- To była od początku nietrafiona decyzja, aby ośrodek otwierać w Załężu. W założeniu osadzanie ludzi z zewnątrz, o odmiennej kulturze, w dzielnicach z patologiami, hermetycznych, zamkniętych dla innych, jest błędem. Takie dysfunkcyjne środowiska bardzo mocno się odgradzają od wszystkich obcych – wyjaśnia Monika Bajka ze Stowarzyszenia Dom Aniołów Stróżów, które od kilkunastu lat działa w Załężu. U Aniołów dzieci uchodźców bywały na zajęciach w świetlicy. - Niektórzy rodzice włączali się do pracy, ale to były jednostki - dodaje.
Załęże i Szopienice, to dzielnice w Katowicach o najgorszej sławie. Mieszkańcy innych części stolicy aglomeracji jeśli nie muszą to do nich nie zaglądają, i choć z pomocą społeczników i miasta wiele się w nich zmienia, to nadal lepiej omijać je nocą. Tymczasem zanim rewitalizacja społeczna na dobre w nich ruszyła, do jednej wysłano uchodźców. Do jakiego miejsca trafili?
Bajka pamięta wczesne lata działalności Aniołów w tym miejscu. - Przyjeżdżała do nas młodzież z centrum pomagać i dostawali po gębach, bo dla ekipy z Załęża obcy, to już ten z innej dzielnicy, kibic innej drużyny, a co dopiero człowiek o innym kolorze skóry, innym wyznaniu, czy kulturze – wspomina.
Dodaje jednak, że gdy Czeczeni pojawili się w Załężu problemem była nie tylko niechęć mieszkańców. - Uchodźcy nie potrafili się dogadać, nie mówili po angielsku, ale pamiętam, że namawialiśmy ich na wspólną grę w piłkę i generalnie byli pozytywnie nastawieni. Tyle że zawsze ktoś musiał tym rozsądnie zarządzać, bo inaczej dochodziło do bijatyk – opowiada.
Uchodźcy do Katowic przyjechali z dnia na dzień, tak jak z dnia na dzień zapadła decyzja o powstaniu ośrodka w Załężu. Nikt nie pytał władz miasta o zgodę, ani opinię. Decyzja zapadła odgórnie. Miasta nie poinformowano, że Czeczeni w Załężu już są. To mieszkańcy dzielnicy dzwonili do magistratu i alarmowali, że w okolicy są dziwnie ubrani ludzie.
Ośrodek utworzono przy ulicy Klimczoka w dawnym hotelu robotniczym. Ta lokalizacja izolowała uchodźców już na samym początku. - Te hotele zawsze były na uboczu – przypomina Jerzy Dolinkiewicz, wieloletni radny z Załęża. Pamięta powstanie ośrodka. - Decyzja narzucona zewnętrznie, bez konsultacji z radnymi, bez przygotowania mieszkańców, a tego było potrzeba: spotkań i informacji – wspomina. Próby zasymilowania uchodźców podejmowali, jak mówi, lokalni aktywiści, parafia, ale początki były bardzo trudne. I lepiej już nigdy nie było, bo zabrakło czasu.
Katowicki magistrat podkreślał, że lokalizacja ośrodka jest zła, mieszkańcy Załęża takiego sąsiedztwa nie chcieli, w końcu zapadła decyzja o jego likwidacji, przetrwał niespełna rok.
*Złoty pociąg odnaleziony! Już rozpala wyobraźnię ZŁOTY POCIĄG MEMY
*Gala BCC Katowice, czyli rewia luksusu i przepychu ZOBACZ ZDJĘCIA
*Tak policja z Katowic zatrzymuje handlarza dopalaczami ZDJĘCIA + WIDEO z zatrzymania
*Tak się bawią Katowice! Koncert na 150-lecie Katowic URODZINY KATOWIC ZDJĘCIA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?