Taksówkarze protestują na ulicach Katowic. "Dziś musimy wybierać, czy opłacimy ZUS, czy włożymy coś do garnka". Domagają się wsparcia

Kilkudziesięciu taksówkarzy wyjechało w środę, 25 listopada, na ulice Katowic. To ich protest w związku z wykluczeniem przez Sejm branży taksówkarskiej z pomocy finansowej w ramach tarczy 6.0, która ma pomóc przedsiębiorcom w czasie pandemii COVID-19.

- Oczekujemy wsparcia podobnego jak te, które otrzymaliśmy na przełomie marca i kwietnia. Wtedy nasza działalność była uwzględniona w tarczy. Teraz niestety nie możemy liczyć na żadne wsparcie, choć wszystkie branże, z którymi ściśle jesteśmy związani, jak hotele, restauracje, kina czy duże firmy, są zamknięte, a my zostaliśmy na lodzie - wyjaśnia Sławomir Gość, wiceprezes Zrzeszenia Transportu Prywatnego w Katowicach.

Taksówkarze nie blokowali ruchu, tylko udali się pod budynek Sejmu Śląskiego przy ul. Jagiellońskiej, aby symbolicznie złożyć na ręce Jarosława Wieczorka petycję, w której domagają się pomocy od rządu Prawa i Sprawiedliwości. Wrzucili ją do urny podawczej, ponieważ z uwagi na koronawirusa, nie mogli zrobić tego w inny sposób.

Praca zawodowych kierowców w czasie pandemii COVID-19 nie jest łatwa. Czasem spędzają oni na postoju kilka, a nawet kilkanaście godzin, kiedy nie pojawia się żaden klient. Czasem bywa ich dwóch lub czterech, ale to naprawdę niewiele.

- Jesteśmy uzależnieni od klientów. Czasy są trudne, próbujemy coś zarobić, ale jest naprawdę ciężko. Dzisiaj musimy dokonywać wyboru, czy opłacimy ZUS, czy włożymy coś do garnka - dodaje Sławomir Gość.

Ogólnopolskiego Porozumienia Taxi, które zainicjowało petycję, postuluje też m.in. uregulowanie prawnie przewoźników takich jak Uber, przywrócenie egzaminów z topografii miasta dla taksówkarzy czy obowiązek posiadania polskiego prawa jazdy przez kierowców taksówek.