Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trio z Borussi wcale nie jest takie doskonałe

Cezary Kowalski
Piłkarze, by pomistrzowsku współpracować, nie muszą się lubić. Puchar Europy dla Juventusu zdobyli zawodnicy, którzy się do siebie nie odzywali. Jak jest w kadrze i w Borussii z Lewandowskim, Błaszczykowskim i Piszczkiem - pisze Cezary Kowalski

Jeszcze jeden taki numer i z wami nie gram - mówi Robert Lewandowski w finale spotu reklamowego niemieckiej firmy motoryzacyjnej. Lewandowski rzuca tekst do swoich kolegów z Borussii Dortmund: Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka, którzy zajęli miejsce na przednich siedzeniach. Lewandowski, który zawsze gra z przodu, musiał usiąść z tyłu. Błaszczykowski porozumiewawczo spogląda na Piszczka, robiąc nieco szyderczą minę.

Reżyser wykorzystał polskie trio z Dortmundu, które stanowi o sile mistrza Niemiec, aby promować markę produktu, nie mając zapewne świadomości, że przy okazji zobrazował rzeczywiste relacje w polskiej grupie. Postrzegana jest ona powszechnie jako trójka muszkieterów, którzy doskonale się rozumieją i wskoczyliby za sobą w ogień. Kiedy grają w Bundeslidze czy Lidze Mistrzów, tak właśnie bywa. Prawda o pozaboiskowych relacjach trio jest dokładnie taka jak w reklamie. Kuba i Łukasz trzymają się razem i nie przepadają za Lewandowskim. Relacje między nimi są co najwyżej poprawne, gdy przebywają w pracy, czyli w klubie. Lewandowski wyraźnie woli się trzymać z miejscowymi.

Chłodne stosunki często widać po strzelonych golach, kiedy raczej Błaszczykowski i Piszczek nie są przesadnie wylewni, składając gratulacje napastnikowi i vice versa. Po zdobyciu patery za mistrzowskie tytuły czy Puchar Niemiec, a zwycięstwo fetowano na boisku, uważni obserwatorzy zwrócili uwagę, że Polacy bawili się osobno. Podejrzliwi dziwili się, że na mecz towarzyski do Dublina przylecieli innym samolotem. Oczywiście w wymienionej wcześniej konfiguracji.

Menedżer Lewandowskiego Cezary Kucharski przyznaje, że jego podopiecznemu bardziej po drodze z niemieckimi kolegami i nie dostrzega w tym nic zaskakującego. - Sam mu doradzałem, aby jak najszybciej zasymilował się w nowym miejscu. Nauczył się języka, nawiązał nowe znajomości. To mu bardzo pomogło.

Na tle Brazylijczyków, Turków czy piłkarzy z Bałkanów, którzy zawsze za granicą tworzą swoje enklawy i wspierają się wzajemnie, Polacy sprawiają wrażenie bardzo "nowoczesnych". Kuba i Robert nie odwiedzają się ponoć, mimo że mieszkają kilka kroków od siebie (Piszczek kupił dom po drugiej stronie Dortmundu). - Fakt, że Robert nie trzyma się z Łukaszem i Kubą wynika też z różnicy wieku, innego patrzenia na świat, innych zainteresowań. Chłopcy mają rodziny, dzieci, swoje problemy, Robert prowadzi życie bardziej kawalerskie - tłumaczy Kucharski.

Piszczek i Błaszczykowski są bardziej zgrani, bo znają się jeszcze z czasów zabrzańskich. Pierwszy był zawodnikiem Gwarka, drugi Górnika. Byli w tej samej kadrze młodzieżowej do lat 19, kiedy Piszczek robił za gwiazdę i został w mistrzostwach Europy królem strzelców, a Kuba jako zawodnik jeszcze wówczas czwartoligowy, wchodził jako rezerwowy. Ich losy skrzyżowały się też podczas Euro 2008 w Austrii. Leo Beenhakker za kontuzjowanego w ostatniej chwili Błaszczykowskiego wezwał Piszczka, który przyjechał bezpośrednio z wczasów na Rodos. Tak naprawdę zaprzyjaźnili się dopiero w Dortmundzie.

Doskonale współpracują na prawej stronie boiska, a poza pracą także spędzają razem mnóstwo czasu. Z czego jeszcze wynika ich niechęć do rodaka? Jedna z plotek głosi, że znajduje ona podłoże w jednym z wywiadów, których udzielił Robert. Miał on powiedzieć, że po przyjeździe do Niemiec był zdany na siebie. Łukasz i Kuba poczuli się urażeni, bo uważali, że pomagali w jego aklimatyzacji w Niemczech, jak mogli. Groteskowe? Być może, ale doszukiwanie się jakiejś wyjątkowej głębi w relacjach między młodymi piłkarzami byłoby przesadą. Wbrew pozorom błachostki bywają istotne i mogą być bolesne.
Wnikliwi obserwatorzy twierdzą, że podział w naszym trio wynika z odmiennych charakterów Kuby i Roberta. I Lewandowski, i Błaszczykowski chcą być tymi pierwszymi. Błaszczykowski stara się być antytezą piłkarskiej gwiazdy, walczy ze stereotypami, mówiącymi o tym, że piłkarz to człowiek z żelem na głowie, myślący tylko o jak najdroższym samochodzie. Przejmuje się krzywdą innych, staje za uciśnionymi.
- To taki trochę społecznik patriota - mówi nam osoba dobrze znająca całą trójkę. - Nie chcę, aby ktoś bił pokłony, ale nie słyszałem, żeby o którymś z naszych aktorów czy piosenkarzy ktoś tak dużo i dobrze mówił na Zachodzie jak o nas. Jesteśmy najlepszym dowodem na to, że Polak potrafi - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" Błaszczykowski.

Lewandowski też potrafi uderzyć w nuty patriotyczne: - Nie ma takiej przepaści między nami i tymi ludźmi z Zachodu. Nam się ciągle wydaje, że oni lepiej żyją, lepiej się odżywiają, mają większy talent. Wielu zawodników tak mówi nawet po wyjeździe z Polski, nie chcąc się wyzbyć tych kompleksów. To jest nasz największy problem. Niska samoocena. Nie wiem, skąd to się bierze, ale to jest reguła. Tak naprawdę jednak "Polak" nie oznacza "gorszy" - powiedział Lewandowski "Polsce The Times".

Lewandowski nie ma problemów z samooceną. Trudno znaleźć polskiego zawodnika, który jest tak pewny siebie (mimo fatalnej passy ostatnio w kadrze). Natomiast w przeciwieństwie do rodaków z Dortmundu to typ samotnika, indywidualisty, który chodzi swoimi ścieżkami. Taki był już, kiedy robił furorę w Lechu Poznań, taki jest w Borussii Dortmund i reprezentacji Polski. Błaszczykowski bez wątpienia bardziej zjednuje sobie kolegów. Grupa trzymająca się w kadrze z Błaszczykowskim jest znacznie większa niż ta skupiona wokół Lewandowskiego. Do tej drugiej należą m.in. Wojciech Szczęsny i nieobecny ostatnio Sławomir Peszko.

Najbardziej nasuwa się pytanie: czy gdyby rozumieli się lepiej prywatnie, przełożyliby tak samo dobrą grę jak w Bundeslidze na reprezentację? Na nich przecież swoją drużynę budował Franciszek Smuda, jego tropem podążył Waldemar Fornalik.
Na zdrowy rozum rozsądnie kombinowali. Nie mamy przecież innych zawodników, którzy byliby aż tak znaczący w najlepszym klubie jednej z najlepszych lig na świecie. Poza tym grają na różnych pozycjach, powinni i mogliby stanowić kręgosłup zespołu.
I tu warto chyba postawić twardą tezę: pozaboiskowe stosunki trio z Dortmundu nie mają żadnego znaczenia w kwestii wyników reprezentacji. Mało tego, większość bramek w reprezentacji Lewandowski strzelił po podaniach Błaszczykowskiego. Najlepsze sytuacje, nawet te zmarnowane, Robert miał po podaniach Kuby, który potrafi zagrać dokładnie taką piłkę, jaką napastnik lubi. W przegranym meczu z Irlandią Lewandowski dwa razy pędził sam na bramkę po podaniach swojego klubowego partnera. W meczu z Ukrainą przy stanie 1:3 najlepszą akcję przeprowadził właśnie Błaszczykowski z Lewandowskim, ale Obraniak nie potrafił strzelić gola w idealnej sytuacji. Działa to też w drugą stronę. Zdarzały się również asysty Lewandowskiego. Tak jak przepiękne podanie do Kuby w towarzyskim meczy z Gruzją jeszcze za czasów Franciszka Smudy.

Na boisku zatem żadnych animozji nie widać, zawodnicy potrafią wznieść się ponad podziały, podchodzą do swoich zadań profesjonalnie i na pewno nie ich prywatne relacje są przyczyną nieszczęść naszej reprezentacji. Plotki o tym, że podczas treningów i meczów celowo podają sobie piłkę zbyt mocno, można włożyć między bajki, a ich śmiech, na tak sformułowane pytanie, wydawał się naprawdę szczery.

Próbujący uratować swoją posadę Waldemar Fornalik spróbuje zapewne niebawem jeszcze jednego sugerowanego mu intensywnie rozwiązania i postara się zbliżyć naszych dwóch kluczowych zawodników jeszcze mocniej. Ustawi Kubę na pozycji numer 10 tuż za Robertem, aby tak naprawdę stanowili duet. To może być strzał w dziesiątkę pomimo ich osobistych relacji.
Wbrew pozorom bardzo rzadko zdarzało się, aby reprezentacyjne drużyny składały się z przyjaciół. W słynnej ekipie Kazimierza Górskiego było mnóstwo podziałów, zdarzali się nawet kapusie. Za Apostela czy Engela grupy bankietowe zwalczały grzecznych chłopców, którzy podchodzili do futbolu profesjonalne. Za Gmocha wręcz nie znosili się liderzy - Deyna i Boniek.

- Jak zdobywaliśmy Puchar Europy z Juventusem Turyn, to mieliśmy w zespole kilku zawodników, którzy byli w tak złych relacjach prywatnych, że nie odzywali się do siebie nawet na boisku - wspominał Zbigniew Boniek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Trio z Borussi wcale nie jest takie doskonałe - Portal i.pl