Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„W Ukrainie” czy „na Ukrainie” - jak powinno się mówić?

Marcin Śliwa
Marcin Śliwa
Język jako narzędzie komunikacji może służyć budowaniu dobrych relacji. Ten sam język, czasem nieświadomie, może także ranić i rozpowszechniać stereotypy.
Język jako narzędzie komunikacji może służyć budowaniu dobrych relacji. Ten sam język, czasem nieświadomie, może także ranić i rozpowszechniać stereotypy.
Nawet dziennikarze prowadzący programy na żywo, stosując te przyimki miewają z nimi kłopoty i często sami się poprawiają. Stało się to tematem żywej debaty także w środowisku akademickim. Język jako narzędzie komunikacji może służyć budowaniu dobrych relacji. Ten sam język, czasem nieświadomie, może także ranić i rozpowszechniać stereotypy. Jak w tej wyjątkowej sytuacji właściwie używać języka, radzą dr Izabela Rajska-Kulik oraz prof. Jarosław Pacuła z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Stosowanie przyimka „na” jest w polskim języku utrwalone i ma swoją długą historię. Dawniej służył on do wskazywania terytoriów, które były częścią większego organizmu państwowego. Używanie formy „na” w połączeniu z nazwą kraju nie dotyczy jedynie Ukrainy.

- Współczesna norma poprawnościowa każe nam mówić „na Ukrainie”. Stosowanie form z „na” staje się zrozumiałe, jeśli uzmysłowimy sobie, jakie były uwarunkowania historyczne, kiedy utrwalała się ta forma w języku. Tereny Ukrainy przez długi czas były obiektem ekspansji m.in. Wielkiego Księstwa Litewskiego i Królestwa Polskiego. Historia mówi też, że połączenie Litwy i Polski w dużym stopniu wiązało się również z terenami dzisiejszej Ukrainy, która znalazła się w obrębie państwa polsko-litewskiego. Zachowały się więc w języku wyrażenia, których używaliśmy w XVII czy XVIII wieku, a zatem „na Ukrainie”, „na Litwie”, „na Białorusi” - tłumaczy dr hab. prof. UŚ Jarosław Pacuła z Instytutu Językoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Nie przeocz

Ta prawidłowość ma zastosowanie nie tylko wobec terytoriów, które kiedyś były częścią Polski. Formy „na” używa się również np. w kontekście Węgier. Tu także działa wspomniany przez profesora Pacułę mechanizm. Węgry przez długi czas stanowiły część Austro-Węgier i były traktowane jako terytorium niesamodzielne.

Wyrażenia takie, choć są archaiczną pozostałością po dawnych czasach, zostały ugruntowane w tradycji językowej i z lingwistycznego punktu widzenia są prawidłowe. Formy z przyimkami „w” i „do” zaczynają być odnotowywane dopiero od XIX wieku. Mimo że są młodsze w stosunku do tych omawianych wcześniej, to również uważane są za poprawne.

- Mało tego, paradoksalnie te formy też były rejestrowane przez dawne opracowania jako formy poprawne, a my do nich dziś wracamy. W obecnych realiach posługiwanie się formą z przyimkiem „w” jest w dużym stopniu swoistą deklaracją polityczną, stanowi odniesienie do suwerenności Ukrainy i eksponowania podmiotowości państwa ukraińskiego – tłumaczy prof. Jarosław Pacuła.

Język jest tworem żywym, który wciąż ewoluuje i reaguje na rzeczywistość. Zmiana, która obecnie zachodzi, ma korzenie w wielkim zrywie ukraińskiego społeczeństwa, jakim był Majdan w 2013 roku. Obecnie utrwala się w odpowiedzi na heroiczną postawę Ukrainy wobec rosyjskiej agresji.

- Teraz chyba się to wykrystalizowało i jednak większość osób mówi „w Ukrainie”. Podkreśla to aspekt niepodległości i niezależności. Zaobserwowałam, że Putin konsekwentnie mówi „na Ukrainie”. To na pewno ma znaczenie psychologiczne – zauważa dr Izabela Rajska-Kulik z Zakładu Psychologii Klinicznej i Sądowej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

„Uchodźcy”, czy „osoby z doświadczeniem uchodźczym”?

Od 24 lutego granicę polsko-ukraińską przekroczyło już ponad 2,5 miliona osób, a 700 tysięcy z nich otrzymało nr PESEL. Czy w obliczu trwającej wojny i kryzysu humanitarnego na dużą skalę, jest jeszcze miejsce na debatę o języku?

- Dziś stoimy przed ważnym wyzwaniem: jak wykorzystywać język, by ten służył jako gest przyjazny, budował dobre relacje, a może nawet stanowił narzędzie terapii. Jednocześnie jest to wyzwanie, jak zapobiec temu, żeby ten sam język nie stał się narzędziem przemocy i rozpowszechniania fałszywych wyobrażeń – przekonuje prof. Jarosław Pacuła.

Sytuacja jest wyjątkowa, dlatego w kontakcie z osobami, które doświadczyły traumy wojennej, warto kierować się wrażliwością i uważnością.

- Nie ma prostych recept, ale uważność na te osoby jest drogą do tego, abyśmy oswoili się z tą sytuacją, właśnie pod kątem językowym. Czasami ktoś nie ma złych intencji, a mogą się zdarzać przykre sytuacje. To wynika z tego, że nie do końca wiadomo, jak się zachować, jak pewne rzeczy określić, co powiedzieć – mówi dr Izabela Rajska-Kulik.

W przestrzeni publicznej pojawia się również dyskusja wokół tego, czy lepiej mówić „Ukrainka” „Ukrainiec” czy „osoba z Ukrainy”.

- Gdzieś w naszej świadomości ma to nie do końca pozytywne konotacje. Warto podkreślać podmiotowość tych osób. Można też mówić, że są to nasi „goście”. Wskazuje to wyjątkowość ich obecnej sytuacji i naszą życzliwość. Myślę również, że trzeba zachować w tym wszystkim umiar. Zawsze warto zapytać konkretnego człowieka, jak chce, żeby się do niego zwracać. Trzeba też uważać, by poprawność językowa nie przerodziła się w skrajną postawę i przesadę – tłumaczy dr Izabela Rajska-Kulik.

Bezpośrednie posługiwanie się odniesieniem do narodowości w pewnych skrajnych przypadkach może prowadzić do powielania szkodliwych stereotypów. W ocenie prof. Jarosława Pacuły, w tej sytuacji należy unikać dyskredytowania przez prowokację i samopotwierdzania się oskarżeń wynoszonych z przeszłości.

- Często mamy wyobrażenie, że z danym narodem wiążą się określone, konkretne postawy, cechy i działania. Bardzo łatwo je przenosimy na współczesność, bez głębszej refleksji. Szukamy w naszej historii tragicznych momentów, w których udział mieli np. Ukraińcy i jednocześnie staramy się ten szablon upowszechnić na wszystkich, którzy są współczesnymi mieszkańcami Ukrainy. Wiadomo, że to jest zupełnie inne pokolenie, my jednak językiem nie rozgraniczamy tych pokoleń, nie sygnalizujemy w języku, że ich to nie dotyczy – mówi prof. Jarosław Pacuła.

Kolejnym pytaniem, które wyłania się w ostatnich tygodniach podczas debaty językowej, jest jak mówić o osobach z doświadczeniem wojny?

- Jeżeli chodzi o słowo „uchodźca” to staram się go nie nadużywać. Czasami trudno jest je zastąpić, ale gdy nie ma takiej konieczności, to po prostu go nie używam. Kiedyś pewna kobieta powiedziała mi, że denerwuje ją określenie „emigrantka”. Mówiła, że ma doświadczenie emigracji, ale ma też inne doświadczenia, które złożyły się na to, kim jest obecnie. Podobnie może być z „uchodźcami”. Ludzie ci uciekli przed wojną w bezpieczne miejsce, ale też, a może przede wszystkim, są kobietami, dziećmi, mają przeszłość, upodobania i różne doświadczenia. Wiadomo, że czasem nie da się użyć innego określenia, ale dobrze go nie nadużywać – zaznacza dr Izabela Rajska-Kulik.

Musisz to wiedzieć

Słowo "uchodźca" wydaje się być najbardziej adekwatne w momencie, w którym dana osoba ucieka z kraju lub bezpośrednio po przybyciu do nowego miejsca. Wtedy ma największe umocowanie w realiach sytuacji, w jakiej znajduje się człowiek, o którym mówimy. Gdy ktoś już ułożył sobie życie w nowej rzeczywistości, warto spróbować dowiedzieć się o takiej osobie więcej i nie mówić o niej przez pryzmat jednego, trudnego doświadczenia. Wszak była, jest i będzie kimś więcej, niż tylko osobą, która musiała opuścić kraj ogarnięty wojną.

Rozważania językowe mogą wprowadzić w chwilowe zakłopotanie. Okazuje się jednak, że w tej wyjątkowej sytuacji troska o dobrą komunikację, niekoniecznie musi wykraczać poza to, czym powinniśmy kierować się na co dzień.

- Odnoszenie się do drugiego człowieka z szacunkiem, jeśli jest taka potrzeba z pewną delikatnością, jest ważne i dobre, ale też trudne, bo słowa mają wielką moc. Mogą kogoś podnosić i wzmacniać albo sprawić przykrość, czy zadać ból. Jeśli mamy wątpliwości, to warto zapytać jak dana osoba chce, aby się do niej zwracać. To może mieć dla niej znaczenie, ponieważ pozwala na decydowanie o sobie – podkreśla dr Izabela Rajska-Kulik.

- Najprostsze rozwiązanie, jakie jest, to coś, o czym powinniśmy myśleć na co dzień, czyli stosowanie etyki języka. Warto pamiętać, że dotyczy ona nie tylko relacji komunikacyjnych z innymi narodowościami. To także nasza wewnętrzna komunikacja – przypomina prof. Jarosław Pacuła.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera