W niedzielę wspomnienie św. Wojciecha, a więc o zuchwałej kradzieży w katedrze gnieźnieńskiej w filmie „Święty”. Recenzja Adama Pazery

Adam Pazera
plakat z filmu "Święty"
plakat z filmu "Święty" materiały prasowe
Emitowany obecnie w polskich kinach „Święty” to nie jest kolejna ekranizacja książki opowiadającej o przygodach Simona Templara, których autorem był Leslie Charteris. Starsi telewidzowie mogą pamiętać też wyświetlany w telewizji polskiej w latach 60. i 70. serial w którym w tytułową postać eleganckiego i szlachetnego detektywa, a zarazem i po trosze przestępcy wcielił się Roger Moore. Ale to wszystko nie to! Mam bowiem na myśli film o takim tytule („Święty”) w reżyserii Sebastiana Buttnego, a okazją do wspomnienia może być uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczennika, która w bieżącym roku przypada w niedzielę, 23 kwietnia.

Święty Wojciech był czeskim duchownym, biskupem praskim i jest jednym z głównych patronów Polski (a także Węgier i Czech). Film łączy się ze wspomnianym świętym, gdyż dotyczy kradzieży zabytkowej, pochodzącej z XVII wieku, srebrnej figury z sarkofagu z gnieźnieńskiej katedry w którym znajdują się relikwie św. Wojciecha.

Zdarzenie do którego doszło w nocy z 19 na 20 marca 1986 roku wstrząsnęło całą katolicką (i nie tylko katolicką ) Polską. Sprawcy wykorzystali sytuację, że w bazylice trwał remont, w nocy weszli przez otwarte okno świątyni i w prymitywny sposób odcięli od relikwiarza srebrną figurę i pozostałe elementy. Milicja szybko podjęła czynności śledcze, na miejscu znaleziono szereg śladów i sprawców-amatorów wkrótce schwytano. Podobno też dzięki informacjom ze strony społeczeństwa, albowiem wyznaczono nagrodę za wskazanie sprawców zuchwałej kradzieży. Z początkiem lipca sprawcy zostali skazani na kilkanaście lat więzienia.

”Święty” Sebastiana Buttego nie odtwarza wiernie śledztwa toczonego wokół kradzieży, to rodzaj kryminalno-politycznej opowieści z elementami historycznymi, a także poniekąd relacjami rodzinnymi głównego bohatera w tle. Takie nawarstwienie różnych czynników sprawia, że w którymś momencie kwestia śledztwa schodzi na dalszy plan. Buttny mnoży bowiem zbyt wiele wątków, których nie doprowadza do końca. Bohaterem filmu jest Andrzej Baran, młody porucznik Milicji Obywatelskiej, a - jak się okazuje na wstępie - jest on tym „dobrym milicjantem”: handlującą dolarami przed dworcem w Poznaniu dziewczynę („cinkciarę”) uprzedza – „w szarym polonezie to tajniacy, idź do domu dziecko, zanim cię zwiną”. Na marginesie: młoda dziewczyna handlująca walutą i nie „prowadzona” przez SB-cję, a ostrzegana przez milicjanta, to historia mało prawdopodobna.

Ten poczciwy porucznik Baran otrzymuje nazajutrz do wyjaśnienia najważniejszą dla niego sprawę: znaleźć sprawców rabunku w katedrze gnieźnieńskiej. Inne śledztwa na bok („od dzisiaj tylko to!”), to jest prestiżowe; oficer zbiera grupę dochodzeniową i udaje się do Gniezna. Ale sytuacja jest delikatna, trzeba bowiem pamiętać, że do kradzieży dochodzi 1,5 roku od zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki (16.10.1984 r.) i społeczeństwo jest szczególnie niechętnie nastawione do „zbrojnego ramienia” państwa! I relacje między władzą, a Kościołem są szczególnie napięte. Jadąca z Komendy Wojewódzkiej na miejsce kradzieży milicyjną „suką” ekipa śledcza tłumaczy się sama przed sobą: „Jesteśmy milicją kryminalną, nie SB”, ale mają obawy jak zostaną potraktowani na miejscu: „ty nie zabiłeś Popiełuszki, ale tamci z „czwórki” (Departament IV - zajmował się walką z wrogą „antypaństwową” działalnością kleru katolickiego i innych wyznań), a mamy takie same mundury jak oni”. Na miejscu, przed katedrą zastają tłum ludzi ze świecami i świętymi obrazami w dłoniach. Porucznik wita się z nieufnym proboszczem i księżmi, opiekującymi się katedrą. Obu stronom zależy na schwytaniu sprawców i odzyskaniu ukradzionej rzeźby, toteż musi dojść do współpracy, choć zrazu dość trudnej. Porucznik: „Proszę pomóc, muszę określić kierunki działań”. Ksiądz Stefan uświadamia mu wagę sytuacji: „Czy pan zdaje sobie sprawę, w jakich okolicznościach to się odbywa? Ważne jest jak obie strony z tego wyjdą. Wartość nie jest taka, jak się może wydawać, mówię o prawdziwej WARTOŚCI”.

Reżyser pisząc też scenariusz uznał, że prowadzenie samego śledztwa być może nie byłoby zbyt ciekawe, toteż mnoży wątki. Na miejscu pojawia się dawny przyjaciel Andrzeja – Marian Porębski, podstępny esbek z IV Departamentu, co rodzi w ambitnym poruczniku podejrzenie, że to bezpieka może być zamieszana w kradzież cennej figury świętego. Tym bardziej, że zorientowany w inwigilacji kleru przez tajne służby ksiądz Stefan pokazuje Baranowi okno naprzeciw katedry, gdzie znajduje się ZPO (zakryty punkt obserwacyjny) i ma świadomość często pozorowanych działań rzekomo dla dobra Kościoła: „To spektakl dla wiernych, ludzie czują, że władza robi to, co jest dla nich ważne”.

Pewną rolę w coraz bardziej zawikłanej fabule odgrywa też Jola, żona porucznika i nie bez znaczenia jest tu jej profesja - jest historykiem sztuki i wprowadza męża w arkana sztuki sakralnej. Ten w drzwiach gnieźnieńskich na których w formie ornamentów znajdują się okresy życia świętego Wojciecha (przybycie do Polski, a później śmierć w pogańskich Prusach) dopatruje się symboliki i znajduje analogię do prowadzonego śledztwa: odnaleziona rzeźba pozbawiona jest głowy, a męczennikowi także ją ścięto w 997 roku, a takie trzy cyfry to wszak numer alarmowy… wiadomo do kogo. W grę wchodzą ponadto SB-eckie teczki, zakładane osobom z których „aparat” mógł mieć pożytek czyli „usłużnie donosiły”. Wszystko to sprawia, że wcale nie zuchwała kradzież i znalezienie jej sprawców jest na pierwszym planie, toteż brak jest napięcia, które winno charakteryzować film kryminalny.

Choć należy przyznać, że zadbano o scenografię (ubiory, charakteryzacja, mundury i samochody milicyjne) sprzed kilkudziesięciu, bo 37 lat. Na tle znanych aktorów (Leszek Lichota jako ksiądz Stefan, Dobromir Dymecki jako esbek Marian ) najlepiej według mnie wypada Lena Góra w roli żony milicjanta, natomiast nie przekonuje mnie Mateusz Kościukiewicz, który mimo zabójczego wąsa wygląda zbyt „chłopaczkowato” nawet jak na dobrego milicjanta przystało

iPolitycznie - Szynkowski o zaangażowaniu filmu Holland w kampanię

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na dziennikzachodni.pl Dziennik Zachodni
Dodaj ogłoszenie