Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Śląski w Katowicach: Sceny, dach, basen - wszystko co chcielibyście zobaczyć, a nie mieliście okazji

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach - październik 2022 rok
Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach - październik 2022 rok Karina Trojok
Staliście kiedyś na scenie Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach (nie mówię o artystach i pracownikach)? Być może niektórym się zdarzyło. A staliście... nad sceną? Byliście pod nią? Szliście krętymi schodami na sam szczyt budynku, z którego rozpościera się panorama na całe Katowice? Wiecie, co znajduje się w gabinecie dyrektora i gdzie w teatrze jest... basen? Zabieramy Was w niezwykłą podróż po zakamarkach Teatru Śląskiego. Uwaga, po drodze można się z(a)gubić…

Na początek kilka liczb (w końcu, jak wiemy z „Małego Księcia”, dla dorosłych to rzecz kluczowa). Sercem każdego teatru jest oczywiście scena. W Teatrze Śląskim są aż trzy! Duża, która mieści na widowni 446 osób ( parter - 200, I balkon -112 i II balkon - 134). Kameralna, powstała w 1981 roku na miejscu Małej Sceny, która spłonęła. Jest tu 88 miejsc. Poza głównym budynkiem, mamy też obok Scenę w Malarni. Utworzona została w 1922 roku, w siedzibie dawnej loży masońskiej przy ul. Teatralnej 2. Ponownie otwarta w 2012 roku, przy okazji nadania doktoratu honoris causa przez Uniwersytet Śląski Sławomirowi Mrożkowi. Na widowni może tu zasiąść od 95 do 105 osób. W 2015 roku utworzona została jeszcze jedna scena (na 200 osób) – w Galerii Katowickiej, ale została zlikwidowana w tym roku.

Zapaść się pod... scenę

W Teatrze Śląskim jest aż 16 klatek schodowych. Do wnętrza budynku można się więc dostać z różnych jego miejsc. Zwiedzanie zaczynamy z boku wejścia głównego budynku, gdzie na prawo od recepcji, mieści się Scena Kameralna. My jednak wchodzimy na lewo i już po chwili znajdujemy tuż pod sceną.
To część, gdzie w trakcie spektaklu „znikają” lub pojawiają się elementy scenografii, a także sami aktorzy. Całość zapadni podtrzymują metalowe filary. Wszystko sterowane jest odgórnie.
Obsługą zajmują się maszyniści – w zależności od rodzaju przedstawienia, potrzebujemy ich od dwóch do nawet dziesięciu. Idziemy dalej i mijamy maszynownię związaną z obsługą żelaznej kurtyny.

- To bardzo ważne ze względu na wymogi przeciwpożarowe. W momencie pojawienia się zagrożenia, żelazna kurtyna jest spuszczana i automatycznie odcina drogę żywiołowi, izoluje widzów – tłumaczy nasz przewodnik, Jacek Misiak.

Po drodze co rusz natykamy się na elementy scenografii, które pojawiają się – niezależnie od magazynów – także w innych częściach budynku. Suszarki fryzjerskie, jakie można było spotkać masowo w salonach jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku, stare telewizory, a w zaułku przy windzie natkniemy się nawet na kolorowe skutery. Rekwizyty dodają „duszy” przestrzeni, działają na wyobraźnię („w jakim pojawią się spektaklu?”) i nie pozostawiają wątpliwości, gdzie się znajdujemy. W Teatrze Śląskim premiera goni premierę, dlatego niektóre przedmioty, zamiast w zewnętrznych magazynach, muszą być po prostu pod ręką. A skoro jesteśmy pod sceną, to można zauważyć, że zapadnie przedziela ściana, gdzie po drugiej stronie znajduje się orkiestron. To tu, przy pulpitach, pojawia się orkiestra, podczas spektakli operowych, operetkowych czy baletowych, które także możemy zobaczyć na scenie Teatru Śląskiego – zazwyczaj w wydaniu gościnnie występujących tu artystów Opery Śląskiej.

Niektóre z urządzeń, zębate koła, potężne machiny, wyglądają nieco archaicznie, ale niech nikogo to nie zmyli. Poddawane stałym przeglądom, konserwowane, służą często dłużej i lepiej niż tzw. supernowoczesny sprzęt.
Zagłębiając się w labiryncie pod sceną, natrafimy też na... basen. Oczywiście nie chodzi o strefę relaksu SPA dla aktorów, ale o ogromny pojemnik przygotowany na wypadek pożaru. Mieści się w nim jednorazowo 50 metrów sześciennych wody. Basen zawsze musi być wypełniony. Zasilają go trzy pompy, odpowiadając za instalację stałą, tryskaczową i hydranty w całym Teatrze Śląskim, zarówno od ulicy Teatralnej, jaki i Warszawskiej. Generalnie pożar to chyba największe zagrożenie, do jakiego może dojść w teatrze. Wiadomo też, że czasem podczas spektaklu muszą pojawić się efekty specjalne, które trzeba wykonać pod kontrolą specjalistów. Nic więc dziwnego, że zadbanie o te względy bezpieczeństwa jest naprawdę ważne i nikt ich nie lekceważy. Przy wejściu do pomieszczenia z basenem mamy cały schemat zasilania, kierowania zraszaczami na scenie itp.

- Dwa najbardziej obciążone zagrożeniami pomieszczenia to meblarka, gdzie przechowujemy elementy scenografii i magazyn kostiumów w górnej części na II piętrze – zaznacza pan Jacek.

Plus oczywiście sama scena. Podobnie jak wspomniana żelazna kurtyna oddziela scenę od widowni, tak również inne pomieszczenia, w zależności od umieszczenie w danej strefie, na wypadek zagrożenia są odcinane od pozostałych. Dzięki temu łatwiej opanować pożar i nie dopuścić do jego rozprzestrzenienia się. Z drugiej strony, nie dojdzie też do zalania wodą całego budynku.

Po drodze mijamy kilka innych, niepozornie wyglądających pomieszczeń. Za drzwiami jednego z nich przechowywana jest sól... I znowu chodzi o bezpieczeństwo – jest ona wykorzystywana zimą, do posypania terenu wokół teatru – tak, aby widzowie bezpiecznie dotarli na spektakl i po nim komfortowo opuścili to miejsce.
Jest też szyb windowy, specjalnie dla osób niepełnosprawnych, dzięki niemu każdy bez problemu może dotrzeć na widownię.

Spojrzenie z 23 metrów i...jeszcze wyżej

Idziemy w górę – kręte, wąskie schody, oświetlone częściowo latarką (czasem światło zewnętrzne nagle gaśnie...) kojarzą się z wejściem na zamkową wieżę lub latarnię morską. Po drodze, z boku są drzwi, którymi też można dostać się na scenę. Tak więc to prawda, o czym mówi nasz przewodnik -tych miejsc, z których nagle może wyłonić się artysta czy pracownik, jest naprawdę dużo. Nic więc dziwnego, że niosą się tu różne tajemnicze odgłosy... Poltergeist? To nie jest wykluczone.

- Były takie sygnały od pracowników ochrony, że czasem słychać dziwne odgłosy – przyznaje pan Jacek.

Schodami docieramy do kolejnej maszynowni. Stoimy bezpośrednio nad sceną – z góry – z ponad 23 metrów wysokości, oglądamy dekoracje do dzisiejszego spektaklu – „On wrócił”. Miejsce robi wrażenie i w tych, którzy cierpią na lęk wysokości, może wzbudzić lekki niepokój. Metalowy, okratowany „sufit”, na którym stoimy, jest jednak naprawdę wytrzymały - nawet jeśli chodzi o osoby o potężnych gabarytach.

- Silniki służą do elementów związanych z podnoszeniem konstrukcji na scenie – pokazuje pan Jacek.

Tu też są zraszacze. Każda scenografia przed „wypuszczeniem” jest impregnowana. Kiedyś wykorzystywano tu oświetlenie gazowe, dziś wszystko oparte jest na elektryce.
Wchodzimy na dach. I tu dosłownie zapiera nam dech. Wokół budowlane żurawie, a przez wykusze mamy panoramę na każdą stronę – dachy tramwajów na Warszawskiej, słoneczne promienie odbijające się w oknach Altusa, zabytkowe kamienice czy Skarbek – na wyciągnięcie dłoni. Obiecujemy sobie zajrzeć tu raz jeszcze – kiedy na Rynku pojawią się świąteczne dekoracje.

W głębi serca

Duża Scena. Miejsce, które niezaprzeczalnie jest sercem teatru. Wydaje się niewielka, ze względu na liczbę kurtyn, ale nic bardziej mylnego – jest naprawdę głęboka. Z boku nieduże pomieszczenie inspicjenta i miejsce dla suflera (tzw. budka, zwyczajowo, w dawnych teatrach mieściła się pod proscenium). Scena dzisiaj lśni od złocistej dekoracji, a jej główny element (dzisiaj grają spektakl „On wrócił” w reż. Roberta Talarczyka), samochód, już stoi. Jego gabaryty nie pozwalają na transport w całości, ale na scenie prezentuje się już tak, jak powinien. Przy scenie „kantorek” z rekwizytami, obok papierowe głazy, łudząco przypominające te prawdziwe. Ze sceny zaglądamy jeszcze w trzy miejsca – na Scenę Kameralną, do jednego z magazynów kostiumów i do gabinetu głównego dyrektora.

- Są cztery magazyny, w których mieści się 17 tysięcy kostiumów – zdradza nam Agata Nowak. - Mamy podział na damskie, męskie, osobno kapelusze, bielizna – wylicza.

W pomieszczeniu za teatralna kawiarnią zgromadzono buty – około 2 tysięcy par. Ostatnia inwentaryzacja samych męskich kostiumów trwała pół roku! Każdy element trzeba zdjąć, sprawdzić fiszkę, opisać. Coraz częściej dodawane są też kody kreskowe, które zawierają informacje i można je potem zeskanować. Ale niezależnie od tego, tradycyjne kartki muszą być. Jeden z najstarszych kostiumów ma opis, z którego wynika, że przyjechał tu w 1945 roku ze Lwowa. To kostium z „Wesela”.

Część scenicznej odzieży jest przerabiana i wykorzystywana do kolejnych spektakli. Można je też wypożyczyć. Jesteśmy tu w okresie halloween oraz katolickich odpowiedników (tzw. bale świętych) i zainteresowanie jest naprawdę spore.

- Ostatnio kompletowałam nawet kostium św. Floriana, dla pewnego księdza – zdradza nam Agata Nowak.

Tak, jak każda z tu pracujących osób, godzinami może opowiadać o swojej pracy i historii kostiumów. Umawiamy się więc na osobne spotkanie. Na sam koniec, dosłownie na chwilę, zaglądamy do gabinetu szefa, czyli dyrektora Roberta Talarczyka. Gospodarza nie ma, więc nie wypada nam się tu kręcić, zerkamy przez drzwi, oklejone tapetą – zdjęciem z Nikiszowca. Uwagę zwraca piękna serwantka, w której umieszczone są teatralne nagrody, maszyna do pisania czy portret Kazimierza Kutza. Z pewnością tu jeszcze wrócimy...

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera