Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszyscy ludzie Thümmlera. Czeski Żyd Jiří Wehle o funkcjonariuszach gestapo w Katowicach i ich zbrodniach

Tomasz Borówka
Tomasz Borówka
Mordercy, psychopaci, szalbierze i malwersanci - taki obraz katowickich gestapowców kreśli Jiří Wehle
Mordercy, psychopaci, szalbierze i malwersanci - taki obraz katowickich gestapowców kreśli Jiří Wehle reprodukcja Tomasz Borówka
Katowickie gestapo, czyli niemiecka Tajna Policja Państwowa, zapisało się w historii Katowic jak najgorzej. Jej siedzibę podczas II wojny światowej, a był nią gmach na ulicy Powstańców, pomiędzy Lompy a Rybnicką, otaczała groźna aura przemocy i zbrodni. W latach 1944-1945 w gmachu tym przebywał czeski Żyd Jiří Wehle, więzień KL Auschwitz. Z pracującymi tam funkcjonariuszami gestapo spotykał się na co dzień. Przeżył wojnę. A później opisał katowickich gestapowców i ich zbrodnie.

Najbardziej osławionym z katowickich gestapowców był SS-Obersturmbannführer Johannes Thümmler. Mimo iż ten ostatni zwierzchnik Staatspolizeileitstelle Kattowitz (podobnie jak jego poprzednicy) nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie, przeszedł do historii Katowic jako uosobienie zbrodniczej organizacji, którą tu kierował.

A przecież Thümmler nie działał sam. W gmachu przy Strasse der SA 49 (taką wówczas nazwę nosiła ulica Powstańców i taki był numer budynku, o którego niechlubnej przeszłości przypomina dziś tablica pamiątkowa na jego fasadzie) pracowało kilkuset funkcjonariuszy. Ludzie ci nie mieli jednak na ogół okazji zapisać się w powszechnej pamięci i po styczniu 1945 (kiedy to katowiccy gestapowcy w pośpiechu uciekli z Katowic), generalnie rzecz biorąc, zostali zapomniani. Jako że sporo z nich w toku czynności służbowych składało swe podpisy na rozmaitych dokumentach, dzięki trudowi historyków (z prof. Alfredem Koniecznym na czele) udało się ustalić nazwiska wielu z nich. Przeważnie były to jednak suche informacje o ich stopniach, sprawowanych stanowiskach, pełnionych funkcjach i sprawach, często zbrodniczych, z jakimi byli związani, którymi kierowali i o których wysyłali raporty przełożonym oraz urzędom czy instytucjom. Istnieje jednak pewne źródło, mówiące nam na temat czołowych funkcjonariuszy katowickiego gestapo o wiele, wiele więcej. Ukazujące nam ich już nie tylko jako anonimowe w gruncie rzeczy tryby zbrodniczej machiny, lecz ludzi z krwi i kości.

Lista Wehlego

To źródło było zapomniane przez długie lata. Liczy już sobie ponad pół wieku, pochodzi bowiem z 1966 roku. Wtedy to Jiří Wehle, czeski Żyd i były więzień niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych, w tej liczbie KL Auschwitz, przekazał Krakowskiej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich swoją relację dotyczącą gestapo w Katowicach. W styczniu lub marcu 1944 roku Wehle i dziesięciu innych więźniów obozu w Oświęcimiu zostało wysłanych do stolicy prowincji górnośląskiej, gdzie sformowano z nich tzw. Sonderkommando Kattowitz. Była to brygada robocza, wykorzystana początkowo przede wszystkim do budowy schronu przeciwlotniczego pod siedzibą gestapo, a następnie do innych prac na rzecz katowickich gestapowców. Większość czasu, jaki upłynął do ewakuacji w styczniu 1945, Wehle i jego towarzysze spędzili w gmachu przy Strasse der SA lub w jego pobliżu. Wehle okazał się bystrym obserwatorem. Uzyskał imponującą wręcz ilość informacji o gestapowcach na kierowniczych stanowiskach. Przeżył wojnę i spisał wiedzę, jaką zdobył. Podał nazwiska, stopnie i funkcje czołowych funkcjonariuszy gestapo w Katowicach. Poczynił szereg obserwacji na temat ich pracy, zachowań, charakteru i mentalności. Oraz opisał swoje i współtowarzyszy doświadczenia z niejednym spośród tych ludzi. Tak powstał jedyny w swoim rodzaju portret aparatu katowickiego gestapo. Wehle udostępnił swoje informacje Polakom. Jednak dziwnym trafem na jego relację, znajdującą się w archiwach krakowskiego IPN i Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, nie natrafił żaden badacz z Górnego Śląska. Aż do teraz.

Biuro poplamione krwią ofiar

W relacji Wehlego pojawia się wiele nazwisk. Tutaj przytoczmy jedynie garść wymownych przykładów. „Kierownikiem tzw. wydziału politycznego był SS-Obersturmbannführer Woltensdorfer. Jego wydział był główną częścią gestapo (...). Od niego i z jego wydziału pochodziły wnioski rozstrzelania, ewentualnie powieszenia setek i tysięcy osób zatrzymanych z najróżniejszych powodów, w jego wydziale byli przesłuchiwani tak bici i męczeni, że ich krzyki było słychać w całym budynku” – podaje Wehle. I choć przekręca nazwisko zbrodniarza, łatwo ustalić, iż chodzi tu o wspominanego w jednej z prac Koniecznego dyrektora kryminalnego SS-Sturmbannführera Woltersdorfa, byłego pracownika gestapo w Królewcu, a po przeniesieniu do Katowic zastępcy tutejszego szefa gestapo od października 1941 do października 1944.

W katowickim gestapo nie brakowało psychopatów, jak np. „SS-Oberscharführer Handt, który został tu przeniesiony z wydziału politycznego. Był to znany okrutnik, którego biuro zawsze było poplamione krwią jego ofiar – wspomina Wehle. – Sam słyszałem, jak chwalił się raz, że gdzieś na Ukrainie rozkazał zastrzelić 800 radzieckich jeńców wojennych za to, że nie chcieli pracować” (tego esesmana, który według niego w lutym 1945 roku miał zostać przeniesiony do Pragi, można utożsamić z SS-Oberscharführerem Wernerem Handtem ze Szczecina, który poniósł śmierć 13 maja 1945 i został pochowany w czeskim mieście Pisek). Kolejnym był SS-Hauptsturmführer Schönfeldt, „jeden z najbardziej okrutnych zbójów gestapo. W czasie wypraw przeciw tzw. partyzantom miał na swoim koncie wiele ludzkich żywotów. Często sam się tym chwalił”.

Wprost do komór gazowych

SS-Hauptsturmführer Dreier (u Wehlego Dreyer), zwierzchnik katowickiego wydziału IV B 4, odpowiadającego za eksterminację Żydów, jawi się jako kanalia wręcz wyjątkowa. „Wraz z innymi urzędnikami Peikertem, Lindnerem i in. przeprowadzał systematyczną ewakuację Żydów z Katowic, Sosnowca i innych miast górnośląskich do komór gazowych – pisze o nim Wehle. – Przy tej okazji wszyscy skrzętnie okradali swoje ofiary. Według informacji, które wówczas uzyskaliśmy, Dreyer za ½ kg złota i odpowiednią ilość wódki godził się opuścić z żądanego kontyngentu 5 000 Żydów, wysyłanych do Oświęcimia, nawet połowę; inna sprawa, że za parę dni wysłał tych Żydów mimo okupu do Oświęcimia”.

Nawet ci z gestapowców, którzy wykazali się ludzkim stosunkiem do więźniów Sonderkommando Kattowitz, jak Pommer czy Hesse, też mieli swoje na sumieniu. Pommer „jako kierownik wydziału administracyjnego miał dostęp do skonfiskowanych rzeczy i zrabowanego majątku; było o nim wiadomo, że z majątku zrabowanego u ofiar gestapo uzyskał znaczny majątek”. Z kolei wydział kierowany przez Hessego „wysyłał ludzi do obozów koncentracyjnych i zapominał o nich przez lata. (...) w obozach koncentracyjnych zmarło do końca 1944 roku 4 660 więźniów, których wysłał ten wydział. Do liczby tej nie zostały oczywiście włączone osoby, które przez wydział polityczny były posyłane wprost do bloku 11 obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu w celu natychmiastowej likwidacji oraz transporty żydowskie, które szły wprost do komór gazowych”.

Wehle dostarcza też informacji o gestapowcach ze Śląska, jak Schidlo („pochodzący z Königshütte, znany ze swojego okrucieństwa”) czy SS-Unterscharführer Muschallik.

Relacja Wehlego w zestawieniu z innymi materiałami, dotyczącymi obsady personalnej katowickiego gestapo, to źródło historyczne o trudnej do przecenienia wartości. Może być kluczem do dalszych historycznych odkryć.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera