Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wejście w politykę to bilet w jedną stronę

Marcin Zasada
fot. Olgierd Górny
Panie doktorze, mam nadzieję, że pamięta pan o naszym zakładzie: pół pańskiej brukselskiej pensji dla mnie plus bieg z Gliwic do Zawiercia. To pan obiecał ponad miesiąc temu, gdy pytałem, co będzie, jeśli wystartuje pan w wyborach do europarlamentu - z Markiem Migalskim, politologiem z UŚ i kandydatem nr 1 śląskiego PiS-u do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Marcin Zasada

Panie doktorze, mam nadzieję, że pamięta pan o naszym zakładzie: pół pańskiej brukselskiej pensji dla mnie plus bieg z Gliwic do Zawiercia. To pan obiecał ponad miesiąc temu, gdy pytałem, co będzie, jeśli wystartuje pan w wyborach do europarlamentu.

Pamiętam. Sprawa jest honorowa, a nie chciałbym swojej politycznej kariery rozpoczynać od niewywiązania się z zakładu, więc obiecuję, że do sprawy powrócę, gdy gremia kierownicze PiS-u oficjalnie przedstawią mnie jako "jedynkę" na liście. Zawczasu proszę jednak o łagodniejszy wymiar kary... Gdyby zamiast pensji i maratonu wybrałby pan coś innego?

Nie ma obiektywnych komentatorów politycznych, każdy ma swoje własne poglądy

Akurat na pensję liczyłem najbardziej. Ale jeszcze przyjdzie czas na negocjacje. Dziś możemy skrócić bieg do kilku okrążeń dookoła katowickiego Rynku.

Łaskawie dziękuję, ubiorę koszulkę z pańskim nazwiskiem. Z Gliwic do Zawiercia to by pan zajechał przyszłą "jedynkę" PiS-u. Byłbym martwy.

Kilka tygodni temu kategorycznie pan zaprzeczał, dziś wreszcie przyznaje się do kandydowania. Gratulować panu czy współczuć?

Kiedy rozmawialiśmy o tym po raz pierwszy, wtedy były to jeszcze wyłącznie plotki. A niedługo potem śląscy posłowie PiS-u zgłosili się do mnie z propozycją startu w eurowyborach.

Myślałem, że sam Jarosław Kaczyński pana namaścił.

Tego nie wiem. Słyszałem z kolei, że moja nominacja spotkała się z przychylnym przyjęciem prezesa.

Ale czemu pan się zgodził? Skusiły pana sowite zarobki eurodeputowanych w najbliższej kadencji?

Gwarantuję, że pieniądze nie odgrywały żadnej roli. Uważam się za zamożnego człowieka - właśnie skończyłem budowę domu, jeżdżę niezłym samochodem...

Więc czego panu brakowało? Wrażeń? Jak dał się pan przekonać do wejścia w politykę, na którą dotychczas patrzył pan z boku?

Po prostu przyjąłem propozycję i tak jak twierdzi Karol Marks: chcę w końcu przestać opisywać rzeczywistość, a zacząć ją zmieniać. Chciałbym w polityce osiągnąć tyle, co w zawodzie komentatora. To inny obszar realizacji dobra. Mam czterdzieści lat, to dobry moment dla mężczyzny na podjęcie strategicznej decyzji.

I na transformację z twórcy w tworzywo?

Cóż, nikt nie może zagwarantować, że będąc niezłym publicystą, będzie równie dobrym politykiem. Wszak nie każdy ornitolog potrafi latać.

Stefan Niesiołowski potrafi. Ale to akurat specjalista od motyli.

Jeśli sprawdzę się w nowej roli i to lepiej niż poseł Niesiołowski, zamierzam pozostać w polityce. Jeśli nie, będę o tyle bogatszym w doświadczenia politologiem.

Wejście w politykę będzie pan miał miękkie. Posłowanie w europarlamencie to wymarzony etat: świetne zarobki, doskonałe warunki pracy, a odpowiedzialność społeczna w kraju znikoma. Będzie pan nabierał doświadczeń z dala od codziennej sejmowej rąbanki.

To prawda, choć z drugiej strony należy zwiększyć przełożenie działań naszych deputowanych w Parlamencie Europejskim na opinię publiczną w Polsce. Ludzie muszą mieć wiedzę, co wybrani przez nich reprezentanci narodu robią z powierzonymi im mandatami. W Brukseli chciałbym zająć się pracą nad przekształceniem polskich uniwersytetów w prawdziwie europejskie placówki. Wiem, jak wykorzystać do tego fundusze unijne.

A co pan zrobi z karierą naukową, która po ostatnich zawirowaniach znalazła się na zakręcie? To koniec dr. Migalskiego i początek posła Migalskiego?

Po pierwsze, chciałbym podkreślić, że mimo zawirowań, o których pan wspomniał, byłem zadowolony ze statusu naukowca. I chcę nadal nim być. Sprawowanie funkcji politycznych nie odbiera mi takiego prawa. Natomiast zgadzam się, że wejście w politykę to bilet w jedną stronę dla publicysty i komentatora. Choć niektórym udawał się powrót. Paweł Śpiewak jest tego najlepszym przykładem. Na razie, po podjęciu decyzji o kandydowaniu do europarlamentu, nie wygłosiłem żadnej opinii i nie napisałem żadnego komentarza. Gram w otwarte karty.

Złośliwi twierdzą, że "jedynka" na liście to nagroda za niezłomne propisowskie orędownictwo.

To bzdura! Nie ma obiektywnych komentatorów politycznych, każdy ma swoje własne poglądy, każdy wychodzi przecież z jakiejś aksjologii. Który publicysta jest obiektywny: ten za lustracją czy ten przeciw, ten za aborcją czy ten walczący o ochronę życia poczętego? Ja nigdy nie byłem obiektywny i wcale tego nie kryję. Ważniejsze jest jednak, że byłem niezależny. Nigdy nie zrobiłem niczego, na czyjekolwiek zamówienie albo czegoś, co było poukładane partyjnie. A bycie bliżej poglądów Prawa i Sprawiedliwości? To nic złego. Startując do europarlamentu z listy PiS pozostaję wierny swoim przekonaniom. Dziwne byłoby, gdybym kandydował z ramienia PO lub SLD.

A co będzie, jeśli nie dostanie się pan do Brukseli?

Wrócę na uczelnię z bezpłatnego urlopu, świadom politycznej klęski. Będzie to oznaczać, że jestem mniej atrakcyjny jako polityk niż jako komentator.

A może później prezydent RP Marek Migalski? Śnią się już panu takie sny?

Na razie śni mi się kolejnych pięć lat prezydentury Lecha Kaczyńskiego, a potem dwie kadencje Jarosława Kaczyńskiego. Ale za ponad piętnaście lat... Kto wie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!