Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Talarczyk: Ratownicy górniczy nigdy nie zostawiają kolegów pod ziemią

Jolanta Talarczyk
Jolanta Talarczyk
Jolanta Talarczyk arc.
Rozmowa z Jolantą Talarczyk, rzeczniczką Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, o akcji ratowniczej w KWK Wujek Ruch Śląsk w Rudzie Śląskiej.

Akcja trwa, ale już bez nadziei na cud. Przez 59 skrajnie wyczerpujących dni ratownicy szukali dwóch zaginionych górników. Przedwczoraj znaleziono ich ciała. Akcja przechodzi do historii, ale niestety jej finał jest tragiczny.
Już w kilka godzin po wstrząsie 18 kwietnia zespół ekspercki nie miał wątpliwości, że wstrząs w KWK Wujek Ruch Śląsk był najsilniejszym, do jakiego doszło w naszym regionie i niespotykanym wcześniej w górnictwie węgla kamiennego, zarówno pod względem jego energii, jak i skali zniszczeń. Te pierwsze godziny akcji poszukiwawczej nie zbliżały nas do górników, tylko do informacji, że skala zniszczeń spowodowanych wstrząsem jest niebywała. Już wtedy było wiadomo, że standardowe procedury ratownicze mogą być niewystarczające. Mimo to wszyscy mieli nadzieję, że się uda, że górnicy jednak zdołali się gdzieś ukryć, że ich nie przysypało.

Od początku nad każdym szczegółem akcji ratowniczej pracował zespół ekspertów na powierzchni, a pod ziemią cały sztab ratowników.
Co kilka dni w kopalni zbierał się zespół doradczy kierownika akcji. Specjaliści do spraw tąpań, obudowy, kierowania stropem oraz zagrożenia metanowego i wentylacyjno-pożarowego wspólnie z przedstawicielami nadzoru górniczego i ratowników wskazywali kierunki najbardziej optymalnych działań. Na bieżąco analizowali zmieniającą się sytuację. Do ściany, w której mogli znajdować się zaginieni górnicy, prowadziły dwa wyrobiska. Niestety, żadnym z nich nie można było dotrzeć do górników. To była patowa sytuacja: dwa wyrobiska, których nie da się wykorzystać w przeprowadzeniu akcji ratunkowej, bo były tak zniszczone.

Trzeba było zdecydować się na drążenie dowierzchni ratowniczej, czyli trzeciego wyrobiska. Już w czwartym dniu akcji było jasne, że ratownicy nie przekopią się do górników ręcznie. To nie był luźny rumosz skalny lecz ogromne płyty łupku ilastego. Wprowadzono ciężki sprzęt i podjęto decyzję o wykonaniu odwiertu z powierzchni. Od tego momentu akcja ratownicza w KWK Wujek Ruch Śląsk stała się jedną z najtrudniejszych akcji w historii polskiego górnictwa.

Akcja najdłuższa i jedna z najtrudniejszych. Mówi się, że to akcja pionierska, którą trudno porównać do innych. Z czym związana jest jej wyjątkowość?
Wstrząsy w górnictwie to zdarzenia standardowe, ale tym razem mieliśmy do czynienia z ewenementem - tąpnięcie wywołane wstrząsem doprowadziło do zniszczeń na niebywałą skalę. Energia wstrząsu także była wcześniej niespotykana - 4,2 w skali Richtera. Przez te wszystkie dni pod ziemią z determinacją pracowało kilkadziesiąt osób, które zmieniając się, prowadziły akcję ratunkową przez 24 godziny na dobę, w ekstremalnie trudnych warunkach. Akcję wydłużały ograniczenia naturalne, podziemne i techniczne. Była to akcja wyjątkowo długa i choć podczas innych akcji były wykorzystywane różnorodne techniki i metody, to nie na taką skalę.
Tym razem wstrząs spowodował ogromne wypiętrzenie spągu (podłogi) podziemnego chodnika aż po sam strop (sufit). Wyrobisko ratownicze było drążone w utrzymujących się na bardzo wysokich poziomach zagrożeniach metanem i tąpaniami oraz w wysokiej temperaturze. Odwiert z powierzchni, który zdecydowano się wykonać niezależnie od drążonego wyrobiska ratowniczego, był niespotykanym wcześniej pod względem precyzji. Logistycznie i technologicznie było to duże wyzwanie. Średnica otworu w dolnym odcinku wynosiła zaledwie 7 cm. Na głębokość 1054 m dowiercono się dokładnie w wyznaczone miejsce. Odwierconym otworem opuszczono kamerę, specjalnie do tego celu skonstruowaną, niestety, nie udało się nawiązać kontaktu z poszukiwanymi górnikami.

Działania ratownicze podejmowane w ciągu tych 59 dni miały już miejsce podczas innych akcji ratowniczych, ale nie taką skalę. Niewątpliwie po raz pierwszy, jako pomoc w poszukiwaniach, zastosowano ponadkilometrowy odwiert z powierzchni, z opuszczeniem kamery w rejon miejsca, gdzie po raz ostatni byli namierzeni pracownicy. Tej akcji nie możemy porównać do żadnej innej. Niestety, nie udało się wygrać tej walki z czasem. Ale nadzieję na cud wszyscy mieli do końca, bo w górnictwie już zdarzały się cudowne ocalania. Spodziewaliśmy się, że górnicy będą połamani, wycieńczeni, ale żywi. Polscy ratownicy zawsze idą po żywych i nie poddają się do końca.

Od poniedziałku już wiemy, że ratownicy idą po ciała górników, które - mimo że zostały znalezione - to będą uwięzione pod ziemią jeszcze przez kilka dni. To wciąż nie koniec tej skomplikowanej akcji.
Dopiero, kiedy ciała górników wrócą do bliskich, będziemy mogli mówić o zakończeniu akcji. Ratownicy górniczy nigdy nie zostawiają kolegów pod ziemią. Kiedy w 2003 w kopalni Brzeszcze zaginął górnik, jego ciało wydobyto dopiero po 10 miesiącach, ponieważ rejon, w którym się znajdował, trzeba było otamować ze względu na panujące pod ziemią warunki - zagrożenie pożarowe i metanowe, ale wznowiono akcję natychmiast, kiedy było to możliwe. Górnictwo zawsze robi wszystko, by dotrzeć do poszukiwanych. Akcję w KWK Wujek Ruch Śląsk także uznamy za zakończoną dopiero, kiedy ciała zostaną wydobyte. Niestety, znajdują się one w miejscu trudno dostępnym . Na razie nie możemy też mówić o tym, kiedy nastąpił zgon górników, w której konkretnie dobie. Dopiero po przeprowadzeniu sekcji zwłok i uzyskaniu jej wyników poznamy odpowiedzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera