Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W objęciach rosyjskiego żołnierza czyli Leszek na emeryturze

Rafał Musioł
Rafał Musioł
Archiwum
Leszek Jaźwiecki, nasz redakcyjny kolega, po 42 latach pracy przeszedł na emeryturę. Uznaliśmy, że to świetny moment, by postawić go po drugiej stronie dziennikarskiej barykady, czyli z przepytującego zamienić w przepytywanego.

Rozmowa z Leszkiem Jaźwieckim, dziennnikarzem sportowym Dziennika Zachodniego, który po 42 latach pracy przeszedł właśnie na emeryturę.

Czym jest dla ciebie sport?
Jako chłopak grałem w piłkę, jeździłem na rowerze, pływałem. Chciałem być Lubańskim, Szurkowskim, słynnym żużlowcem... Nie uprawiałem sportu zawodowo, ale pozostał dla mnie bardzo, bardzo ważny. Dlatego zostałem dziennikarzem sportowym.

Jak do tego doszło?
Trochę za namową mojego brata Adama, który pracował wtedy w Dzienniku Zachodnim. Postanowiłem pójść jego śladem. Trafiłem do Trybuny Robotniczej najpierw do działu technicznego, a potem do sportowego. Ten pierwszy etap pomógł mi zresztą w późniejszych przygodach, bo miałem udział w opracowaniach programów sportowych, broszur i specjalnych wydań gazet związanych z wielkimi wydarzeniami sportowymi. Trochę jednak po boisku też pobiegałem. Przez wiele lat grałem w piłkę w dziennikarskiej drużynie. Często zapraszaliśmy do ekipy znanych zawodników i trenerów. „Etatowymi” naszymi piłkarzami byli Jan Furtok, Albin Wira, Marek Koniarek, czy Marek Motyka. Grali z nami hokeiści Mariusz Czerkawski, Henryk Gruth, czasem siatkarze, zapaśnicy. Najpierw na boisku, a potem z ławki doradzali nam Antoni Piechniczek, Zdzisław Podedworny, Adam Nawałka. W ekipie występowali także Waldemar Fornalik, Jerzy Brzęczek i Radosław Gilewicz. Swoją „karierę” zakończyłem w dniu 50. urodzin.

Pamiętasz pierwszy tekst?
Zazwyczaj były to krótkie, a nawet bardzo krótkie informacje, inaczej niż dzisiaj nie było łatwo przebić się na czołówkę. Pierwszy większy tekst napisałem jako współpracownik katowickiego „Sportu”. Była to rozmowa z mistrzem świata w boksie Henrykiem Średnickim. Wtedy był zawodnikiem GKS-u Jastrzębie, przyjechał w towarzystwie dwóch „goryli”. Podczas rozmowy próbowałem nadążyć za nim i razem robiliśmy uniki, zejścia z linii ciosu. Było zabawnie.

Prawie wszystkie redakcje mieściły się w Domu Prasy przy Rynku w Katowicach.
Tak, w Domu Prasy spędziłem wiele barwnych lat. Kiedy zaczynałem miałem możliwość spotykać na korytarzu czy w windzie Wilhelma Szewczyka, Bolesława Lubosza, Tadeusza Kijonkę. W Sporcie spotykałem Stanisława Penera, Zbigniewa Łagutkę, Jana Fiszera, a później choćby Michała Listkiewicza. W Trybunie pracował także Andrzej Woźniak, jego brat Grzegorz prowadził Dziennik Telewizyjny i często odwiedzał redakcję. Trochę zazdrościłem mu popularności, aż sam kiedyś trafiłem do telewizji. Byłem jednym z jurorów w sportowym teleturnieju. Po kilku występach dostałem przed świętami karpia bez kolejki (śmiech).

Dział sportowy Trybuny Robotniczej, a później Śląskiej , był jednym z najlepszych w kraju.
Tak, pracowali w nim wybitni dziennikarze. W dziale rządzili i dzielili Zbigniew Dutkowski i Jerzy Wykrota, potem Włodzimierz Sowiński, to w tym środowisku postaci legendarne. Pracowaliśmy bardzo dużo, zresztą weekendy poza domem to w tym fachu codzienność i duże wyrzeczenie z punktu widzenia rodziny, ale były efekty i ogromna satysfakcja. Byliśmy wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego, jeździliśmy po Europie i świecie, co wtedy było dużym przywilejem. Obsługiwaliśmy letnie i zimowe igrzyska, mistrzostwa świata w piłce nożnej, kolarstwie, siatkówce, żużlu. Mnie olimpiada ominęła, ale jako jeden z nielicznych dziennikarzy w Polsce zaliczyłem dwa najważniejsze rajdy czyli Camel Trophy i Dakar.

Miałeś okazję poznać wielu znakomitych sportowców.
To duży urok tego zawodu. Poznajemy ludzi, którzy kiedyś byli naszymi idolami. Dla mnie kimś takim był Stanisław Gościniak. To przez niego biegłem w nocy przez pół miasta, żeby zobaczyć w telewizji jak Polacy w Meksyku zdobywają złoto mistrzostw świata. A po latach siedzieliśmy w moim pokoju hotelowym i przegadaliśmy całą noc sącząc whisky . Jako chłopak zaciskałem kciuki kiedy na torze pojawiali się Jerzy Szczakiel, Antoni Woryna czy Andrzej Wyglenda. Później odwiedzałem ich w domach, spotykaliśmy się na kawie. Tych sportowców była cała rzesza, Tomek Gollob, Jarek Hampel, a wcześniej Romek Jankowski, Andrzej Huszcza, Zenek Plech. Siatkarze Ryszard Bosek, Edward Skorek, Ireneusz Mazur, Zbigniew Zarzycki, Waldemar Wspaniały, Tomasz Wójtowicz, Marek Karbarz a później Piotr Gruszka, Marcin Nowak, Sebastian Świderski, Łukasz Kadziewicz, Dawid Murek, Michał Łasko. Miałem okazję poznać także twórcę sukcesów naszych siatkarzy Huberta Wagnera. Spotkaliśmy się w akademiku katowickiej AWF, było ciekawie…

A gdzie są w tym wszystkim piłkarze?
Oj, też byli. Pisałem o Odrze Wodzisław, którą „wprowadziłem” do Ekstraklasy, podobnie jak za pierwszym razem Podbeskidzie. Trybuna Śląska przez lata organizowała Bal Piłkarza, to u nas Kazimierz Górski tańczył Zorbę. Na tych balach przewinęło się wielu reprezentantów Polski, znakomitych trenerów. Pamiętam rozmowę z Tomkiem Hajto, wtedy piłkarzem Górnika Zabrze. Długo zwlekaliśmy z wywiadem, aż w końcu udało się usiąść przy stoliku mocno po północy, pomiędzy kolejnym tańcem i toastem. Notatki robiłem na serwetce i następnego dnia miałem problem z ich odczytaniem. Napisałem jednak duży tekst (śmiech).

Wiem z doświadczenia, że wyjazdy, o których wspominałeś, często wiążą się z przygodami.
Kiedyś nawet było ich więcej, bo jeździło się zazwyczaj pociągami i autobusami. Raz na żużel do Ostrowa jechałem stopem i dotarłem tam, kiedy zawodnicy wyjeżdżali do ostatniego wyścigu. Jadąc do Moskwy na mecz reprezentacji Polski prowadzonej przez Piech-niczka o mało nie straciłem życia, kiedy wpadłem w „objęcia” rosyjskiego żołnierza wracającego z Afganistanu. Emocje były też kiedy wracałem z kibicami AZS Częstochowa z Czech. Po „obrobieniu” przez nich stacji benzynowej autobus zatrzymała policja, była broń, były kajdanki. Na szczęście byłem tylko widzem tych wydarzeń. Częściej było jednak sympatycznie. Szczególnie miło wspominam wyjazdy z Henrykiem Grzonką z Radia Katowice na żużel. Wiele razy byliśmy w Danii, Czechach, Niemczech. Tam właśnie były takie zawody, które z powodu deszczu zostały nieoczekiwanie przełożone z soboty na niedzielę. Mała miejscowość z niewielką liczbą hoteli. Nocleg znalazłem u restauratora zajmując łóżko… kucharza.Z kolei na Dakar poleciałem do Argentyny bez namiotu. Organizatorzy co prawda pisali o nim, ale myślałem, że to dotyczy wyłącznie kierowców. W Buenos Aires zamieszkałem w hotelu Tango, ale sielanka trwała krótko. Po przybyciu na pierwszy biwak okazało się, że bez namiotu nie mam gdzie spać. Wybawiła mnie ekipa Orlenu. Pożyczyła mi namiot, karimatę i śpiwór. Musiałem to wszystko, razem z bagażem, codziennie taszczyć i pilnować, bo miejscowi tylko czekali na okazję do kradzieży. Podczas spaceru po Rosario, tuż przy hotelu, napadnięto mnie i straciłem telefon. Mocno wspierał mnie wtedy Rafał Sonik i do dziś mamy kontakt.

Co dalej?
Aktywna emerytura. Kilka lat temu otrzymałem złoty medal za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego. Jeśli dostaje go ktoś, kto reprezentował Polskę na igrzyskach, traktuje się to jako sprawę naturalną, kiedy honoruje się nim dziennikarza, to jest to dowód, że dla kogoś nasze pisanie jest istotne i że jesteśmy częścią świata sportu. To najlepsze podsumowanie mojej 42-letniej pracy.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Zobacz koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera