Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiceminister finansów: Zmiany w emeryturach? Już w sierpniu rząd zdecyduje, jakie [WIDEO]

Izabela Leszczyna
Izabela Leszczyna
Izabela Leszczyna Arkadiusz Gola
Prawo powinno być proste. A jednocześnie przyjazne dla uczciwego przedsiębiorcy, zarazem restrykcyjne i szczelne dla tych, którzy próbują je omijać, łamać przepisy. Stworzenie takiego systemu jest bardzo trudne. Z Izabelą Leszczyną, wiceminister finansów i pełnomocnikiem rządu do spraw informacji i edukacji finansowej, posłanką PO, rozmawia Aldona Minorczyk-Cichy

Mali przedsiębiorcy skarżą się na nieprecyzyjne prawo, wysokie podatki i koszty prowadzenia działalności, na biurokrację.
Ludzie od zawsze mówią, że prawo jest zawiłe i nieprzyjazne, jednak w ostatnich latach wiele zmieniło się na lepsze, a my narzekamy czasem z przyzwyczajenia. W 2012 roku Ministerstwo Gospodarki przeprowadziło badania wśród małych i średnich przedsiębiorstw. Jako bariery rozwoju przedsiębiorczości na pierwszym miejscu wymieniano wysokość podatków i opłat, następnie małe obroty, konkurencję innych firm, konkurencję dużych przedsiębiorstw. Skomplikowanie przepisów prawnych to dopiero 6. pozycja. Zmieniamy prawo na bardziej przyjazne, np. przy zakładaniu firmy. Dzisiaj można zrobić to przez internet lub w urzędzie gminy w jeden dzień. A podatki w Polsce są niższe niż w wielu krajach europejskich. Według naszych analiz, dzisiaj barierą dla przedsiębiorców jest trudna sytuacja makroekonomiczna, bo kryzys jest przecież w całej Europie.

To co utrudnia przedsiębiorstwom funkcjonowanie?
Dostępność do kapitału. Ludziom brakuje pieniędzy na inwestycje. Banki nie chcą dawać kredytów, bo nie mają gwarancji, że odzyskają pieniądze. To dlatego dajemy małym i średnim przedsiębiorstwom gwarancje de minimis na 60 procent kredytu obrotowego do 3,5 mln zł. To bardzo tanie, dostępne kredyty. Firmy chętnie je biorą. Od początku funkcjonowania z gwarancji BGK skorzystało już prawie 10 tys. przedsiębiorców, a kwota objęta gwarancjami wynosi 3,5 mld zł. Docelowo - na ten cel - chcemy przeznaczyć 30 mld zł.
To jedyne ułatwienie?**
Nie. Rząd przyjął i skierował do Sejmu propozycję dla firm, które wpadły w tarapaty finansowe. Zakłada ona, że z pieniędzy publicznych dofinansujemy wynagrodzenia pracowników do wysokości pensji minimalnej i przejmiemy płatności publicznoprawne, np. składki ZUS. To duża pomoc dla pracodawcy. Odbywa się w ramach de minimis pomocy publicznej dozwolonej przez UE. Jest to pomoc bezzwrotna udzielana w sytuacjach spadku obrotów w firmach, spowodowanych kryzysem.

Gdyby te przepisy obowiązywały pół roku temu, uniknęlibyśmy zwolnień w tyskim Fiacie?
Niestety, nie. Z jednej strony sytuacja, czyli przestoje w produkcji, brak zamówień - na to pozwalały, ale Fiat to zbyt duże przedsiębiorstwo, żeby dozwolona po- moc publiczna je uratowała. Rządowy program przeznaczony jest dla małych i średnich firm.

Kiedy to prawo wejdzie w życie?
Rząd przyjął projekt w maju. Obecnie jest w Sejmie w komisji polityki społecznej. Jeśli tylko posłowie szybko się tym zajmą, ustawa ma szansę obowiązywać już od jesieni.

Pani zadaniem w resorcie finansów jest wyszukiwanie tego, co utrudnia nam wszystkim życie?
Moim zadaniem jest identyfikacja ryzyka w sektorze finansów publicznych. Zawiłe przepisy, nieprzyjazne prawo to także ryzyko - i dla podatników, i dla Skarbu Państwa. W biurze pełnomocnika rządu ds. ochrony finansów publicznych analizujemy przepisy, żeby je zmieniać na lepsze. Problem polega na tym, że jedno i to samo prawo obowiązuje ludzi uczciwych i oszustów podatkowych. Z zasady prawo powinno być proste, przyjazne dla uczciwego przedsiębiorcy, a jednocześnie restrykcyjne i szczelne dla tych, którzy próbują je łamać i omijać. Stworzenie takiego systemu jest trudne. Żeby wyeliminować oszustów, uszczelniamy prawo, ale to jest przez uczciwych podatników odbierane jako restrykcja i utrudnianie im życia. Państwo zawsze będzie tu trochę chłopcem do bicia. Jeśli pozwala oszustom nie płacić podatków, to jest bardzo źle i obywatele słusznie się z tym nie godzą, ale gdy z determinacją stara się egzekwować przepisy, to ludzie mówią: "Fiskus nie daje żyć".

Przygotowując się do rozmowy, poprosiłam o pomoc Michała Wójcika, dyrektora Izby Rzemieślniczej w Katowicach. Zapytał członków Izby o to, co ich boli. Pytali m.in. o tzw. szarą strefę, z którą nie radzi sobie fiskus. Przedsiębiorcy twierdzą, że to prawo zmusza ich do działania w szarej strefie. Przykład to branża motoryzacyjna. Ubezpieczyciele zaniżają odszkodowania za uszkodzone auta. Przedsiębiorcy, aby wyjść na swoje, muszą część załogi zatrudniać na czarno. Ci, którzy robią to uczciwie - zamieniają się w kancelarie prawne i walczą z ubezpieczycielami w sądach.
Przedstawiciele firm motoryzacyjnych chcieliby tak naprawdę powrotu do starych zasad. Tyle że te dawne przepisy zmieniono właśnie z powodu skarg ubezpieczycieli na zawyżanie faktur przez warsztaty dokonujące napraw. Firmy ubezpieczeniowe podkreślały, że z tego powodu ponoszą straty. To pokazuje, że życie jest od nas szybsze. Znalezienie złotego środka jest trudne. Szukamy rozwiązań, które z jednej strony zabezpieczą interes ubezpieczyciela, z drugiej - mechanika samochodowego, który ma firmę i musi wyjść na swoje, z trzeciej - kierowcy, który płaci składki i chce mieć wszystko zrobione jak należy. Trzeba znowu przeanalizować, jak funkcjonuje przepis i obiecuję, że to zrobię.
Właściciel firmy masarsko-wędliniarskiej twierdzi, że jego zakład jest kontrolowany przez pięć inspekcji, co utrudnia działalność. Zaś w sumie mamy około 40 inspekcji. Nie za dużo?
Inspekcje są konieczne, a czasem wydaje się nawet, że nie pracują tak, jak powinny. Pokazała to ostatnio głośna sprawa drobiu faszerowanego antybiotykami. System kontroli jest więc potrzebny. Ale przecież ograniczyliśmy czas oraz wprowadziliśmy jasne zasady kontroli przedsiębiorców. Kontrole skrócono, mamy też zakaz jednoczesnych kontroli przez różne organy i sankcje za bezprawne kontrole. Warto o tym pamiętać i egzekwować swoje prawa. Gdyby z przepisów mogło jeszcze wynikać, że urzędnik ma być sympatyczny, uśmiechnięty i powinien pamiętać, że jego etat utrzymywany jest z podatków płaconych przez przedsiębiorców, a więc także w jego interesie jest sprawna i nieutrudniająca prowadzenia firmy kontrola - to byłoby z pewnością lepiej. Niestety, nadal mamy też takich urzędników, którzy po prostu lubią mieć władzę. To przykre.

A biurokracja przy szkoleniach młodocianych pracowników? Śląscy rzemieślnicy podkreślają, że państwo refunduje koszt szkolenia, ale papierkowa robota jest tak uciążliwa, że rezygnują ze szkolenia uczniów.
Jako poseł wielokrotnie zwracałam się z zapytaniami i interpelacjami do MEN w sprawie kształcenia młodocianych pracowników. Ponownie zapytam, czy nie można tych procedur uprościć. Przyznaję, że ciągle nie możemy znaleźć złotego środka między tym, że pieniądze publiczne muszą być wydawane w sposób niezwykle przejrzysty i maksymalnie kontrolowany, a tym, żeby biurokracja nie zniechęcała ludzi, aby po te środki w ogóle sięgali.

Sprawa wydłużania terminów płatności przez spółki należące do Skarbu Państwa, np. Kompanię Węglową: przedsiębiorcy pytają, czy nie można takich firm zdyscyplinować?
Ale to jest uregulowane prawnie i można to prawo egzekwować. Myślę, że przedsiębiorcy nie robią tego, obawiając się o przyszłe kontrakty. Mam też nadzieję, że pomagają im zmiany w zasadach płatności VAT-u i odprowadzanie podatku dopiero wtedy, kiedy kontrahent zapłaci należność. Państwo mówi: "Wiemy, że jest wam trudno i poczekamy na daninę". Pomocne powinny być także zmiany chroniące podwykonawców. Do tej pory, np. przy budowie autostrad było tak, że inwestor i wykonawca byli chronieni umową, ale już nikt nie pilnował, czy wykonawca płaci tym, z którymi sam podpisał umowy, tzn. czy nasze małe, często rodzinne firmy dostają wynagrodzenie za swoją pracę. Teraz wykonawca musi się rozliczyć z podwykonawcami, w innym przypadku nie dostanie wszystkich środków od zamawiającego.
W wyszukiwaniu prawnych absurdów, naprawianiu ich miała pomóc komisja "Przyjazne Państwo" Janusza Palikota. Czy resort inspiruje się jej pracą?
Pomijając ekscesy Janusza Palikota, jego happeningowe zachowania, które z tego, co wiem - żadnemu przedsiębiorcy nie pomogły, to jest jednak tak, że rząd PO-PSL ułatwia życie przedsiębiorcom i znajduje to odbicie w rankingu Banku Światowego, badającym klimat dla przedsiębiorców, istnienie barier, łatwość w dostępie do kapitału, stabilność prawa, stopień jego skomplikowania. Przez ostatnich 6 lat Polska przesunęła się w rankingu Doing Business o 21 miejsc do przodu. Tylko w ubiegłym roku z 62. na 55. miejsce. To wcale nas nie zadowala, ale jest bardzo duży postęp. Robimy naprawdę wiele, aby ułatwić prowadzenie biznesu, chociaż są to małe i niespektakularne zmiany. Dzisiaj mamy komisję deregulacyjną prowadzoną przez Adama Szejnfelda. Efekt? Uwolnionych najpierw 55 zawodów, w drugiej transzy - 80 i czekamy na kolejne 103. To jest duże ułatwienie dla młodych ludzi po studiach w dostępie do wykonywania pewnych zawodów, właściwie rewolucja na rynku pracy, której owocem w przyszłości będzie niższe bezrobocie wśród młodych, które spędza nam przecież sen z powiek.

Czekają nas poważne zmiany w systemie emerytalnym związane z OFE. Padają mocne słowa: "Chcą nas okraść". Na czym mają polegać te rewolucyjne zmiany z OFE?
Nas nie czeka żadna rewolucja. Rewolucję systemu emerytalnego przeżyliśmy w 1999 roku. Z systemu o zdefiniowanym świadczeniu przeszliśmy do systemu o zdefiniowanej składce. W starym systemie każdy - bez względu na to, ile lat pracował i ile "odłożył" pieniędzy - wybierał sobie 10 najlepszych lat w karierze zawodowej i z tego okresu liczyło mu się emeryturę. W dodatku w starym systemie było wiele zachęt do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę. System emerytalny stał się nie do utrzymania i groziła mu niewypłacalność. W systemie zdefiniowanej składki każdy z nas dostanie emeryturę wyliczoną z wszystkich składek odprowadzonych w ciągu całej naszej aktywności zawodowej. Zgromadzony kapitał - w momencie przejścia na emeryturę - zostanie podzielony przez dalsze oczekiwane trwanie życia. Ten nowy system zacznie się bilansować za jakieś 50 lat, czyli około 60 lat od jego wprowadzenia. Wynika to stąd, że wszystkim obecnym i jeszcze wielu przyszłym emerytom wypłacamy świadczenia ze starego systemu.

No ale skąd problem z OFE?
W 1999 roku wprowadzono, oprócz bardzo dobrej zasady zdefiniowanej składki, część kapitałową do obowiązkowego systemu emerytalnego. Zdecydowano, że z części składki emerytalnej - tzn. z 19,52 proc. naszego wynagrodzenia - 7,3 proc. przekażemy do systemu kapitałowego, czyli do OFE. Powiedziano nam, że to dywersyfikacja ryzyka, że część naszych pieniędzy na przyszłą emeryturę będzie inwestowana, m.in. na giełdzie. Tylko nie pomyślano o tym, że jak zabierzemy tych 7,3 proc. składki i przeniesiemy z jednego do drugiego worka, to w tym pierwszym będziemy mieli za mało, żeby wypłacać bieżące emerytury, bo przecież emerytów nie ubyło.
OFE miało sprawić, że będziemy na starość żyć godnie.
W 1999 roku wmówiono nam, że to superpomysł. Tymczasem okazało się, że owszem, ale raczej nie na nasze emerytury. Powszechne Towarzystwa Emerytalne zarobiły ponad 17 mld zł z pieniędzy podatników. To świetny interes i w dodatku całkowicie bezpieczny dla PTE, tu po prostu nie da się stracić: w 2008 roku, kiedy dołowała giełda i wszyscy straciliśmy około 15 proc. swojego kapitału w OFE, to PTE zarobiły prawie 2 mld zł. Nie znam drugiego biznesu, gdzie nie ma zysku, są straty, a zarządzający zarabiają krocie.

Rząd proponuje nam trzy rozwiązania.
Pierwsza zmiana dotyczy sposobu wypłat emerytur z OFE, to tzw. suwak bezpieczeństwa. Na 10 lat przed emeryturą, czyli w okresie kiedy kapitał każdego z nas aż dwukrotnie się powiększa, stopniowo, miesięcznie chcemy przenosić składki i zapisywać je na subkoncie w ZUS-ie, które jest waloryzowane średniorocznym PKB z ostatnich 5 lat. Takie rozwiązanie uchroni przyszłego emeryta przed tzw. ryzykiem złej daty, tzn. przed ewentualną stratą, gdyby rok przejścia na emeryturę był rokiem bessy na giełdzie. Do tego dochodzą trzy dalsze propozycje, z których po 2 miesiącach debaty publicznej, rząd zarekomenduje Sejmowi jedną. Pierwszy wariant to likwidacja części obligacyjnej w OFE. Uznajemy, że część akcyjna powinna pozostać, bo przyczyniła się do zbudowania rynku kapitałowego, chociaż dzisiaj, jak twierdzi wielu ekonomistów, transfer składki do OFE jest raczej sztucznym zasilaniem giełdy. Ale ta druga, ok. 60-procentowa część kapitału w OFE jest ulokowana w obligacjach Skarbu Państwa. Państwo zaciąga dług, aby wpłacić środki do OFE, za które OFE kupuje ten zaciągnięty dług. To jałowy i kosztowny obieg pieniądza. Dlatego w pierwszym wariancie chcemy tę obligacyjną część zlikwidować, a zostawić tylko część akcyjną. Składka do OFE każdego z nas wynosiłaby 2,92 proc. OFE mogłyby inwestować te środki w akcje i obligacje komercyjne, ale nie w dług państwowy. Drugi wariant to dobrowolność. Moim zdaniem, państwo nie ma prawa zmuszać obywatela, aby publiczną, obowiązkową daninę, jaką jest składka emerytalna, inwestował na rynkach kapitałowych, narażając się na ryzyko giełdowe. Jednak taką decyzję podjęto w 1999 roku, dlatego jedynym rozwiązaniem wydaje się oddanie decyzji samym ubezpieczonym. Przyszli emeryci muszą jednak wiedzieć, co jest dla nich korzystniejsze. Rządowy "Przegląd systemu emerytalnego" pokazuje, że wysokość naszej emerytury, bez względu na to, czy mamy część składki w OFE, czy nie, będzie porównywalna. Wariant dobrowolności polega na tym, że każdy z nas, odprowadzających składkę emerytalną, odpowie na pytanie, czy chce pozostać w OFE, czy też woli ZUS. Osoby, które nie wyrażą swojej woli, będą domyślnie przenoszone do ZUS-u.
A wariant trzeci?
To wariant "dobrowolność plus". Każdy może zdecydować, że zostanie w OFE, ale wtedy dorzuca 2 procent ze swoich prywatnych środków, aby w ten sposób podwyższyć sobie emeryturę. Ostateczny wariant zostanie zarekomendowany parlamentowi pod koniec sierpnia.

Najwięcej wątpliwości budzi kwestia dziedziczenia składek w OFE.
Problem w tym, że wiele z obietnic OFE miało na dole tekst małym druczkiem, którego nie doczytaliśmy. Tak też było z dziedziczeniem. Pieniądze z OFE można dziedziczyć, jeśli ktoś umrze przed przejściem na emeryturę. Wtedy połowa jego składek może zostać wypłacona w gotówce spadkobiercy, reszta jest zapisywana na jego koncie w OFE. Jeśli ktoś umrze w ciągu pierwszych 3 lat pobierania emerytury, zasada dziedziczenia jest taka sama. Ale jeśli umrzemy w czwarty roku, to już nikt niczego nie dziedziczy. Pozostałe środki przepadają, co zresztą jest naturalne w systemie emerytalnym, który z zasady ma charakter solidarnościowy. Dziedziczenie w ZUS-ie będzie na tych samych zasadach, co w OFE. To, co zostało zapisane w umowach - zostanie dotrzymane. Chcę to mocno podkreślić: środki przeniesione z OFE na subkonto w ZUS-ie, będą dziedziczone na tych samych zasadach, co w OFE.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!