Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trefny sezon ogórkowy

Marek S. Szczepański
W marcu 2009 roku cały niemal świat dowiedział się o zakażeniach wirusem A/H1N1 w bajecznie pięknej i bogatej Kalifornii.

Trzy miesiące później potwierdzono pierwszy przypadek świńskiej grypy w Polsce - bo o tę odzwierzęcą chorobę tutaj chodzi. Paniczne zachowania ludzi na całej planecie podsyciła Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), która już w czerwcu ogłosiła najwyższy - szósty stopień zagrożenia, czyli megaepidemię. Na to tylko czekali producenci szczepionek, giganci farmaceutyki, zainteresowani histerią z czysto ekonomicznych powodów. Kolejne kraje pod naciskiem zdesperowanych obywateli kupowały miliony odtrutek na paskudną chorobę. Niektóre zrobiły ich taki zapas, że wystarczyłby na długie lata.

Bardzo przytomnie zachowała się wówczas polska minister zdrowia Ewa Kopacz. Uznała bowiem, że choroba ma raczej medialny niż rzeczywisty charakter, a to oznaczało, że hardo odmówiła niekontrolowanego zakupu szczepionek. Oskarżano ją o lekceważenie zagrożenia, o świadome narażanie zdrowia obywateli na szwank i odpowiedzialność za niekontrolowany przebieg choroby na terenie całej Najjaśniejszej RP. Grożono sądami, a przynajmniej doniesieniami do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez bezduszną urzędniczkę.

Okazało się, że miała rację nie szastając bezmyślnie publicznym groszem. Szybko i z zawstydzeniem ze świńskiej pandemii wycofała się Światowa Organizacja Zdrowia, a wraz z nią medyczne autorytety, heroldowie apokaliptycznej wizji pochodu grypy do wszystkich zakątków globu. Na histerii zarobiły firmy farmaceutyczne i producenci suplementów, dających odpór paskudnemu wirusowi. Nauczona doświadczeniem WHO zareagowała roztropnie na początku czerwca 2011 r. wobec doniesień o ekspansji złośliwej odmiany pałeczki okrężnicy (Escherichia coli), bakterii na co dzień przyjaznej człowiekowi, zadomowionej w układzie pokarmowym i odpowiadającej za 60-70 proc. produkcji witamin z grupy B i K. Urzędnicy zasugerowali, aby nie przyjmować na własną rękę antybiotyków, suplementów i mikstur wzmacniających odporność. Ale było już za późno.
Przedstawiciele Republiki Federalnej Niemiec, w której odnotowano pierwsze przypadki zachorowań, rączo i bez namysłu wskazali źródło bakteryjnego przecieku. Winowajcą miały się okazać hiszpańskie, Bogu ducha winne, jak później stwierdzono, ogórki. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Miłośnicy tego warzywa zaczęli myśleć o nim z najwyższym obrzydzeniem, zwłaszcza jeśli miejscem jego narodzin był Półwysep Iberyjski. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby rozumieć dramat producentów, utrzymujących z upraw całe rodziny i firmy kooperujące. Później ogórek został ułaskawiony, a podejrzenia przerzucone na kiełki, pomidory i sałatę. I znowu dramat rolników, którzy w akcie desperacji jęli niszczyć lub rozdawać nikomu niepotrzebne warzywa.

O zdrowie należy dbać, konsument musi znać miejsce pochodzenia produktów, a państwo troskliwie ochraniać obywateli. Nie można jednak po raz kolejny ulegać panice, wykreślać z diety dobroczynne i pełne witamin warzywa. A już z całą pewnością trzeba odstąpić od gołosłownych oskarżeń skutkujących procesami, których później nie da się opanować. Wcale się nie dziwię, że rząd Hiszpanii zapowiedział wystąpienie do Niemiec o stosowne odszkodowania i reparacje. Podobnie zresztą jak wstrzemięźliwi zazwyczaj Portugalczycy, którzy oskarżają politycznych plotkarzy zza naszej zachodniej granicy o ruinę wielu gospodarstw i zagrożenie egzystencji ich właścicieli.

W takich sytuacjach warto spokojnie i bez tabloidowego napięcia wysłuchać lekarzy i specjalistów. A ci jednoznacznie podkreślają, że ryzyko zachorowania zmniejsza się wraz z konsumpcją mydła i środków higieny, starannym myciem, sparzaniem warzyw i owoców, słowem wraz z rygorystycznym przestrzeganiem zasad higieny. Wierzę, ze winowajca choroby zostanie zdefiniowany, podły szczep bakterii coli osaczony i unieszkodliwiony. Jestem wszelako przekonany, że już wkrótce będziemy świadkami innych zachowań masowych nazywanych - w nieznośnym żargonie socjologii - owczym pędem i logiką tłumu. Rację miał zapewne mistrz francuskiej prozy, Victor Hugo, twierdząc, że tłum ma zbyt wiele oczu, by mieć spojrzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!