Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Polsce jest lockdown na koszt przedsiębiorców - mówi szef restauracji Mihiderka. Analizujemy, czy już otworzyć nasze restauracje

Katarzyna Pachelska
Katarzyna Pachelska
Marcin Krysiński, współwłaściciel sieci restauracji wegańskich Mihiderka. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Marcin Krysiński, współwłaściciel sieci restauracji wegańskich Mihiderka. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Materiały prasowe
Śląska sieć restauracji wegańskich Mihiderka ogłosiła, że poważnie analizuje możliwość otwarcia dla gości swoich stacjonarnych lokali mimo kwarantanny narodowej. - Musiałem zamknąć dwie z dziesięciu naszych restauracji. Kolejna jest w trakcie likwidacji. Nasza sytuacja jest bardzo trudna, chcę ratować biznes i miejsca pracy - mówi w rozmowie z DZ Marcin Krysiński, współwłaściciel sieci Mihiderka.

Rozmowa z Marcinem Krysińskim, współwłaścicielem sieci restauracji wegańskich Mihiderka

Mihiderkę tworzy obecnie 7 lokali stacjonarnych, znajdujących się głównie w galeriach handlowych w woj. śląskim (np. w Galerii Libero w Katowicach, M1 w Zabrzu, CH Gemini Park w Tychach) i w centrum Gliwic oraz usługa roślinnego cateringu Mihiderka W Drodze.

DZ: Pod koniec zeszłego tygodnia zamieściliście na profilu Mihiderki na Facebooku informację, że poważnie zastanawiacie się nad przywróceniem w waszych lokalach możliwości konsumpcji na miejscu i – przy okazji - prośbę do klientów o wzięcie udziału w ankiecie, czy przyszliby do was zjeść na miejscu. Skąd ten pomysł? Rzeczywiście chcecie otworzyć stacjonarnie Mihiderki, mimo narodowej kwarantanny?

Marcin Krysiński: Analizujemy sytuację prawną związaną z ewentualnym otwarciem Mihiderek. Dlatego pytamy, czy w ogóle ludzie przyjdą. Lwia część uczestników naszej ankiety twierdzi, że tak. O ile my uważamy, że możemy otworzyć lokal z możliwością konsumpcji na miejscu w reżimie sanitarnym (1,5 m odległości między stolikami, dezynfekcja dłoni, maseczki ściągane tylko na czas konsumpcji), o tyle 2 grudnia weszła w życie ustawa, która nakazuje ludziom zdrowym nosić maseczki w miejscach publicznych zawsze.

Jeżeli to zostało wprowadzone ustawą, to jeśli my otworzymy lokal i przyjdzie do niego policja, jak w Cieszynie, to jest prawdopodobne, że przede wszystkim nasi goście dostaną mandaty za brak maseczki. Mamy dylemat – czy doprowadzić do takiej sytuacji, czy narażać klientów na kary. To jest czynnik, który nas teraz powstrzymuje przed otwarciem lokali. Analizujemy, czy jest już jakiś wyrok mówiący, że ten nakaz noszenia maseczek w miejscach publicznych jest niezgodny z Konstytucją. Obserwujemy to, co się dzieje teraz w świecie gastronomicznym.

Gdyby ten rząd podszedł inaczej do nas, czyli do gastronomii, to moglibyśmy spać spokojniej. Lokale i tak byłyby zamknięte dla konsumpcji na miejscu, ale my nie mielibyśmy stresu. Polski rząd mógłby wziąć przykład z niemieckiego, gdzie najpierw wypłacono firmom pieniądze, by miały na wypłaty i na koszty. To, że my jesteśmy zamknięci, i Niemcy są zamknięte – to są dwa różne światy. W Polsce jest lockdown na koszt przedsiębiorców, a rozdane 300 mld zł można było rozdysponować inaczej.

Szef resortu zdrowia, Adam Niedzielski, poinformował na specjalnie zwołanej konferencji o przedłużeniu do 31 stycznia obecne obowiązujących obostrzeń. Po 17 stycznia zamknięte pozostaną hotele, stoki narciarskie czy restauracje. Galerie będą pracować w ograniczonym zakresie, a infrastruktura sportowa będzie dostępna tylko dla profesjonalnych sportowców.

Rząd przedłużył obostrzenia. Galerie, stoki narciarskie, hot...

Jednak mamy epidemię koronawirusa. Mnóstwo zakażeń i zgonów.
My od samego początku zdajemy sobie sprawę, że rozporządzenia i metodologia wprowadzania różnie nazywanych obostrzeń nie mają umocowania prawnego. Oczywiście, mamy pełną świadomość, że wirus stwarza jakieś zagrożenie dla pewnej grupy ludzi. W ciągu tych dwóch lockdownów naiwnie sądziliśmy, że nasze Państwo zachowa się odpowiedzialnie. Nie robiliśmy żadnych działań w kontrze do rządu. Więcej - uważam, że marcowy lockdown był w pełni uzasadniony.

Nie polemizuję z faktem zamknięcia, polemizuję z faktem, w jaki sposób państwo podeszło do rozliczenia kosztów, jakie to zamknięcie spowodowało. W marcu była panika, nikt nie wiedział, co się dzieje. OK, zamknijmy ten kraj, ale dlaczego nie zamykamy stanem wyjątkowym -jednym z trzech dopuszczalnych w Konstytucji. Dlaczego nie mówią przedsiębiorcom: Słuchajcie, przedstawcie swoje roszczenia.

Tym bardziej, że Urząd Skarbowy potrafi oszacować podatnikowi przychody, dochody, podstawę VAT-u – potrafi aż za dokładnie liczyć, gdy trzeba. Kto by przypuszczał, że w momencie lockdownu nie będą potrafili w prosty sposób oszacować, jakie straty poniósł dany przedsiębiorca. Wiosną, w maju, jednak ruszyliśmy ze stacjonarnymi lokalami, wymyśliliśmy też catering wegański Mihiderka W Drodze. Staraliśmy się myśleć pozytywnie. Wydawało się, że Państwo dobrze robi, utrzymując obostrzenia do połowy maja.

Tomasz Kwiek (z prawej) z restauracji U Trzech Braci w Cieszynie.

Restauracja U Trzech Braci w Cieszynie otwarta: Dla nas to b...

Gdy zluzowano obostrzenia w maju, trochę wam się poprawiło?
Tak, nasz biznes trochę odżył. Nie mówię, że było super, ale zaczęło to powolutku wracać do stanu, o który nie warto kruszyć kopii, tym bardziej, że mimo lockdownów ciągle w Polsce trwa okres pandemiczny. Gdy 24 października zamknięto nas dyrektywą niemalże z dnia na dzień, nasza sytuacja się zmieniła. Był apel pana premiera, który – tak na marginesie, chodził ze mną do tego samego liceum we Wrocławiu, do IX LO - o 100 dni solidarności. Ale teraz widać, że pan premier niszczy de facto także mój biznes.

Już prawie przez 3 miesiące, bez żadnej podstawy prawnej (a właściwie ona jest, ale nielegalna) my mamy ograniczoną działalność. Musiałem zamknąć trzy lokale na stałe, to dla mnie konkretne straty. To się stało w wyniku drugiego lockdownu, a nie pierwszego. Mieliśmy nadzieję na pomoc z najnowszej Tarczy. Paradoks polega na tym, że tarcza jest tak skonstruowana, że nam nie pomoże. Ona chroni głównie pracowników przed zwolnieniem. A gdzie czynsze, gdzie opłaty stałe, leasingi? Dodatkowo wymyślono, że tylko firmy z odpowiednim KRS dostaną pomoc. Przecież dla mojej sieci pracuje wiele firm – dostawcy, usługodawcy.

I oni nie mają kodu PKD (Polska Klasyfikacja Działalności) restauracji, tylko odpowiadający ich działalności. Jak restauracja przestaje działać, to przestaje działać cały łańcuszek dostaw. I oni już nie dostaną tej pomocy. Doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu dłużej czekać, bo jest prawie na 100 proc. pewne, że lockdown, zwany narodową kwarantanną, zostanie przedłużony do końca stycznia (właśnie przekazano informację, która to potwierdza). Nasze Państwo żyje w totalnym deficycie. Od przedsiębiorcy wymaga, by miał zapasy i je przejadł w czasie lockdownów, ale samo nie ma nic. Nie ma żadnych pieniędzy na koncie, tylko musi je pożyczać.

Skorzystał pan, jako właściciel firmy, ze wszystkich tarcz?
Staraliśmy się korzystać z tego, z czego było można. Na niektóre, z wielu względów, się nie łapiemy. Problemem naszej branży teraz nie są tylko wynagrodzenia pracowników, ale też konieczność płacenia czynszu, spłacania kredytów czy rat leasingowych. Żadne z ograniczeń, sankcji nie dotknęło banków. A jak będą zajmować majątki ludziom, którzy nie spłacali kredytów wskutek pandemii, to się na tym dorobią.

Jesteśmy w nieco lepszej sytuacji niż przedsiębiorca z Cieszyna, który – jak sam mówi - jest już na dnie. My mamy jeszcze inną działalność – Mihiderka W Drodze, roślinną dietę pudełkową, którą uruchomiliśmy pod koniec marca, by cokolwiek móc robić w ramach obowiązujących wtedy przepisów. Ona nam nie utrzyma lokali, ale powoduje, że nasi ludzie mają jakieś zajęcie. Nie jest to sytuacja beznadziejna.

Nie przeocz

Przed pandemią miał pan 10 lokali. Teraz ile panu zostało?
Siedem. Dwa lokale we Wrocławiu są już zlikwidowane, a likwidacja trzeciego, w woj. śląskim, jest już w toku. Poza tym niektóre z tych siedmiu są zamknięte, ale gdzieś jeszcze widzę światełko w tunelu, by je znowu otworzyć.

A jakie miał pan plany na 2020 rok? Dalszy rozwój sieci?
Mieliśmy ambitny plan rozwoju, ale został on zabity. Przygotowywaliśmy się do pozyskania inwestora. Straty, jakie ponieśliśmy jako cała organizacja, są bardzo duże. Nasz świat został wywrócony do góry nogami. Mieliśmy 10 lokali na koniec 2019 r. i zaplanowane oraz zabudżetowane cztery kolejne na 2020 r. Cała organizacja przed początkiem pandemii sprawnie się wywiązywała ze wszystkich płatności. Nie mieliśmy żadnych zaległości. My tego straconego roku już nie odrobimy.

Ale Mihiderki W Drodze pan nie planował. Skąd wziął się pomysł na usługę wegancateringu?
W czasie pierwszego lockdownu musieliśmy się zamknąć z dnia na dzień. Też wpadliśmy na początku w panikę związaną z koronawirusem, jak pewnie wszyscy. Ale po jakimś czasie naszła nas refleksja, że możemy leżeć i nic nie robić, czekając aż nas spłuczą, albo coś robić.

Tak wpadliśmy na pomysł, że będziemy robić wegański (roślinny) catering i rozwodzić jedzenie do ludzi. Ponieważ mamy centralną kuchnię w Bytomiu, to nas to trochę uratowało. Stamtąd dystrybuujemy w Polskę jedzenie przy pomocy specjalistycznej firmy kurierskiej. Mamy w zasięgu 1900 miejscowości w kraju. Cieszy nas to, że ludzie coraz więcej zamawiają, dają nam dobre opinie. Mamy średnią ocenę 4,6 na 5. To nasza nadzieja, że można ten czas jakoś przetrwać.

Zobacz koniecznie

W mieście widać nieduże samochody Mihiderki. To elektryki?
Tak, w kuchni centralnej w Bytomiu mamy panele fotowoltaiczne. Produkujemy prąd do naszych aut elektrycznych, którymi rozwozimy jedzenie w woj. śląskim w ramach Mihiderki W Drodze. „Zaoszczędziliśmy” już w ten sposób ok. 30 ton CO2.

Czy będziecie ten catering utrzymywać też po pandemii?
Tak. To będzie nasza dodatkowa działalność. Różnica będzie tylko taka, że wtedy spokojnie otworzymy też nasze stacjonarne lokale. I pójdziemy do sądu walczyć o odszkodowanie. Mihiderka W Drodze to, jak dla mnie, nawet ciekawszy projekt niż lokale stacjonarne.

Menu zmienia się tu codziennie, są i śniadania, i dania obiadowe, i dodatki. Co tydzień ogłaszamy, co będzie w kolejnym tygodniu. Można zamawiać jedzenie do domu, do biura, na home office. Oferujemy abonamenty. Można zamówić próbnie na jeden dzień, ale zachęcamy by zamówić na większą liczbę dni. Przygotowujemy się też, by rozwozić jedzenie również na weekendy, w soboty. Zainwestowaliśmy w to resztę naszych środków. To wszystko wymaga pracy, ale też jak ma się zajętą głowę pracą, to mniej myśli się o negatywnych sprawach. Nie jesteśmy skazani na kaprysy państwa.

Ilu klientów korzysta z cateringu Mihiderka W Drodze?
To nie jest szał. Sprzedajemy kilkaset porcji różnych dań dziennie. Nie ma porównania z normalnie działającym stacjonarnym biznesem. W lutym 2020 r. w stacjonarnych lokalach Mihiderki, gdy były jeszcze otwarte, mieliśmy ok. 30 tys. gości.

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera