Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Taka normalna ulica. Wystarczy cofnąć się o osiem dekad

Sebastian Reńca
pixabay
Ulica Wapienna w sosnowieckiej dzielnicy Środula. Niby taka normalna, a jednak… Wystarczy cofnąć się o osiem dekad i znaleźlibyśmy się w innym świecie. W getcie, opisanym (narysowanym) w komiksie Arta Spiegelmana „Maus”. Komiks czytałem po raz pierwszy jakieś dwadzieścia lat temu. Gdy dowiedziałem się, że w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu jest wystawiana sztuka „Środula. Krajobraz Mausa” w reżyserii Remigiusza Brzyka, postanowiłem wrócić do narracji Spiegelmanów.

Z jednej strony mamy opowieść Władka, polskiego Żyda z Sosnowca, a z drugiej historię jego syna Arta, który próbuje wyciągnąć od ojca jak najwięcej szczegółów z przeszłości. Komiks wywołał oburzenie, ponieważ Spiegelman, niczym Orwell w „Folwarku zwierzęcym”, zanimalizował swych bohaterów. W komiksie Żydzi są przedstawieni jako myszy, Niemcy są kotami, a Polacy świniami.

Niedawno czytałem jeden z paryskich „Zeszytów Historycznych”, w którym wydrukowano wspomnienia Juliana Chrzanowskiego „Dyszlowy z Birkenau”. Chrzanowski był więźniem w Auschwitz od jesieni 1943 do wiosny 1944 roku. Jakież było moje zdziwienie gdy przeczytałem zdanie, w którym Chrzanowski pisze, że esesmani jawili mu się „nie jako drapieżne tygrysy, a jako grzeczne kotki, których nie obchodzą myszki”. Animalizacja niemal identyczna jak u Spiegelmana. „Niemal” – ponieważ Chrzanowski nie przyrównał siebie i rodaków do świń.

Mnie ten „orwellowski” wybieg Spiegelmana nie razi. Denerwuje mnie coś innego. Niemal w każdym zdaniu czuje się wielką przepaść pomiędzy Władkiem, Polakiem wyznania mojżeszowego, a polskimi chrześcijanami. Żyli obok siebie, a jednak daleko. Chyba najbardziej zabolało gdy Władek, będąc żołnierzem walczącym w kampanii wrześniowej, dostał się do niewoli. Niemcy w swym rasistowskim szaleństwie oddzielili żydów (nazwy wyznawców religii poprawnie piszemy w języku polskim małą literą) od chrześcijan. Żydów ulokowali w namiotach, a chrześcijan w barakach, co tak komentuje Władek: „Brrr. Polskim jeńcom dają domki ogrzewane”, a jego kolega dodaje: „Tak, a my na śmierć mamy zmarznąć w tych namiotach”.

Ta przepaść między polskimi i żydowskimi sąsiadami już wtedy, na początku wojny, była duża, w roku 1945 była ogromna. Potwierdzają to nie tylko wspomnienia Władka, narysowane przez jego syna Arta, ale choćby wspomnienia Herszela Neugebauera z Sosnowca, który w 1946 roku uważał, że „na Zachodzie można żyć spokojniej, bez tych wszystkich problemów, bez ciągłej walki o przeżycie”. Z drugiej strony, co miał myśleć, skoro gdy wszedł do bramy swego domu przy ul. 1 Maja 13, sąsiad przywitał go słowami: „To ty jeszcze żyjesz?”.
Naziści i komuniści sprawili, że Polska stała się państwem jednonarodowym. Zaraz ktoś się oburzy, że zrównuję te dwa systemy, że naziści masowo mordowali Żydów, a komuniści tylko pozbyli się ich w 1968 roku. Tak było, nie przeczę. Problem w tym, że jedni i drudzy chcieli wyplenić pamięć o narodzie żydowskim, który przez wieki mieszkał w naszym kraju.
Podam pierwszy przykład z brzegu.
W Szczekocinach, które dziś leżą blisko granicy pomiędzy województwami śląskim i świętokrzyskim, mniejszość żydowska liczyła w 1939 roku ponad 2 tys. osób. Szacuje się, że wojnę przeżyło 200 z nich. Synagoga przestała być synagogą, w czasach PRL był tam magazyn. Zniknął też ślad po pobliskim kirkucie. Na żydowskim cmentarzu ustawiono… toalety, a mówiąc wprost cuchnące i brudne kible.
Przez lata śmierdzące „sławojki” służyły desperatom, którzy korzystali z pobliskiego dworca PKS. Na szczęcie nie ma już wychodków. Teraz stoi tam pomnik poświęcony żydowskiej społeczności Szczekocin.
Ile było i jest takich zdewastowanych kirkutów, synagog, bożnic w całej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej? Proszę mi wierzyć, że wiele. To, co zaczęli Niemcy, skończyli towarzysze z PPR a później PZPR.
„Wszędzie spalone synagogi, zdemolowane cmentarze. Placówki społeczne, domy dziecka, budynki gminy, domy starców – wszystko zajęte przez obce urzędy, a dzisiejsze żydowskie instytucje stłoczone na strychach, we wnękach, na poddaszach” – pisał o Katowicach i Zagłębiu Dąbrowskim reportażysta Mordechaj Canin, który w latach 40. swe relacje z Polski drukował w „Forwerts”, nowojorskiej gazecie w języku jidysz.
Wróćmy na ulicę Wapienną… Choć Niemcy zakładali, że na Środuli stłoczą tylko tych, którzy będą dla nich pracować, to były tam również dzieci. Neugebauer tak pisał o nich: „Los dzieci w getcie był najgorszy, one w pierwszej kolejności były zagrożone, zwłaszcza dzieci pozbawione rodziców. Choć niebywałym instynktem szybko pojęły zasady gry, już całkiem maleńkie potrafiły wtopić się w tło, udawać, że ich nie ma”.
Wtedy nie płakały. Za to po wojnie, w jednej z kamienic przy ul. Wapiennej, w której mieszkali moi Dziadkowie, często było słychać płacz…

Autor jest pisarzem, ostatnio wydał powieść „Świadek”

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera