Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiek Pary. Technoblog: Batman forever

Wiek Pary. Technoblog
Igor Parka
Zastanawiam się, czy ilość kabli zabieranych na wakacje powinienem liczyć w kilometrach czy w kilogramach.

Kilka lat temu pochyliłem się z uwagą nad felietonem Andego Ihnatko, który opisywał swoje pakowanie technologii na wakacyjny wyjazd. I z głowy mi nie potrafi wyjść. Ihnatko zamknął się w wyliczance kilku iPodów, ładowarek, kamer, laptopów, wraz z kabelkami, przystawkami i bóg wie jakimi duperelkami, jakie na gadżeciarski amerykański rynek wprowadzili producenci.

Fakt, że to nie Ameryka. Ale pakując plecak na stosunkowo krótki wypad sam zacząłem robić rachunek sumienia. I trochę się przeraziłem.

Na początek stareńka, ale wierna Jornada 690. Uwierzcie mi, trzeba być absolutnym pasjonatem, żeby używać 10-letniego skrzyżowania palmtopa z granatem zaczepno-obronnym do codziennej komunikacji ze światem via mail, strony www i takie tam inne komunikatory.

Tyle, że ten 10-letni produkt Hewllet Packarda, który dziś można dostać wyłącznie na aukcjach internetowych, działa. Jest mniejszy od pięciokrotnie droższych netbooków, a tak samo sprawnie kontaktuje się z siecią bezprzewodową. I wcale nie trzeba jej szukać jakoś pilnie po świecie. W takiej Łodzi wystarczy usiąść w dowolnym ogródku na Piotrkowskiej. W hotelu na Malcie sieć co prawda jest szyfrowana, ale sympatyczny Rosjanin z drugiej strony ulicy swojej sieci już nie zabezpieczył.

No dobrze. Jest to wątpliwe moralnie. Ale podchodzę do tego jak do jabłek wiszących nad ulicą z drzewa za ogrodzeniem. Dobra? Nie? O.K. możemy polemizować.

Z tą Jornadą jest tylko jedno nie tak w stosunku do specyfikacji producenta. Gdybyście chcieli uzyskać to z czego zwykle korzystam na fabrycznym Windowsie CE, to niestety będzie trudno. Maszynie zaszyto w trzewiach jeden system, bez możliwości podniesienia jego wersji. A w tamtych czasach komunikacja bezprzewodowa raczej raczkowała.

Na szczęście znaleźli się buntownicy. I napisali, niemal od początku nowy stystem dla starej maszynki. System oparty na linuxie, wykorzystujący wszelkie możliwości Jornady. Hmm, po prostu działający. I tchnęli w zbitek plastiku, krzemu i metalu zupełnie nowe życie.
Nie dziwcie się więc, że zabieram na wakacje urządzenie, które sami wyrzucilibyście na śmietnik. Jest z tym trochę zachodu, ale działa.

Aha, gdybyście jednak mieli zamiar wyrzucać - dajcie mi adres śmietnika.

Reszta pasa Batmana ma się mniej więcej standardowo. Do Jornady potrzebuję zasilacza żeby podładować jej baterie. Kolejnego zasilacza potrzebuję do iPoda i Palma Treo. Tak, wiem, że teraz iPod nie jest wcale jakiś szczególnie oryginalny. Miałem kiedyś odtwarzacz MP3 marki noname. Nie jestem pewien czy słyszałem różnicę w jakości dźwięku. Poczułem ją dopiero, kiedy obudowa rozsypała mi się w rękach. Ale mniejsza o markę. iPod naładowany muzyką i audiobookami to podstawa na czternastogodzinną podróż. Jasne, że można zabrać zwykłą książkę. Zawsze mam 2 przy sobie. Ale uwierzcie mi, wysiądziecie z pociągu mniej zmęczeni, jeżeli zamiast czytać, posłuchacie książki z dowolnego odtwarzacza. Nie wiem na czym to polega, ale działa. A audiobooków nie brakuje.

Palm Treo to kolejna zabawka. Zdradziłem dla niego służbową nokię. Bo ma większy wyświetlacz, w dodatku dotykowy, jest telefonem i palmtopem jednocześnie. I gdybym okazał się tytanem czytelnictwa, albo gdyby lato było wyjątkowo deszczowe, mogę na nim zmagazynować jeszcze kilka e-booków.

O.K. Są ludzie, którzy z uporem maniaka będą twierdzić, że książek na ekranie czytać się nie da. To ci, którzy nie tylko nigdy nie próbowali, ale nawet nie wiedzą jak się do tego zabrać. To trochę jak zasada konia: można go zaprząc do pługa i wozu. Ale kto by na takim jeździł.

No więc Palm Treo to cud, miód, ultramaryna, telefon i palmtop w jednym. Wystarczająco wygodny, żeby cały czas trzymać go przy sobie, z wystarczająco dużym i jasnym ekranem, żeby czytać na nim kolejne sensacje Dana Browna, lub kobylaste, ale zatrważająco prawdziwe Lapidaria Kapuścińskiego. Zresztą. Wyobraźcie sobie siebie na wakacjach. Wiozących pięć tomów Lapidarium. To samo świetnie mieści się w kieszeni. No dobra. Opornych nie przekonam.
Aha. Palm Treo ma też aparat. Ale robienie nim zdjęć to mniej więcej taka uciecha jak lizanie cukierków przez słoik. Więc spakuję aparat. Do niego potrzebuję zapasowej karty, akumulatorów, ładowarki do akumulatorów... Przydał by się kabelek do połączenia z komputerem. Tych kabelków w ogóle jakoś trochę by się przydało. Do iPoda - ten od ładowania. No i słuchawki. Kabelek do ładowania Palma - jak najbardziej. Na szczęście oba urządzenia można podłączyć do jednej ładowarki. Ale już Jornada wymaga własnej. Szczerze mówiąc, gdyby Batman miał to wszystko poprzypinać do pasa, ważyłby pewnie ze 120 kg.

I się tak zastanawiam, czy rzeczywiście ten mój pas Batmana jest aż tak przeładowany. Chyba jednak jest. Większości wystarcza nokia, kupiona za złotówkę w promocji. Ma aparat, można puścić mocno rzężącą muzykę, nawet obejrzeć film. Książek i tak nie czytają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo