Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"To je Borowicz. Podróże ze smakiem" w TVP2: Synek z Rudy gotuje w telewizji

Patryk Osadnik
Patryk Osadnik
Kumbria to jedno z miejsc, które Adam Borowicz pokazał w swoim programie emitowanym co niedzielę o 11.35 w TVP2
Kumbria to jedno z miejsc, które Adam Borowicz pokazał w swoim programie emitowanym co niedzielę o 11.35 w TVP2 Materiały prasowe
Adam Borowicz z Rudy Śląskiej prowadzi program "To je Borowicz. Podróże ze smakiem" w TVP2. Jego kariera rozwija się błyskawicznie. Wyjechał do Szkocji za pracą. Był tam budowlańcem. Potem założył własny kanał internetowy, a teraz prowadzi program kulinarno-podróżniczy w TVP2.

Adam Borowicz z Rudy Śląskiej prowadzi program "To je Borowicz. Podróże ze smakiem" w TVP2. Adam Borowicz w wywiadzie opowiada o początkach swojej kariery i pomyśle na program kulinarny w Telewizji Polskiej.

Jak powstał twój program, który oglądamy w TVP 2?
Program wymyśliliśmy razem z Tomkiem Dziedzicem, moim obecnym menedżerem i producentem. Moja dziewczyna kończyła akurat 2. rok studiów i z tej okazji zaprosiliśmy kilku gości na kolację. Tomek był wtedy w Szkocji, a że znamy się jeszcze z czasów szkoły podstawowej, to uznałem, że fajnie byłoby, gdyby wpadł. No i przyszedł. Zamówiliśmy ryby, owoce morza i zaczęliśmy o nich rozmawiać. Po jakimś czasie Tomek mówi mi: „Adam, przez 30 minut opowiadasz tylko o jedzeniu, mówisz, ile zwiedziłeś restauracji, jakie mieli tam sosy, gdzie kupić najlepsze… Nakręćmy to!”. Tydzień później Tomek przyjechał do mnie z kolegą. Za pomocą telefonu i jednego aparatu nagraliśmy pierwszy odcinek, na który zresztą nie mieliśmy jakiegoś szczególnego planu. Zamówiliśmy stolik w restauracji, mieliśmy pójść, spróbować, ja miałem opowiadać, a tu nagle kelnerka zaprasza nas do kuchni. Mogliśmy wejść i spędzić tam kilka minut. Pamiętam, że spróbowałem chyba pięciu dań, łącznie z deserem. Nasz film w serwisie YouTube w ciągu tygodnia zobaczyło 20 tys. widzów! Dla mnie, osoby, która wcześniej miała na Facebooku ledwie 100 znajomych, było to coś zupełnie niesamowitego.

Pracowałeś na budowie, miałeś jeszcze później siły na gotowanie?
Myślę, że to właśnie ta praca zapoczątkowała mój program. Firma, w której pracowałem, wysyłała mnie w wiele ciekawych miejsc w Szkocji. Zwiedzałem różnego rodzaju wyspy, wysepki, a tam wszędzie mogłem spróbować lokalnej kuchni. Podczas takich dwutygodniowych wyjazdów gotowałem dla kolegów z pracy. Moi znajomi Szkoci potrafili praktycznie zrobić tylko scrambled eggs, czyli taką nieco oszukaną jajecznicę, albo white sausage, czyli białą kiełbasę. Zaproponowałem im, żebyśmy wspólnie kupowali jedzenie, a ja będę je dla nich przygotowywał. Po pierwszym wyjeździe każdy chciał jechać ze mną na kolejny, żeby spróbować mojej kuchni.

Częstowałeś Szkotów potrawami ze śląskiej kuchni?
Kabanosy, kiełbasy, nasze pieczenie, schab ze śliwką, pieczony kurczak… byli wniebowzięci. Moi znajomi do dzisiaj kupują w sklepach polską kiełbasę, bo czuć w niej nutę czosnku, jest słona, dobrze doprawiona, u nich tego nie ma. Jedyne, co im nie smakowało, to kapusta kiszona i kiszone ogórki. Kiedy ich tym częstowałem, to pytali mnie: „Adam! Jak wy możecie jeść zepsute jedzenie?!” Pokazałem im też rolady, bo było to dla nich coś zupełnie nowego, ale takie prawdziwe rolady z wędzonym boczkiem i ogórkiem w środku. Dziwili się, jak my możemy jeść taki tłusty boczek, bo u nich występuje on tylko w postaci bekonu. W niedzielę miałem chwilę wolnego, więc nafaszerowałem rolady, smażyłem je przez dwie godziny, później dusiłem przez kolejne półtorej… Wszyscy wrócili z pracy, dałem im rosół, a później rolady, kluski i naszo ślonsko zołza... Na koniec jeszcze moczyli w niej chleb, żeby się nie zmarnowała.

Są podobieństwa pomiędzy śląską i szkocką kuchnią?
Myślę, że zarówno my, jak i Szkoci, lubimy porządnie zjeść. Oni mają coś takiego jak Sunday roast, czyli co niedzielę robi się tam pieczeń. My też lubimy mięso, często robimy pieczeń z karkówki, z kaczki. Ja uwielbiam naszo ślonsko zołza, czyli sos. Wyspiarze mają swój słynny gravy - sos z cebuli i czerwonego wina. No i gęsi. My mamy gęś na św. Marcina, oni mają gęś na święta Bożego Narodzenia. Oczywiście szkocka kuchnia jest inna, bardziej tłusta. Weźmy sobie takie śniadanie, które potrafi mieć nawet 1400-1600 kalorii! Chodzi o to, żeby takie śniadanie dało nam energię na cały dzień i ja, jako budowlaniec, bardzo chętnie z niego korzystałem. Wiadomo, że od tego już się odchodzi, a Szkoci starają się być fit, tak jak wszyscy, ale takie tradycyjne śniadania wciąż tam funkcjonują. A jak to wygląda? Na początek warto podkreślić, że wszystko, co teraz wymienię, jest smażone, pieczone albo grillowane. O poranku na szkockim talerzu na pewno powinny znaleźć się dwie białe kiełbasy, black pudding, czyli odpowiednik noszego żymloka, square sausage, czyli taka nasza mielonka, tyle że smażona na ruszcie, do tego dwa jajka sadzone, smażona pieczarka, grillowany pomidor i tosty… oczywiście z masłem. Po takim śniadaniu dopiero około godziny 17 można pomyśleć, że ma się już ochotę na coś do jedzenia. Szkoci uwielbiają też owoce morza. Tak, jak u nas na każdym rogu można kupić jakiegoś burgera albo kebaba, tak tam sprzedaje się małe, panierowane krewetki z sosem majonezowym z dodatkiem czosnku i cytryny albo małże.

Dobrze znasz już lokalne smaki?
Przez te 10 lat zwiedziłem ponad 200 szkockich restauracji, a to naprawdę sporo, żeby poznać ich kuchnię. Teraz mam tam swoich znajomych rybaków, od których zawsze dostaję najświeższe ryby i owoce morza. Jeżdżę do zaprzyjaźnionego rzeźnika, który pokazuje mi wpierw mięso, odkraja kawałek, daje dotknąć przez rękawiczkę, powąchać, opowiada, jak leżakowała wołowina. To dla mnie bardzo ważne, żeby gotować opierając się na lokalnych produktach, które przede wszystkim muszą być świeże i taką właśnie kuchnię, opartą na danym regionie, można teraz oglądać w moim programie „To je Borowicz”.

Co zobaczymy w twoim programie?
To będą lokalne dania, ale po mojemu. Ludzie czasem czepiają się, że użyłem miodu do wątróbki. Dlaczego to zrobiłem? Bo tak gotuję, bo to mi smakuje i moim zdaniem jest dobre. Robię kuchnię nieco inną niż ta tradycyjna i myślę, że dzięki temu jest ona ciekawa.

Nasz program nie opiera się jedynie na gotowaniu. Staramy się w każdym odcinku pokazać trochę Szkocji, Anglii, czy Irlandii. Kręcimy ładne krajobrazy, groty, pałace, zaglądamy do ciekawych miejsc, chcemy uchylić widzom rąbka tajemnic, pokazać ten wyspiarski świat. Oczywiście w ciągu 20 minut nie jesteśmy w stanie zadowolić wszystkich tych, którzy chcieliby więcej kuchni i tych, którzy czekają na kolejne ciekawe miejsca. Cały czas się uczymy i staramy w odpowiedni sposób dopasować do widzów. Na pewno w każdym odcinku będzie jakaś dobra restauracja, ciekawe miejsce, wciągająca historia i oczywiście znakomite danie. Wszyscy widzieli już szkockie góry, ale ile osób wie, gdzie przebywał Harry Potter? My zwiedziliśmy ogrody z filmów o młodym czarodzieju i całe miasteczko, w którym bywał. Byliśmy też w miejscu, gdzie leżakują sery cheddar. Jechaliśmy też nieczynną koleją parową. Postaramy się pokazać sporo takich smaczków.

Odwiedzacie miejsca, które już znasz, czy jeździcie w zupełnie nowe lokacje?
Zdarza się, że spędzam cały tydzień w miejscu, w którym będziemy kręcić odcinek. Szukam ciekawych miejsc, restauracji, sprawdzam ich menu. Gdybyśmy jeździli w miejsca, które już odwiedziłem, to nie byłyby one dla mnie zaskoczeniem. Lubię, kiedy mogę dzielić swój zachwyt razem z widzami. Kiedy byłem gdzieś pięć razy, to wiem, co leży za każdym kamieniem, a ja lubię być zaskoczony tym, co tam odkryłem. Odwiedzam wszystkie miejsca razem z widzami i dzielę się moimi wrażeniami.

Kuchnia wymaga czasu?
Kiedyś zaintrygował mnie sos do krewetek w jednej ze szkockich restauracji. Byłem tam dziesięć razy i prosiłem, żeby szef kuchni zdradził mi przepis. Dopiero za dziesiątym razem kelnerka w końcu zawołała mnie do kuchni, a szef pozwolił na rozmowę. Opowiedziałem mu, z czego przygotowywałem ten sos w domu, co dodałem, ile to robiłem i jak. Nie miałem już innego pomysłu, a to wciąż nie był ten smak. Wtedy on zdradził mi, że sekretny składnik to wywar ze skorup krewetek. Takie skorupy zalewa się bulionem i gotuje na wolnym ogniu przez dwie godziny i to one wydobywają z tego sosu odpowiedni smak. Później, zanim taki przepis pokażę widzom, jeszcze kilkakrotnie przygotowuję go w domu, częstuję nim znajomych, rodzinę, wprowadzam poprawki i tak do skutku. Wydaje mi się, że wszystko, co robisz z pasją i sercem, wymaga czasu.

Wpisz miejscowość i sprawdź wyniki wyborów

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

II tura wyborów w niedzielę, 4.11.2018

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo