Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr może być gorzkim lekarstwem, ale niesie zdrowie. Rozmowa z Robertem Talarczykiem, dyrektorem Teatru Śląskiego

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
Robert Talarczyk, dyrektor Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach.
Robert Talarczyk, dyrektor Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Fot. Przemysław Jendroska
O planach repertuarowych, kontaktach artystów z widzami, Titanicu i nie tylko. Rozmowa z Robertem Talarczykiem, dyrektorem Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach.

Tęsknił pan przez wakacje za widzami, za sceną? Był reset, odpoczynek od zajmowania się teatrem?

Cały czas zajmuję się teatrem, aczkolwiek nie mam już takiego pędu, że muszę wszystko kontrolować, a przyznaję, miałem tak przez wiele lat. Mam przyjemność pracować z ludźmi, którzy wszystko doskonale ogarniają, jak mnie nie ma, no ale całkowicie odciąć się od myśli o pracy nie jest chyba w moim przypadku możliwe. Podczas wakacji, od lat odwiedzam Portugalię i tam przez te 2, czasem 3 tygodnie staram się chociaż w części to myślenie o teatrze wykasować.

A nie włączył się odruch typu “co oni tu grają? Jaki repertuar, jakie formy?”

Oczywiście, że się włączył...bez przesady, nie do tego stopnia, żeby mi to przeszkadzało wypoczywać i spędzało sen z powiek, ale owszem, kiedy tam jestem, sprawdzam, co grają teatry w Lizbonie, czy sięgają po polską literaturę, a jak grają Czechowa, to jak to robią, patrzę, czy są gdzieś zdjęcia, fragmenty na YouTubie, zerkam. Mam takie marzenie, żeby kiedyś pojechać na dłużej – do pracy - i zrobić spektakl w Lizbonie. Ale bez napinki. Jest czas, kiedy trzeba zresetować się, nabrać sił. Nie można mieć ciągle włączonej baterii, bo to niedobrze robi na głowę. No więc wyluzuję się i wracam zazwyczaj w okolicach połowy lipca. Tak było i w tym roku.

A po powrocie, nie tylko z przygotowania do nowego sezonu, ale jednocześnie udział w letniej odsłonie teatralnej

W tym roku faktycznie trochę przesadziłem z pracą, bo po przyjeździe mieliśmy od razu próby w Teatrze Korez, pracując nad sztuką Zbyszka Rokity „Weltmajstry” w mojej reżyserii. Graliśmy ją w ramach Letniego Ogrodu Teatralnego, a teraz zobaczymy ją 22 września. To druga sztuka tego autora po „Nikaj”, którą zrobiliśmy w takim aktorskim dream teamie, z Basią Lubos, Darkiem Chojnackim, Mirkiem Neinertem.

Hardcorowa ta „przerwa” między sezonami

No cóż...śmialiśmy się z Darkiem Chojnackim, że już nigdy więcej. Zapomniałem więc szczerze, że byłem na urlopie.

Odnoszę wrażenie, że ostatnio, jeszcze mocniej niż zazwyczaj, aktorzy Teatru Śląskiego zbliżyli się do widzów. Pojawia się wyjątkowa relacja – a nawet odwrócenie przestrzeni czy zmiana punktu widzenia. Częściej to aktorzy przyglądają się widzom, podstawiają im lustra z ich odbiciami, niż widzowie patrzą na aktorów i kreowanych przez nich bohaterów, jako coś poza nimi, poza sferą codziennego życia widza.

Zawsze podchodziliśmy i inwestowaliśmy w to, że widz dla nas nie reprezentuje klasyczną widownię, która tylko obserwuje coś, co my, tzw. artyści proponujemy. A widzowie albo się zachwycają, akceptują, albo nie daj Boże - nie. Traktujemy publiczność jako partnerów w rozmowie. Szczególnie, jeśli chodzi o te spektakle związane ze Śląskiem, ale oczywiście nie tylko. Na pewno podchodzimy do publiczności, jak do ludzi z tego samego plemienia. Jakbyśmy siedzieli przy jednym stole, serwowali im potrawę, którą też, przy okazji, sami jemy. Widzimy to porozumienie w oczach, iskrzy. I jak po spektaklu, wychodzimy z teatru, siadamy w knajpce, robimy zakupy w Skarbku czy Zenicie, to ci ludzie, którzy widzieli nas na scenie, nie czują dystansu. Podchodzą, mówią, co im się podobało. To jest wartość, którą udało nam się wypracować.

Nie ma tej bariery w kontakcie, że to „ten słynny aktor, ten reżyser!”, to nie wypada podejść...

A nie. Przechodzi ulicą Darek Chojnacki czy Grażyna Bułka, to widzowie ich zaczepią, wspólnie staną, zjedzą kupionego w tym samym miejscu krepla, dyskutują i słyszą od nich „A niech się weźmie pani tego krepla z różą. A przy okazji, widziała pani naszą ostatnią premierę?”

Może to jednak specyfika naszego regionu, specyfika Teatru Śląskiego i ludzi, którzy go tworzą.

Zapewne coś w tym jest. Pracuję przecież też w teatrach w całej Polsce i tam nikt nie powie, „O, idzie Bułka, zagadam ją!”, tylko właśnie raczej „O, idzie ta słynna aktorka!”. Oczywiście, ten brak dystansu, odczuwanie bliskości z artystą, czasem może być dla niego męczące (śmiech), ale w ogólnym rozrachunku wypada to na plus i daje dużo korzyści, zarówno jednej, jak i drugiej stronie.

Niby super, blisko, swojsko i sympatycznie, szczególnie w sytuacjach poza sceną. Ale ...może być niebezpiecznie. Bo już jednak z pozycji widza będącego na spektaklach u Was, powiem szczerze, że mam wrażenie pewnego osobistego obnażenia, którego na mnie dokonuje aktor…

No, bo to jest istotą tego teatru. My i widz to jedno, to co boli nas trafia w serce i duszę widza. Taka
nasza wspólna wiwisekcja...

I tej wiwisekcji z pewnością nie zabraknie w nowym sezonie artystycznym 2022/2023, który w Teatrze Śląskim ma przebiegać pod hasłem „Rozliczenia. Rewizje”. Więcej będzie tych pierwszych, czy tych drugich? Jakich obszarów dotkną?

W pewnym sensie, robimy to cały czas w repertuarze teatru. Ciągle się z czymś rozliczamy, przeprowadzamy jakąś rewizję. Zrobiliśmy spektakl Agaty Dudy-Gracz, na koniec poprzedniego sezonu („Odys i świnie, czyli opowieść mitomana” – przyp.red.), który jest jedną wielką rewizją polskiej historii. To „gęsty” spektakl, warto go więc zobaczyć dwa, trzy razy. Bo jest naprawdę pełen znaczeń, odnośników. W ogóle zauważyłem, że przez te ostatnie miesiące dominują u nas spektakle, które robią silne, mocne, bardzo uzdolnione kobiety. Warto tu wspomnieć „Pod presją” Mai Kleczewskiej (ostatnie dwa spektakle we wrześniu – przyp.red.), który na pewno zostanie w historii teatru, świetny „Płatonow” Małgorzaty Bogajewskiej, a wcześniej  „Koszt życia” na podstawie tekstu Martyny Majok. No a z premier tego sezonu przed nami „Łaskawe”, spektakl w oparciu o jedną z najgłośniejszych i najbardziej kontrowersyjnych powieści XXI wieku, autorstwa Jonathana Littella w reżyserii wspomnianej wcześniej Mai Kleczewskiej. Podoba mi się, że jesteśmy teatrem feministycznym – w dobrym znaczeniu tego słowa, pojawiają się u nas znakomite reżyserki i zostawiają swój, bardzo znaczący ślad.

Będzie więcej klasyki, czy współczesności? Wstępnie zapowiada się aż osiem premier, to sporo, plus oczywiście spektakle, które już pojawiły się wcześniej, wracają też lubiane cykle, o książkach ponownie będą dyskutować Ewa Niewiadomska z Radia Katowice i prof. Ryszard Koziołek czy „Sztukowanie” Katarzyny Czapli – Durskiej.

Tak do końca nie wiemy jeszcze, ile ostatecznie będzie premier. Na razie możemy mówić o tych, które są w toku przygotowań i zaplanowane do końca tego roku. Co będzie dalej? Pytanie nie jest łatwe, widząc, jak bardzo zaskakuje nas ostatnio rzeczywistość. Pandemia, wojna w Ukrainie, sami nie wiemy jeszcze, z czym przyjdzie nam się zmierzyć. Mówiłem zespołowi, że jesteśmy trochę jak orkiestra na Titanicu – będziemy grali do końca. I mam nadzieję, że będziemy grali coraz głośniej i ta góra lodowa, która się zbliża do nas pod wpływem drgań się rozleci i nas minie...Pewnie nie będzie tak łatwo, ale nie poddajemy się, nie zamkniemy teatru, nie będziemy zwalniać ludzi. Jesteśmy od tego, aby dawać ludziom nadzieję.

W najtrudniejszych momentach ludzie zawsze szukali tej nadziei, pocieszenia w sztuce. Nawet podczas wojen, w różnych warunkach, nie przestawali przecież grać.

To prawda. Z tym że, to dawanie nadziei wcale nie musi oznaczać przeskoku w błahe sprawy, pusty śmiech, kabaret. Po pandemii, ludzie mają potrzebę mówienia o rzeczach poważniejszych za pomocą sztuki. Wcale nie jest tak, że widzowie chcą tylko komedii i zabawy, żeby zapomnieć o problemach. Wręcz przeciwnie, teatr wraca i prezentuje te trudne momenty, pokazując, że i one mijają.

Takim przykładem trudnej sztuki mogą być wspomniane wcześniej „Łaskawe”.

Spektakl o wojnie, przerażający. Robimy go m.in. po to, aby pokazać, że okrucieństwo w człowieku jest w nim cały czas, i że wcale nie skończyło się 80 lat temu.

No tak, żyliśmy trochę w sferze komfortu, w bańce. Niby wiedzieliśmy, niby słyszeliśmy, ale już obecne pokolenie 76-letnich seniorów, czyli tych urodzonych w 1946 roku, rok po zakończeniu II wojny, osobiście jej nie doświadczyło. Bez traumy wojny dorosły ich dzieci, a nawet wnuki.

O tym jest ta historia, pokazująca, jak wyedukowany Niemiec, wrażliwy na sztukę, nagle staje się potworem. Maximilian Aue, były nazistowski oficer biorącego udział w bezlitosnej eksterminacji ukraińskich Żydów, a dziś stateczny dyrektora fabryki, musi rozliczyć się z duchami przeszłości.

Przy tej okazji, jeśli sięgamy do powstania Teatru Śląskiego, warto przypomnieć, że był na początku sceną niemiecką…

To też ciekawe. W dwóch teatrach, w tym, którym kieruję obecnie, a wcześniej w bielskim, gdzie kiedyś byłem szefem, na początku, kiedy powstawały, niemieccy aktorzy składali przysięgę, że z tej sceny nie padnie polskie słowo. Taka była zasada we wszystkich przygranicznych teatrach. I chyba nie ma takiego drugiego dyrektora w Polsce, który ma takie doświadczeniem.

I taka przysięga padła 115 lat temu – wtedy właśnie powstał Teatr, obecnie Teatr Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego. Ale to nie jest jedyna rocznica, którą obchodzicie w tym roku. To także stulecie sceny polskiej, 25 lat Rady Mecenasów TŚ, 5 lat Fundacji TŚ „Wyspiański” i tyle samo Międzynarodowego Festiwalu OPEN THE DOOR oraz stulecie sceny polskiej. Część wydarzeń w ramach świętowania już za nami, ale z pewnością to nie wszystko.

Ósmego października będziemy świętować urodziny Teatru Śląskiego, prezentując wspomnianą sztukę Agaty Dudy-Gracz, uhonorujemy 25-lecie Rady Mecenasów istniejącej przy teatrze, będzie też wydawnictwo, a 18 listopada premiera „Łaskawych”, która jak klamra zepnie wszystkie jubileuszowe daty w tym roku.

A z form bardziej powiedzmy stałych i namacalnych?
Miałem taki pomysł i nie wykluczam, że do niego wrócę, aby wykorzystać schody teatru. I zrobić na nich marki teatralne, nawiązujące z jednej strony do tzw. marek górniczych, czyli znaczków identyfikacyjnych, które dostawali górnicy, kiedy przebierali się w ubiory robocze. Z drugiej strony do marki, jako symbolu jakości. Chciałbym, aby w tej formie, pojawiły się na naszych schodach nazwiska. Byłyby to personalia osób, które czy to zaczynały karierę w naszym teatrze, czy zaistniały jako część zespołu. I chociaż są to bardzo znane persony w świecie teatru, to większość osób nie kojarzy ich z tym miejscem, z Teatrem Śląskim. Być może część wie, że dyrektorami byli tu Ignacy Gogolewski czy Gustaw Holoubek, ale już niewielu, że przed wojną grała tu Irena Kwiatkowska, zaczynali karierę Marek Kondrat i Krzysztof Kolberger, przez sezon była Ewa Dałkowska, a wymieniając dalej, także profesor Aleksander Bardini, Tadeusz Kantor, Józef Szajna. Debiutował Tadeusz Łomnicki.

Jaki będzie ten nowy, nadchodzący sezon w Teatrze Śląskim? Będziemy poważni, będziemy więcej płakać czy jednak ratować się śmiechem? A może zawładną i zdominują nas jeszcze inne emocje?

Myślę, że przez nadchodzące zmiany i obawy, które mamy, jeśli chodzi o codzienne życie, traumy związane z brakiem wielu rzeczy, ale też i dobrych emocji między nami, których brak będzie z tego wynikał, pojawi się erozja emocji. Zależy mi na tym, aby widzowie, którzy zdecydują się przyjść do teatru, doświadczyli ich w czystej postaci. Rozgrzali się nimi. Nawet, jeśli sprawią, że nie wyjdziemy z teatru uśmiechnięci, ale z poważniejszą refleksją. Żeby, kiedy już będzie lepiej, nie zapomnieli, że tu dostali emocje, które pozwoliły im przetrwać. Pamiętali, iż jesteśmy plemieniem człowieczym, które ma w sobie różne emocje, pozytywne, negatywne…

Te negatywne też można przekuć w coś dobrego. A poza tym, czasem lekarstwo jest gorzkie w smaku…

ale niesie zdrowie. Zawsze byłem zwolennikiem, że teatr powinien mówić o trudnych rzeczach. Najważniejsze dla mnie jest wzruszenie – nie myląc oczywiście z ckliwością. I mam nadzieję, że tego wzruszenia w tym sezonie, na naszej scenie, nie zabraknie.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera