katowickiej 72 w Chorzowie,, w którym mieściła się siedziba Skarbofermu.
Budowany w 1892 roku budynek przy ul. Katowickiej 72 w Chorzowie,, w którym mieściła się siedziba Skarbofermu. arc. DZ
Nikt oprócz jednej osoby nie wiedział, co znajduje się na poddaszu neorenesansowego budynku w Chorzowie, który przed wojną należał do Skarbofermu, a stał się siedzibą hitlerowskich urzędów. Niemcy nie mieli pojęcia, że wieżyczki ze szpiczastymi dachami pilnują zbioru polskich książek, które skazali na spalenie. Gromadził je tam ryzykując życiem mistrz introligatorski Jan Klyta.

Podczas okupacji nikt oprócz jednej osoby nie wiedział, co znajduje się na poddaszu neorenesansowego budynku w Chorzowie, który przed wojną należał do Skarbofermu, a stał się siedzibą hitlerowskich urzędów. Niemcy nie mieli pojęcia, że wieżyczki ze szpiczastymi dachami pilnują zbioru polskich książek, które skazali na spalenie. Gromadził je tam ryzykując życiem mistrz introligatorski Jan Klyta.

Skarboferm, przemysłowa polsko-francuska spółka akcyjna miała cenny księgozbiór, złożony głównie z prac specjalistycznych i naukowych, ale katalog obejmował również literaturę piękną, młodzieżową, powieści biograficzne, religijne, społeczne, dzieła w języku francuskim, roczniki czasopism, polską poezję i utwory dramatyczne. Łącznie zbiór liczył ponad 10 tys. tomów.

Nigdy nie wywęszyli

Szczególnie wartościowa była duża, oprawiona w skórę złota Księga Pamiątkowa Skarbofermu. Założono ja w 1923 roku, na okładce miała wtłoczony odlew Orła Białego, w formie oficjalnego wizerunku polskiego godła państwowego z lat 1919-1927. Zawierała podpisy wielu polskich i zagranicznych mężów stanu. Strony były ozdobnie obszyte, dodano do nich fotografie. Niemcy mieli wobec tej księgi własne plany; skórę, jak pisał ,,Dziennik Zachodni”, chcieli wykorzystać na naprawę czółenek swoich urzędniczek, a resztę zniszczyć. Księga w porę zaginęła dzięki Klycie. Po wojnie odnalazła się u zaufanego człowieka.

Jak to możliwe, że kierownik introligatorni i drukarni Skarbofermu Jan Klyta mógł przechowywać polskie książki na poddaszu niemieckiego urzędu? Wymagało to dużego sprytu i zimnej krwi. Kiedy zdecydowano o likwidacji biblioteki, Klyta zatrudniony tutaj jako zwykły introligator przekonał odpowiedniego urzędnika, że brakuje mu materiałów do oprawiania nowych dokumentów, szkoda więc palić to, co jeszcze może się przydać. Dowodził, że wykorzysta wyrzucone książki do swojej roboty.

,,Dziennik Zachodni” pisał: ,,Niemcy uwierzyli, że odtąd niemiecką propagandę oprawiać się będzie polskimi okładkami i pozwolili Klycie na przetransportowanie książek do jednego z ustronnych pokoi w gmachu przedsiębiorstwa. Tu Klyta miał rzekomo czerpać materiał na okładki, a same książki oddawać do kotłowni do spalenia.”

Introligator jak najszybciej zabrał się do wykonania tego rozkazu. Po pięciokrotnym transporcie umieścił księgozbiór w bardzo bezpiecznym miejscu czyli w pokoiku na strychu, do którego wchodziło się po drabiniastych schodach. Mało kto zapuszczał się w taki zakamarek. Książek nie zdołano wywęszyć, ale w każdej chwili było to możliwe, do introligatorni często zachodził jakiś hitlerowiec z pytaniem, co dzieje się z książkami, czy materiał jest wykorzystany, ile tomów oddano do spalenia. Wszystko to Niemcy chcieli mieć policzone i zapisane. Jan Klyta umiał się wytłumaczyć, ale gdyby któryś z nadzorców wszedł do pokoiku i odkrył nienaruszony zbiór, los introligatora byłby przesądzony

Reporter ,,Dziennika Zachodniego” wkrótce po ucieczce Niemców z Chorzowa, pojechał zobaczyć uratowany księgozbiór. Dowiedział się wtedy, że Jan Klyta urodził się w 1885 roku w Bytomiu w polskiej rodzinie, pracował długo w drukarni ,,Katolika”, a od 1924 roku jako ceniony fachowiec został zatrudniony w chorzowskim Skarbofermie. ,,Oto jeszcze jeden przykład, chlubnie świadczący o nastawieniu narodowym, odwadze i poczuciu obowiązkowości pracowników śląskich” - cieszył się ,,Dziennik Zachodni”.

Wielki głód czytania

Chorzów nie ucierpiał zbytnio podczas odwrotu Niemców. Pisaliśmy, że spłonął jedynie budynek kina ,,Apollo”. Okazało się również, że Księga Pamiątkowa Skarbofermu w czasie wojny trafiła w dobre ręce. Przechował ją Julian Tytus Zagórowski, urodzony w Tyczynie doktor praw, do 1939 roku dyrektor Polskich Kopalni Skarbowych Skarboferm. Zagórowski był także społecznikiem, działaczem Ligi Obrony Powietrznej Państwa, Śląskiego Obywatelskiego Komitetu Zimowej Pomocy Bezrobotnym, wspierał hojnie teatr i sport, założył Towarzystwo Popierania Wyższych Studiów Nauk Społeczno-Gospodarczych. Udało mu się przeżyć wojnę, ale jednego z jego dwóch braci Zygmunta rozstrzelano podczas powstania warszawskiego, drugi Adam zginął w obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Julian T. Zagórowski zmarł w 1967 roku w Katowicach, żonaty, nie miał dzieci.

Księga Pamiątkowa Skarbofermu znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu jako cenny eksponat w zespole Muzealii Artystyczno-Historycznych. Zabytek ma 48 cm wysokości i 38 cm szerokości, oprawiony jest w tłoczoną skórę, całość wzmocniono metalowymi klamrami.

Po wojnie o polskie książki na Śląsku było bardzo trudno, stąd liczne apele ,,Dziennika Zachodniego” o darowizny dla bibliotek i szkół. Prosiliśmy o podręczniki, prace naukowe, ale też o beletrystykę. Pisaliśmy, że słowo drukowane padło ,,ofiarą niszczycielskiego szału hitlerowców, którzy usiłowali zniszczyć wszystko, co polskie”, dlatego książek pozostało tak niewiele.

Przedwojenną bibliotekę w Chorzowie hitlerowcy w całości zniszczyli, po wojnie szukano ludzi, którzy jakieś książki przechowali. O zwrot księgozbioru prosiło Muzeum Ziemi Bytomskiej, które przed wojną znajdowało się w Chorzowie w szkole przy ul. Dąbrowskiego 53. Gromadzono w nim pamiątki z historii przemysłu, stare druki, sztukę ludową, numizmatykę, okazy geologiczne i z prehistorii. Po wybuchu wojny szkołę zajęło wojsko, a zbiory z trudem przewieziono do Wielkich Hajduk, gdzie zostały złożone w gmachach administracyjnych. Część trafiła na poddasze ratusza, ale rzeźby Niemcy porąbali na opał, palono też książkami, wiele cennych okazów przesłali do Bytomia i Wrocławia. Mimo wszystko z bogatej biblioteki muzeum udało się część książek odzyskać. Ocalone przez Jana Klytę książki ze strychu bardzo wzbogaciły śląskie czytelnie, ale o dalszych losach introligatora nic nie wiadomo. Uznał chyba, że swoje najważniejsze zadanie w życiu już wykonał .

Spółka dobrze zapisała się w historii

Polsko-francuska spółka Skarboferm powstała w 1922 roku dla dzierżawy państwowych kopalń węgla na Górnym Śląsku, przejętych przez rząd polski od władz pruskich.

Był to wyraz wyraz wdzięczności dla Francji za poparcie polskich dążeń narodowych. W skład Skarbofermu w 1922 roku wchodziły trzy kopalnie węgla: „Król” w Królewskiej Hucie, „Bielszowice” i „Knurów”. Koncern był największą w II RP spółką węglową, skupiał około 11 proc. krajowego wydobycia. Nie dopuszczał do nadużyć gospodarczych na większą skalę, ogólnie respektował polską rację stanu, chociaż zyski nie zawsze były państwu regularnie płacone. Przewodniczącym Rady Nadzorczej był Wojciech Korfanty. W 1938 roku Skarboferm zatrudniał 7380 osób.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

2024 Omówienie próbnej matury z matematyki z Pi-stacją

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera