Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włodzimierz Lubański: Polska reprezentacja jest przeciętna. Nie oczekujmy od niej zbyt wiele [ROZMOWA]

Rafał Musioł
Rafał Musioł
Andrzej Banas / Polska Press
Włodzimierz Lubański był jednym z najwybitniejszych piłkarzy w historii polskiej reprezentacji i Górnika Zabrze. Dziś mówi nam o tym, jak ocenia miniony 2018 rok i czego spodziewa się po obecnym.

Jak ocenia pan miniony rok w wykonaniu polskiej reprezentacji? Zaskoczyło pana tak drastyczne „pęknięcie” między tym, co działo się do mistrzostw świata, a tym, co nastąpiło na nich i później?

Przyznam, że nie za bardzo. Klucza do zrozumienia tej sytuacji upatrywałbym w nadmiernych oczekiwaniach, jakie powstały wobec polskiej reprezentacji. Udane eliminacje do mistrzostw świata, a wcześniej Euro 2016 dawały wrażenie, że mamy mocną kadrę. Tymczasem to przeciętny zespół, którego nie stać na odnoszenie prawdziwych sukcesów, a za takie rozumiem medale wielkich turniejów. Klęska na mundialu, imprezie do której wszyscy przygotowują się maksymalnie, nie powinna być więc aż takim wstrząsem dla osób, które są realistami i zachowują chłodną głowę.

Może problemem jest to, że cała gra reprezentacji oparta została o jednego zawodnika, czyli Roberta Lewandowskiego?

On na pewno jest gwiazdą, ale jedno mnie w nim zaskakuje. Kiedyś powiedział mi, że nikt nie nauczył go gry jeden na jeden. To stwierdzenie jest dla mnie niezrozumiałe, bo takiej gry piłkarze tak naprawdę uczą się sami na treningach. Ja zostawałem po zajęciach, graliśmy z obrońcami, z korzyścią dla nich i dla mnie, jako napastnika. To nie było tak, że trener nas tego uczył, po prostu sami czuliśmy, że musimy się doskonalić.

Efektem mundialu była zmiana selekcjonera. Nie uwierzę, że wybór Jerzego Brzęczka na miejsce Adama Nawałki nie był dla pana niespodzianką.
Ale tak właśnie było. Słuchając uważnie Zbigniewa Bońka szybko można było się zorientować, że prezes PZPN chce postawić na trenera, który jest blisko polskiej piłki, znającego ją od podszewki, więc Jerzy Brzęczek, były kapitan kadry, a wtedy szkoleniowiec Wisły Płock, musiał być brany pod uwagę.

Dla większości osób ten wybór był jednak mocno kontrowersyjny ze względu na całkowity brak trenerskich sukcesów Jerzego Brzęczka nawet na poziomie ligowym. Pierwsze mecze zdają się te krytyczne opinie potwierdzać. Jak pan ocenia jego występy w tej roli?

Mam za mało przesłanek, by dokonywać ocen. Wszystko zweryfikują dopiero eliminacje mistrzostw Europy. One pokażą, czy potrafi skonsolidować zespół, dokonać właściwych wyborów i dobrać właściwą taktykę do konkrentnych wykonawców.

W eliminacjach trafiliśmy do grupy, która łatwa nie będzie, ale zdecydowanie mogliśmy wylosować znacznie gorzej.

Zdecydowanie mogło być gorzej. Powiem tak: jeśli mielibyśmy nie wyjść z takiej grupy, to z jakiej bylibyśmy w stanie awansować?!

Taki optymizm kojarzy mi się z reakcjami po losowaniu europejskich pucharów. Tyle, że potem na boisku wszystko wygląda już znacznie gorzej. W 2018 pod tym względem mieliśmy już prawdziwą katastrofę.

To także kwestia różnicy między oczekiwaniami, a realnym potencjałem. Zaznaczę jednak, że nie ma sensu wyciągać żadnych analogii z grą klubów i reprezentacji. To całkiem inna sprawa, także ze względu na samą zasadę: w pierwszym przypadku trener piłkarzy ma na co dzień, w drugim przez kilka dni. Wracając jednak do pytania: na taki stan rzeczy składa się zbyt wiele elementów, sportowych i ekonomicznych, by zawrzeć je w krótkiej rozmowie. Duży problem widzę na przykład i w szkoleniu, i w polityce transferowej.

Jednym z klubów, które zaznały klęski w pucharach, był w tym roku Górnik Zabrze, klub wyjątkowo bliski pana sercu.

Cieszę się, że wrócił do Europy, to na pewno była dla kibiców i piłkarzy fajna przygoda. Najważniejsza jest jednak teraźniejszość, a ta nie wygląda różowo. Martwi mnie to, że Górnik nie wygrywa, a jest w sytuacji, w której same remisy nic już nie dają.

Przedostatnie miejsce w tabeli przypomina sytuację z rozgrywek 2008/09. Wtedy rozmawiałem z panem na półmetku sezonu i przewidywał pan spadek. Jak jest teraz?

Byłem w Zabrzu z okazji 70-lecia klubu. Jednym z punktów programu był mecz Górnika z Arką Gdynia. Zakończony remisem, sprawiedliwym zresztą. Zadecydowały detale. Gdyby Igor Angulo wykorzystał jedną z dwóch świetnych okazji byłoby zwycięstwo. Ale to właśnie te detale są w piłce najważniejsze i decydują o różnicy między klęską, a triumfem. Na każdym szczeblu, od reprezentacji po rozgrywki juniorów. A co do Górnika. Mam nadzieję, że uniknie najgorszego. Wiosną czeka go walka na sportową śmierć i życie, dużo będzie zależało od zimowego okienka transferowego, zespół na pewno potrzebuje wzmocnień, widać to gołym okiem nie tylko w tabeli. Niestety, rozbiórka drużyny była zbyt głęboka. Bardzo boli mnie przykład Rafała Kurzawy, który wyjechał tylko dla pieniędzy. Można było niestety przewidzieć, że będzie miał za granicą bardzo duże problemy z odnalezieniem się w nowym środowisku i sportowo sporo straci.

Czego spodziewa się pan generalnie po piłkarskim 2019 roku?

Chciałbym, żeby Górnik utrzymał się w Ekstraklasie, a reprezentacja awansowała do mistrzostw Europy.

Mistrzostw, które będą niezwykle rozbudowane nie tylko geograficznie, ale również pod względem liczby drużyn. Podoba się panu taki trend, który zmierza do 48 zespołów na mistrzostwach świata 2020?

Decyduje o nim tylko ekonomia. Więcej meczów to więcej transmisji, więcej pieniędzy. Dla UEFA i FIFA to najważniejsze elementy. Dawna elitarność takich turniejów przeszła już do historii.

Powoli kończąc rozmowę zapytam co pan obecnie porabia?

Mieszkam z żoną i dziećmi w Belgii. Jestem szczęśliwym emerytem-rencistą, a formę utrzymuję na sali gimnastycznej, do której czasem chodzę. Niestety, zdrowie nie pozwala mi już na kopanie piłki. Za to aktywnie ją śledzę, oglądam właściwie wszystkie rozgrywki i wciąż mocno przeżywam występy polskiej reprezentacji, Górnika Zabrze i polskich klubów w europejskich pucharach.

Często wspomina pan swoje boiskowe występy? Które gole i jakie wydarzenia zapadły panu szczególnie w pamięci?

Oczywiście jest ich mnóstwo. Cieszyły mnie wszystkie zdobyte bramki, w kadrze najbardziej te strzelone w meczach o dużą stawkę z wielkimi rywalami, w Górniku zdobyte przeciwko Ruchowi i Legii, chociaż prywatnie z zawodnikami tych klubów też się przyjaźniłem. Wydarzenia także trudno wybrać. Były wspaniałe, jak wysłuchanie na Stadionie Śląskim hymnu śpiewanego przez 100.000 kibiców, przykre, jak kontuzja w meczu z Anglią, i dziwne jak czerwona kartka w spotkaniu z Bułgarią.

Jedyna w pana karierze...

I całkowice niezasłużona. Słynny sędzia Victor Padureanu w Starej Zagorze robił wszystko, by utrudnić nam życie. W końcu podyktował rzut karny. Miałem opaskę kapitana, podbiegłem do niego i na nią pokazałem, że mam prawo z nim porozmawiać. Nie chciał, dostałem żółtą kartkę. Po karnym szliśmy obok siebie na środek boiska. Kląłem po polsku, zły na cały świat, nie pod jego adresem, tylko ze sportowej złości. Ustawiłem piłkę, żeby wznowić grę i nagle sędzia do mnie podszedł i pokazał czerwoną kartkę. Do dziś nie wiem czy rozumiał po polsku (śmiech). Na szczęście na igrzyska w Monachium awansowaliśmy.

I przywieźliście złoto.

A ile tam było niezwykłych sytuacji... Na przykład w meczu z Danią. Przegrywaliśmy do przerwy i w szatni solidnie się pokłóciliśmy. Kazimierz Górski schował się pod prysznicem i czekał aż skończymy. Gdy już trzeba było wychodzić na drugą połowę wyszedł zza zasłony i powiedział „No dobra, wszyscy już wszystko powiedzieli, to teraz idziemy wygrać mecz”. To bardzo typowa dla niego sytuacja, był nieprawdopodobnym psychologiem. Na tych samych igrzyskach po meczu z ZSRR, w dniu zamachu na wioskę olimpijską, gdy trzy razy zapowiadano nam, że to koniec zawodów, wracaliśmy pociągiem. Jacek Gmoch chciał pozamykać nas w przedziałach, a pan Kazimierz pozwolił nam w tajemnicy przed asystentem na pójście do wagonu restauracyjnego, gdzie wypiliśmy po jednym czy dwóch piwach,powiedzieliśmy sobie co nam leży na sercach, i wtedy tak naprawdę ruszyliśmy po to złoto.

Może polskiej kadrze też potrzeba takiego oczyszczenia?

Myślę, że sami wiedzą co robią.

W imieniu Czytelników Dziennika Zachodniego życzę panu wszystkiego dobrego w 2019 roku.

Wzajemnie. Życzę państwu również wszystkiego dobrego. Do Siego Roku!

A pojawienia się w polskiej piłce nowego Lubańskiego też pan sobie i nam życzy?

(śmiech). Nie musi być Lubańskim i nie musi być jeden... Chciałbym, żeby pojawiło się całe zdolne pokolenie, które dałoby nam dużo emocji i radości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!