Udział w programie MasterChef wcale nie był oczywisty dla pana Wojciecha.
– Z wysłaniem formularza zgłoszeniowego zwlekałem do ostatniej chwili – wysłałem go na 15 minut przed zamknięciem zgłoszeń – przyznaje, dodając jednak, że kiedy dostał „fartucha” od samej Magdy Gessler, wszystko się zmieniło. – Udział w programie jest dla mnie przygodą życia i gdyby to było tylko możliwe – chętnie przeżyłby to wszystko jeszcze raz. Gotowanie w kuchni MasterChefa dostarcza mnóstwa emocji zarówno tych pozytywnych, jak i niestety tych mniej przyjemnych – mam tu na myśli stres czy zmęczenie wielogodzinnymi nagraniami – opowiada z wielkim entuzjazmem.
Zobaczcie zdjęcia:
Panu Wojciechowi już udało się „zabłysnąć” w programie i zachwycić jurorów swoimi lodami kardamonowymi, a także 30-minutową batalią z jajkiem dzięki, której dostał się do finałowej czternastki.
– Cała trójka jurorów była i jest dla mnie wielkim autorytetem, dlatego za każdym razem, gdy podchodzę do nich z talerzem czuje ogromny stres – nawet wtedy, kiedy jestem pewny tego co ugotuje. Jednak każda pochwała jury na szczęście dodaje skrzydeł i motywuje do dalszej walki o tytuł VII Polskiego MasterChefa – zdradza.
Dzięki udziałowi w programie lublińczanin stał się osobą rozpoznawalną w swojej okolicy, a także dodało mu to wiary we własne siły i umiejętności.
– MasterChef dał mi ogromnego kopa (…) Dzięki temu programowi uwierzyłem w to, że chyba faktycznie potrafię gotować, a moja kuchnia jest bardzo kreatywna, bo nie lubię w niej nudy, po prostu się nią „bawię” – dodaje zadowolony.
Uwielbia eksperymentować z kuchnią azjatycką, a jego popisowym daniem jest phad-thai, czyli smażony makaron z woka z jajkiem, krewetkami, kiełkami fasoli mung, pastą tamaryndową i sosem rybnym. Na swoim Facebooku zamieszcza też swoje autorskie przepisy i prowadzi profil na Instagramie.
Poziom uczestników tegorocznego programu, ocenia na bardzo wysoki. Co prawda na tym etapie nie umie jeszcze ocenić, który z uczestników jest dla niego realnym rywalem, ale jak sam o sobie mówi: „tanio fartucha nie sprzedam” i zapytany, pewnym siebie głosem odpowiada: „Moje szanse w programie? Myślę, że MasterChef może być tylko jeden i będę nim ja!”
Na razie zdradził nam, że jest parę osób, których się obawia. Jednak to nic w porównaniu z przyjaźniami jakie udało mu się nawiązać w MasterChefie i stworzyć zgraną paczkę: z Lorkiem, Martyną, Patrycją i Arkiem.
Co planuje zrobić z ewentualną wygraną? Jego marzenie nie jest skomplikowane.
– Od dawna marzyłem o tym, aby otworzyć swój food truck. Pieniądze z wygranej na pewno ułatwiłby mi realizację tego marzenia. Czy się uda? Zobaczymy. Jeżeli tak, to na pewno o mnie usłyszycie – zapewnia Wojciech Kasprowicz.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Samorządowiec Roku - gala Dziennika Zachodniego
Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego TYDZIEŃ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?