Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Pyrzowicach służby gotowe są na starcie z ebolą. Gorzej z podróżnymi [ZDJĘCIA]

Michał Wroński
Arkadiusz Ławrywianiec
Co się stanie, gdy w Pyrzowicach wyląduje samolot z pasażerem zarażonym ebolą? Nasi reporterzy sprawdzili, co się dzieje w razie takiego alarmu.

To w końcu musi się stać. Wywołujący gorączkę krwotoczną wirus eboli dotarł już z Afryki do USA, Hiszpanii, Niemiec i prawdopodobnie Macedonii. Zapewne dotrze też do Polski. Dotrze tak, jak dociera do innych krajów - samolotem. Dlatego tak wiele zależy od sprawnej reakcji służb lotniskowych. To one stanowią pierwsze "sito", które może zatrzymać chorego. Jak działają i jak są przygotowane na taki scenariusz? Sprawdziliśmy to na lotnisku w Pyrzowicach.

Pasażera z gorączką nikt u nas siłą nie zatrzyma

Procedury mamy od dawna opracowane, więc w związku z ostatnimi wydarzeniami niczego nie zmienialiśmy - mówi nam Piotr Adamczyk z działu marketingu lotniska. Podkreśla przy tym, że do Pyrzowic nie ma żadnych - ani regularnych, ani czarterowych - lotów z Afryki Zachodniej, gdzie właśnie szaleje epidemia. Jeśli ktoś stamtąd miałby dotrzeć na Śląsk, to z międzylądowaniem we Frankfurcie lub Warszawie. Los dał nam zatem bonus w postaci dodatkowego "sita", bo przecież służby na tamtejszych lotniskach również nie śpią. Jeśli mimo wszystko przepuszczą chorego, to dalszy rozwój wypadków w dużej mierze zależeć będzie od jego własnej postawy. Tylko sam zarażony może bowiem podnieść alarm w swojej własnej sprawie.

Nikt nie może zatrzymać go na pokładzie samolotu ani powstrzymać przed wyjściem z terminalu, nawet jeśli taka osoba zdradza niepokojące objawy (np. gorączkuje).

- Nie możemy też nikogo na siłę zmusić do pomiaru temperatury. Nie mamy takiego prawa - przyznaje Beata Lecińska, pielęgniarka z ambulatorium na pyrzowickim lotnisku. To właśnie tam (a ściślej mówiąc, do tzw. izolatora zakaźnego) trafiać mają "podejrzani" pacjenci. Oby ich nie było, bo w ambulatorium lotniska jest raptem jedno łóżko...

Podejrzanego zawioządo szpitala w Cieszynie

W razie podniesienia alarmu jako pierwsi do samolotu z zarażonym pasażerem na pokładzie ruszają strażacy z jednostki na lotnisku oraz tamtejszy zespół ratownictwa medycznego. Natychmiast też dyżurny przekazuje informację do Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody, które uruchamia kolejne służby.
Ubrany w specjalny kombinezon lekarz jeszcze na pokładzie samolotu przeprowadza wstępną selekcję pasażerów. Jeśli uzna, że alarm był uzasadniony, "podejrzany" podróżny zamykany jest w tzw. biovaku (hermetycznym pokrowcu) i przenoszony przez strażaków na noszach do izolatora. Tam przeprowadzane są kolejne badania. Jeśli i one potwierdzą zakażenie, sprawę przejmuje w swoje ręce lekarz z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego.

- Kieruje on na lotnisko karetkę, która następnie w specjalnym urządzeniu do transportu takich osób przewozi chorego do szpitala w Cieszynie. Tam na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii znajduje się łóżko umożliwiające hospitalizację pacjenta w warunkach pełnej izolacji oddechowej - mówi Renata Cieślik-Tarkowska, kierownik Oddziału Epidemiologii Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach.

Izolacja chorego i obowiązkowe płukanie

Równie ważne jak szybkie odizolowanie chorego, jest uniemożliwienie roznoszenia wirusa przez osoby, które miały styczność z zarażonym - innych pasażerów, ale też uczestniczących w akcji strażaków i personel medyczny. Muszą oni przejść tzw. dekontaminację, czyli oczyszczenie ciała z niebezpiecznych drobnoustrojów. Odbywa się to w rozstawianym przez strażaków zestawie trzech namiotów.

W pierwszym z nich trzeba zostawić skażone ubranie, w drugim - określanym mianem łaźni - następuje kąpiel (woda z mydłem w zupełności wystarczy), a w ostatnim należy założyć czyste ubrania. W przypadku strażaków dekontaminacji podlegają nie tyle oni sami, co ich kombinezony. Specjalistyczne uniformy są bowiem w stanie ochronić znajdującego się wewnątrz człowieka przed ponad 60 różnymi czynnikami chemicznymi i biologicznymi, ale one same mogą przecież stać się nośnikiem dla wirusa. Dlatego po akcji spłukiwane są preparatem PeraSafe lub podchlorkiem sodu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!