Udajemy, że gorączki nie ma

W trakcie dyskusji Wałęsa ostro zrugał Jerzego Turowicza, zasłużonego redaktora "Tygodnika Powszechnego" i senatora Andrzeja Wielowieyskiego, kiedy ci przestrzegali przed społecznym niezadowoleniem z rozbijania "Solidarności". Obaj usłyszeli w odpowiedzi: "Stłucz pan termometr, nie będziesz pan miał gorączki".

PiS-owska logika jest prosta: jeśli w spisie nie będzie Ślązaków, to znaczy, że Ślązacy nie istnieją, nie ma ich, nigdy ich nie było, a jeśli byli, to wymarli wraz z mamutami

Od tego czasu wałęsowska maksyma stała się opisem swoistej polityki udawania, że problem nie istnieje, skoro nikt go nie zmierzył. Rzeczywiście, jeżeli nie mamy termometru, nikt nie udowodni, że chory ma podwyższoną temperaturę. A że ma rozpaloną głowę - to nic takiego, może po prostu biegł i się zziajał. Że ma dreszcze - to też nie dowód, mógł przecież się przestraszyć. Nie ma termometru, nie ma gorączki, koniec, kropka.

Niedawno aktyw PiS-owski w ostrym tonie zażądał od prezesa Głównego Urzędu Statystycznego, aby w Narodowym Spisie Powszechnym nie było możliwości oświadczania śląskiej narodowości. Wedle PiS-owców, każdy polski obywatel może się określić, że jest narodowości polskiej, ale też niemieckiej, francuskiej, rosyjskiej, szkockiej, czukockiej, chińskiej albo walijskiej. Eskimosem też może być. Tylko pod żadnym pozorem nie może oświadczyć, że jest Ślązakiem. PiS-owska logika jest prosta: jeśli w spisie nie będzie Ślązaków, to znaczy, że Ślązacy nie istnieją, nie ma ich, nigdy ich nie było, a jeśli byli, to wymarli wraz z mamutami.

Tak oto metoda tłuczenia termometru wraca raz jeszcze i to w wykonaniu tych samych ludzi (wszak to bracia Kaczyńscy w 1990 r. stali u boku Wałęsy, podjudzając do "wojny na górze"; to Jarosław Kaczyński szczuł wówczas Przewodniczącego przeciw Turowiczowi, Wielowieyskiemu, Mazowieckiemu i pozostałym przedstawicielom "salonu"). Dzisiaj pretorianie Wielkiego Jarosława usiłują udowodnić, że Ślązacy to byt wirtualny wymyślony przez wrogie siły. Dlatego broń nas Panie Boże, by nie mogli wykazać, że jednak istnieją, by pod żadnym pozorem nie mogli się policzyć. Należy zakazać takiej deklaracji w spisowym formularzu.
Niespełna rok temu socjolożka z uniwersytetu postanowiła przeprowadzić badania na temat politycznych preferencji obywateli województwa w sytuacji, gdy do wyborów samorządowych było jeszcze daleko. Jako pierwsza wpisała do ankiet Ruch Autonomii Śląska i wy-szło jej, że ta organizacja jest realną siłą polityczną, i że chce na nią głosować ok. 10 proc. wyborców. Już wtedy wnoszono kuriozalne protesty przeciwko... takim badaniom. Bo przecież jak się badają, to znaczy, że chcą władzy! Trzy kwartały później wynik wyborów potwierdził diagnozę wysnutą z tamtej pracy naukowej. Czy to badania socjologiczne spowodowały, że ludzie głosowali na RAŚ? Czy jeśliby tamtej ankiety nie było, to autonomiści nie zasiadaliby dziś w sejmiku? Trzeba wielkiej naiwności, wręcz politycznej głupoty, by wysnuwać takie tezy.

Gorączka istnieje obiektywnie niezależnie od tego, czy się ją zmierzy termometrem, czy też ją zignoruje. Jest reakcją obronną organizmu na niekorzystne procesy w nim zachodzące, dlatego każdy mądry lekarz rozpoczyna analizę niedyspozycji od pomiaru temperatury. PiS-owscy propagandziści chcą udowodnić nieistnienie Ślązaków metodą tłuczenia termometru, czyli uniemożliwiając ich policzenie. Wypisz-wymaluj jak w PRL-u, gdzie zakazano używania takich słów jak "opozycja" (byli tylko "polityczni awanturnicy"), jak "strajk" (czyli "nieuzasadnione przerwy w pracy"), albo "kryzys" (bo to były "przejściowe trudności dynamicznego rozwoju"). Pretorianie Kaczyńskiego najwyraźniej chcieliby zabronić używania słowa "Ślązacy", bo przecież nikt taki nie istnieje. Jakie słowo-wytrych wymyślą na zastąpienie tego zakazanego terminu? Proponuję "Polacy o zachwianej tożsamości", "Polacy inaczej" albo "Prastary lud piastowski z górnego biegu Wisły i Odry".