18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wampir z Zagłębia: Marchwicki kiwał głową i szeptał: "wampir, wampir"

Teresa Semik
arc
"Czy urodziłem się zbrodniarzem?" - pytał sam siebie Zdzisław Marchwicki, "Wampir z Zagłębia". Prokurator oskarżył go o zabicie 14 kobiet na tle seksualnym i usiłowanie zabicia kolejnych 6. Po trwającym 28 miesięcy śledztwie sąd w Katowicach wyznaczył pierwsze rozprawy na 18 i 19 września 1974 roku - pisze Teresa Semik

Prawdę mówiąc to nie wiem, jak można kogoś zabić w celu zaspokojenia seksualnego - mówił Zdzisław Marchwicki przed sądem. - Nie wiem, co oznacza "wampir", słyszałem, że jakieś zwierzę, które pije krew.

Wiedział, że milicja za nim chodzi, był wzywany na komendę wielokrotnie, pytano o niego w pracy. - Nawet mówiłem kolegom, że może mają mnie za tego "wampira" i oni się ze mnie śmiali - dodał.

Prokurator oskarżył Zdzisława Marchwickiego, że w zamiarze pozbawienia życia i zaspokojenia popędu seksualnego uderzał kobiety w głowę powodując rozległe rany, w następstwie których ponosiły śmierć, po czym obnażał ich narządy rodne. Postawił mu 23 zarzuty, także usiłowanie zabójstw, znęcanie się nad rodziną, kradzieże, znieważenie milicjanta.

Ale on powtarzał, że nie znał tych kobiet, nie miał powodów ich zabijać, nie zna miejsc, w których odnaleziono ich ciała. - Gdybym był winien i wiedział, co mnie czeka, to bym się nie dał zabrać, jak baranek, ale zażyłbym cyjanek lub większą ilość tabletek i sam odebrał sobie życie - wyjaśniał. - Faktem jest, że 14 kobiet nie żyje, ale nie ja jestem sprawcą ich śmierci. Jeśli w śledztwie wyjaśniałem o 12 lub 13 przypadkach zabójstw, to na drugi dzień wszystko odwołałem - mówił.

Wujek wampir?

Jego intelekt nie budził zastrzeżeń. Odpowiadał wykształceniu (cztery klasy podstawowe i przyuczenie zawodowe). W areszcie miał najlepszą opinię wśród rodzeństwa, choć przed procesem ugryzł w rękę współosadzonego. Gdy podczas przerwy w rozprawie spotkał siostrzeńca, pytał: - Co, nie spodziewałeś się, że masz wujka wampira?

Brat Heniek dociekał: - Czy ty naprawdę jesteś winien w tej sprawie? Zdzisław odpowiedział: - Dobrze wiesz. Tak samo jak ty, więc dlaczego pytasz? Henryk obciążył brata o zabójstwo Jadwigi Kuci z Uniwersytetu Śląskiego, ale teraz winę przerzucał na żonę Zdziśka, bo "napierdykała głupot".

- Ty też nie byłeś lepszy, napierdoliłeś na mnie w śledztwie - odpowiedział mu Zdzisław. W czasie tej rozmowy kiwał głową i powtarzał: "wampir, wampir".

Wszystkiemu zaprzeczam

Procesowi przyglądali się psycholodzy, psychiatrzy, biegli, którzy wydali opinię o Zdzisławie Marchwickim. Napisali: "nieprawidłowe cechy osobowości, typu psychopatycznego i sadystyczne zboczenie popędu seksualnego".

- W Warszawie przyznawałem się do zabójstw lekkomyślnie. Głupi byłem - wyjaśniał.

Został zatrzymany w drodze do pracy 6 stycznia 1972 roku, dwa lata po ostatnim zabójstwie wampira. Wkrótce odwieziono go do Warszawy, do Komendy Głównej Milicji i tam przyznał się do zabójstw. - W pewnym okresie śledztwa, postępując brawurowo, chciałem komuś zrobić przysługę przyznając się do niepopełnionych rzeczy, ale byłbym się udławił tą przysługą. Następnego dnia wszystko odwołałem i potargałem protokół - powtarzał dodając, że ukierunkowano jego odpowiedzi na pytania.

Nie zmienia to faktu, że na koniec śledztwa oświadczył: "protokoły moich przesłuchań zostały sporządzone należycie, zgodnie z moimi wyjaśnieniami. Z własnej inicjatywy przyznawałem się w Warszawie i w Katowicach do winy".

W sądzie zmienił front. Gdy przypomniano mu treść tych protokołów, przekonywał, że mówił i pisał, co mu kazano. Podpisywał, bo miał wszystkiego dosyć.

- Nie mam do kobiet urazy, nawet do żony też nie mam - wyjaśniał. - Możliwe, że mówiłem, że nienawiść do żony przerodziła się w nienawiść do kobiet.

Nie pamięta, aby powiedział, że zabrał pierścionek z niebieskim oczkiem jednej z ofiar, młodziutkiej Jolanty Gierek. - Przyznałem się, że miałem obrączkę od kobiety zamordowanej w Wojkowicach. I to nie polega na prawdzie - dodał. - Szkoda czasu na czytanie tych protokołów. Aż wstyd ich słuchać. W przybliżeniu było tak mówione, tylko że ja powiedziałem inaczej, a inaczej zapisano.

Zapewnił, że w śledztwie odnoszono się do niego grzecznie. Dostał nawet okulary, by mógł przeglądać akta, ale stwierdził, że wszystko wie, co mówił i "to, co powiedziałem, nie mam zamiaru wycofywać".

Sędzia pytał Halinę, siostrę Zdzisława Marchwickiego, co się stało z kolczykiem, który dostała od brata. - Nie wiem, szlag trafił, bo to tyle lat - odpowiedziała.

Wampir okradał swoje ofiary. Brat Henryk opisywał, jak z Janem i Józkiem byli w Bytkowie, gdzie Zdzisiek miał pobić kobietę. Na to Zdzisiek z ławy oskarżonych: - Czyś ty chory?

Włączył się brat Jan, który to pobicie, a faktycznie zabicie, zorganizował: - Heniek kłamie, bo obiecano mu wolność i milion nagrody za wskazanie sprawcy.

- Zawsze ktoś głupi musi się znaleźć. Mnie nie udowodnią nic, nawet za milion lat - dodał Zdzisław Marchwicki.
Sporo uwagi sąd poświęcił plamom krwi na jego odzieży.

- Jeśli stwierdzono na moich spodniach plamy krwi, to nie wiem skąd się tam wzięły - mówił. - Na berecie mogły być ślady krwi pochodzące z rozbitej mi przez żonę głowy. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego beret był poplamiony krwią z zewnątrz, a nie od wewnątrz, skoro miałem rozbitą głowę. Nie wiem, skąd znalazły się plamy krwi na bluzie roboczej. Nie potrafię wytłumaczyć, skąd wzięła się krew na kalesonach czy butach otrzymanych z zakładu pracy.

Żona dwóch braci

Najpierw była żoną najmłodszego z Marchwickich - Henryka. Gdy Maria wychodziła za niego za mąż, miała 18 lat, on - rok więcej. Mieli córeczkę. Któregoś dnia Henryk przyszedł, jak zawsze pijany, i wszczął awanturę. Odruchowo zasłoniła się dzieckiem przed ciosem, bo sądziła, że nie uderzy. Ale walnął z całej siły aż dziecko wypadło na podłogę. Po kilku dniach dziewczynka zmarła w szpitalu.

Gdy Henryk siedział w więzieniu za kradzieże, stworzyła parę ze Zdzisławem, tak jakoś wyszło.

- Brat Heniek nigdy nie miał o to do mnie pretensji, wiedziałem, że już jest z inną kobietą - zapewniał Zdzisław Marchwicki. Maria doda przed sądem, że gdy przyszła do Heńka na widzenie, to zastała tam Wieśkę, która była już w ciąży z Heńkiem.
- Ja, żona, zrezygnowałam z tego widzenia na jej korzyść, bo mogła wejść tylko jedna osoba - przypominała.

Do rozwodu z Henrykiem Marchwickim Maria urodziła Zdzisławowi dwóch synów. W sumie miała z nim pięcioro dzieci. Troje urodziło się zanim go zostawiła i wyjechała z kochankiem do Lęborka, a dwójka już po powrocie do Zdziśka. Z Lęborka wróciła po trzech latach z dwójką dzieci kochanka. Był brygadzistą Zdziśka, czuły, spokojny. Najmłodsze dziecko Maria urodziła, gdy Zdzisiek siedział w areszcie z zarzutami o morderstwa kobiet.

- Teraz, przez trzy lata, naprawdę oddycham, pomimo że w ciężkich warunkach żyję - mówiła przed sądem. - Dla mnie te trzy lata są wczasami.

Pił, nie łożył na dzieci, za to ciągle się awanturował. Potrafił porąbać meble i musiała z dziećmi spać na podłodze. Milicja interweniowała w ich domu wielokrotnie.

Gdy w 1972 r. Zdzisław Marchwicki trafił za kratki, sądziła, że chodzi o to znęcanie się nad rodziną. Jadąc autobusem widziała spojrzenia skierowane w jej stronę. Dzieci już w progu wymachiwały gazetą: "Zobacz ojca. Nasz ojciec jest mordercą". Później inną gazetę podtykał jej rzeźnik, który przyszedł zabić świnię: - Obejrzyjcie sobie, co o waszym chłopie piszą.

- Potem zjawił się inspektor milicji z profesorem Akademii Medycznej i pytał, czy wiem, za co mój mąż jest aresztowany - zeznawała w sądzie. Nie rozumiała.

Nie zaprzeczała, że uderzyła męża w głowę i otarła mu naskórek. W obronie syna. Pojawiły się krople krwi, ale nie mogły poplamić ubrania. Widziała jego zakrwawione ubrania wielokrotnie. Dawała wiarę, gdy wyjaśniał, że to skutek bójki z kolegami, albo krew z nosa mu poleciała.

- W listopadzie 1968 roku przyszedł do domu o drugiej w nocy i od razu poszedł spać - przypominała. - Na drugi dzień zauważyłam, że cały przód kalesonów, z zewnątrz, ma pobrudzony krwią w okolicach rozporka. Znów się tłumaczył, że krew mu leciała z nosa i dlatego ma pobrudzone kalesony w kroczu. Sądziłam, że miał stosunek z kobietą w czasie menstruacji. Chodził w bieliźnie tak długo aż spadła z niego i palił ją.

Innym razem widziała, że mąż ma zakrwawiony szalik, płaszcz, a nawet ręce. Pamiętała, że wrócił do domu w pokrwawionej koszuli i swetrze. Bardziej pobrudzony był sweter, z przodu i na rękawach. - Raz miał spodnie pokrwawione w okolicach kolan i krocza, przód marynarki - dodała. - Sam sobie to prał.

Z relacji córki wie, że palił gumowe buty w piecu. - W obecności dzieci palił w kuchni torebkę - zeznawała Maria. - Córka opowiadała mi, że w torebce były dokumenty, które też palił, a pierścionek wyjął i schował do kabzy. Przy córce palił pasek od zegarka. Co chwilę miał inny zegarek.

Zauważyła, że ustawił zdjęcia pornograficzne na oknie i "zadowalał się seksualnie". Zrobiła mu awanturę, bo takich zdjęć nie powinien trzymać przy dzieciach.

Choć Zdzisław Marchwicki zaprzeczał w sądzie, by gwałcił żonę w czasie jej ataków padaczki, Maria te swoje zeznania potwierdziła. - Spytałam go kiedyś, co ma za przyjemność odbywania stosunków ze mną w czasie padaczki. Odpowiedział: "czy ciepła, czy zimna, to wsio rawno". Jak przychodził z pracy i zobaczył moją nogę, jeszcze nie zdjął marynarki, a już chciał odbywać stosunek.

Tych stosunków w ciągu dnia mogło być nawet 14. - Chyba przez pół roku - skomentował Zdzisław Marchwicki. - W tych sprawach nie byłem kozakiem. Załatwiałem je po bożemu.

Zaprzeczał słowom żony. Najbardziej znamiennie wyjaśnił krew na kalesonach. - Żona, kiedy miała okres, włożyła sobie kalesony do krocza i podłożyła mi pod poduszkę - mówił w sądzie. - Żona od wczoraj złośliwie zeznaje, mimo że składała przysięgę.

Na ławie oskarżonych, obok Zdzisława Marchwickiego, są jego bracia: Jan i Henryk, siostra Halina, siostrzeniec Zdzisław i Józef, partner Jana. Rozprawy toczyły się w sali klubu Zakładów Cynkowych "Silesia" w Katowicach Wełnowcu. Składowi orzekającemu przewodniczył sędzia Władysław Ochman. Oskarżał Józef Gurgul z Prokuratury Generalnej, doktor prawa. Bronili się przed tym procesem obrońcy, ze względu na zdrowie, i ławnicy, bo proces będzie długi, a oni muszą pracować. Rozprawy toczyły się czasem codziennie. Było nerwowo: - To banda, a nie sąd Polski Ludowej. Po co to godło na piersi nosi - pokrzykiwała Halina. Jan nie był lepszy i mówił: - Świadek zasługuje, żeby mu plunąć w twarz.



*Wybory Miss Mokrego Podkoszulka w Sosnowcu - ZOBACZ ZDJĘCIA PIĘKNYCH DZIEWCZYN
*Topless czy w bikini? Co wypada w czasie upałów? ZOBACZ ZDJĘCIA
*Śląski Air Show w Katowicach - Samoloty F-16 w akcji [ZOBACZ ZDJĘCIA]
*18 września otwarcie Galerii Katowickiej - ZOBACZ, JAKIE TAM BĘDĄ SKLEPY

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!