Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ciągu 5 lat na wolność wyjdzie setka zabójców, w tym skazani na śmierć

Teresa Semik
arc.
Ostatni wyrok śmierci zapadł w Katowicach w 1995 roku. Jan Franke z Rudy Śląskiej, gdy zabił pierwszy raz, nie skończył nawet 22 lat. Trzy miesiące później zabił podczas rozboju po raz drugi. Używał łomu, siekiery, tego, co miał pod ręką. Orzeczoną karę śmierci sąd zamienił mu na 25 lat pozbawienia wolności, bo obowiązywało już moratorium na jej wykonywanie. Franke może wyjść w każdej chwili, bo odsiedział połowę kary.

W składzie orzekającym był sędzia Jacek Krawczyk z katowickiego Sądu Okręgowego.

- Trzech ławników przegłosowało wówczas dwóch sędziów zawodowych i Jan Franke usłyszał wyrok śmierci - przypomina. - Wprawdzie w 1995 roku do polskiego prawa przywrócono już karę dożywocia, ale prawo nakazywało orzec karę, która obowiązywała w chwili popełnienia zbrodni, łagodniejszą dla sprawcy, a więc 25 lat.

Zamiast kary śmierci

- W latach 2013-2017 więzienia opuści 97 przestępców skazanych na 25 lat pozbawienia wolności - mówi ppłk Luiza Sałapa, rzeczniczka Służby Więziennej.

Wśród nich są seryjni zabójcy z wyrokami śmierci, których objęła amnestia z 1989 roku, m.in. "Szatan z Piotrkowa Trybunalskiego", jak nazwano Mariusza Trynkiewicza, nauczyciela z zawodu, który w 1988 roku wykorzystał seksualnie i zabił czterech chłopców. Zwabił ich do siebie pod pretekstem, że będą mogli postrzelać z wiatrówki. Ich zwłoki wywiózł do lasu.
Wyjdzie Henryk Moruś, który w okolicach Olsztyna zasztyletował czteroosobową rodzinę, w tym 3-letnie dziecko. Kiedy ogłoszono mu wyrok śmierci, pokazał sędziom "wała". Będzie wolny w 2017 roku, podobnie jak Andrzej Morawski z Zabrza - zabójca Marka Sienickiego, policjanta w Bytomiu. Śledczy nie odnaleźli pistoletu kaliber 7,62 mm, który Morawski miał przy sobie w dniu zabójstwa.

W 2017 r. prawdopodobnie wyjdzie na wolność Leszek Pękalski, znany jako "wampir z Bytowa", uznawany za seryjnego mordercę kobiet, ale skazany za jedno zabójstwo na 25 lat.

Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin zapowiada, że zrobi wszystko, by uniemożliwić wyjście na wolność szczególnie niebezpiecznych morderców. Trwają prace nad zmianą prawa, ale w skuteczność tych zamierzeń nie wierzy Jan Widacki, profesor prawa.

Nie straszmy ludzi?

- To jest histeria, która do niczego dobrego nie doprowadzi - twierdzi profesor. - Sprawcy, nawet najokrutniejszych zbrodni, kiedyś wychodzą na wolność. Także skazani na dożywocie rzadko kiedy siedzą dłużej niż 25 lat. Nie ma możliwości odizolowania ich od społeczeństwa.

Zdaniem prof. Widackiego, należy tych ludzi otoczyć opieką postpenitencjarną, bo po 25 latach na ogół nie mają już rodziny, znajomych, pracy, ani domu. Trafiają w społeczną próżnię. Nikt ich nie zatrudni, a jedynymi kolegami są osadzeni z celi. Muszą też być pod stałym nadzorem operacyjnym policji.
- Nie straszmy ludzi, to nie jest żadna nadzwyczajna sytuacja - dodaje profesor.

Wyjściem na wolność seryjnego zabójcy i pedofila, dziś 5o-letniego Trynkiewicza zaniepokojony jest rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Apeluje do ministra Gowina, by chronił przed nim dzieci. Z opinii biegłych wynika, że Trynkiewicz może znów zaatakować. Nawet nie wyrażał zgody na leczenie. Decyzją sądu poddano go przymusowej terapii.

- Nie jest to "kastracja chemiczna", farmakologiczna - mówi Ewa Kosowska-Korniak z sądu w Opolu (Trynkiewicz siedział w Strzelcach Opolskich). A takie informacje pojawiły się w mediach. "Kastrację chemiczną" wprowadzono do naszego prawa dopiero w 2010 r. Terapia prowadzić ma do obniżenia popędu seksualnego skazanego i ma być orzekana obligatoryjnie, gdy sprawca dopuścił się gwałtu na osobie poniżej 15. roku życia.

Zmiana preferencji pedofila i całkowite wyleczenie jest prawie nieosiągalne.

Andreas Breivik, który w zamachach terrorystycznych zabił 77 osób, poszedł do więzienia na 21 lat, ale tę karę można przedłużać w nieskończoność, gdy sąd uzna, że zamachowiec jest niebezpieczny dla społeczeństwa. U nas nie ma takiego prawa, a uchwalone teraz, nie może działać wstecz. Nie można zwołać naukowców, żeby zdecydowali, czy pedofil lub groźny morderca nadal jest groźny i zamknąć go z dala od społeczeństwa.

Z każdym głośnym zabójstwem wraca w Polsce dyskusja o karze śmierci. Jej zwolenników jest wciąż dużo, bo ok. 60 proc., ale z roku na rok coraz mniej. Ile w Polsce wykonano wyroków śmierci, tego nikt nie wie dokładnie, bo niepełna jest dokumentacja z lat powojennych.

Ostatnie egzekucje

Sąd Okręgowy w Częstochowie wydał w swojej historii jeden wyrok śmierci. W 1984 roku skazał Mirosława Michonia za zabójstwo podczas napadu rabunkowego i usiłowanie zabójstwa. Wyrok wykonano w Krakowie. Bielski sąd dwukrotnie orzekł karę śmierci, m.in. za zastrzelenie strażników w wadowickim więzieniu. Sprawców stracono.

Katowicki sąd skazał na śmierć m.in. Joachima Knychałę z Bytomia, który zamordował trzy kobiety i dwie dziewczynki. Został powieszony. Wyrok śmierci usłyszał w 1985 r. Mieczysław Zub, były milicjant - w listopadzie 1981 r. jego ofiarą była 19-letnia dziewczyna w zaawansowanej ciąży z Rudy Śląskiej. Zabił jeszcze cztery inne kobiety. Zanim przyszedł kat, sam powiesił się w celi.

- Nie było, wbrew obiegowym opiniom, specjalnych cel dla skazanych na karę śmierci. Siedzieli z pozostałymi osadzonym, data i godzina egzekucji była utajniona - mówi por. Artur Piszczek, rzecznik aresztu śledczego w Katowicach. - Celą śmierci nazywano miejsce egzekucji, które w katowickim areszcie znajdowało się w specjalnie zaadaptowanym garażu.

W tym garażu w 1977 r. został stracony Zdzisław Marchwicki, "wampir z Zagłębia", skazany za zabicie czternastu kobiet.
Ostatnią egzekucję w Polsce wykonano w 1988 r. w krakowskim areszcie śledczym przy ul. Montelupich. Stanisława Czabańskiego na śmierć skazał sąd w Tarnowie za gwałt i morderstwo kobiety. Wywabił ją z domu do lasu, tam zgwałcił, a gdy zaczęła uciekać, dogonił i zabił. Potem chciał zabić jej dwie córki, ale zdążyły uciec.

W tym samym roku rząd Mieczysława Rakowskiego ogłosił moratorium na wykonywanie kary śmierci, a w 1989 r. Sejm przyjął ustawę o amnestii i skazańcy uciekli spod stryczka. Karę śmierci zamieniono im na 25 lat pozbawienia wolności. Nie było dożywocia. Mimo to kara śmierci nadal była orzekana aż do wejścia w życie nowego Kodeksu karnego w 1997 r.

W 1994 roku sąd we Wrocławiu skazał na śmierć Janusza Kulmatyckiego, który zastrzelił policjanta, a drugiego ciężko ranił. Uniknął stryczka. Podobnie jak Tomasz Ciepielewski, 25-latek, który zgwałcił i zamordował 11-letnią dziewczynkę. Wkrótce wyjdą na wolność i wtopią się w tłum. Nie wiadomo, kiedy i gdzie zaatakują.

Wyroki śmierci

Stanisław Jaros:
sprawca zamachu bombowego na Władysława Gomułkę i Nikitę Chruszczowa podczas ich wizyt w Sosnowcu. Stracony w 1963 r.

Bogdan Arnold:
zabił cztery kobiety, w tym swoją trzecią żonę. Wpadł przez rój much, który wydobywał się z jego katowickiego mieszkania. Stracony w 1968 r.

Bronisław Cybuch:
vel Tadeusz Winczewski, wysadził dom towarowy podczas rabunku i zabił policjanta, który próbował go zatrzymać. Stracony w 1982 r.

Czy w Polsce, na wzór szwedzki, powinno się przedłużać kary wciąż groźnym społecznie przestępcom? Pisz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!