Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Mikołowie: Zginęły 14-letnia Lena i 13-letnia Wiktoria. Ruszył proces sprawcy. Wyjaśnienia składał ze łzami w oczach

Redakcja
Patryk Drabek/Dziennik Zachodni
Chciałem przeprosić za to wszystko, co się wydarzyło. Proszę o wybaczenie. Też jestem rodzicem, a kilka miesięcy temu moja córka po prostu straciła ojca. Chcę dołożyć wszelkich starań, by wyjaśnić co tam się wydarzyło - mówił ze łzami w oczach, w czwartek przed sądem Arkadiusz O, który 20 listopada 2017 potrącił trzy osoby na DK44 w Mikołowie. Zginęły wówczas dwie dziewczynki - 14-letnia Lena i 13-letnia Wiktoria, a 20-letni mężczyzna został ranny. W Sądzie Rejonowym w Mikołowie ruszył proces dotyczący wypadku.

Arkadiusz O. z Tychów odpowiada za spowodowanie wypadku drogowego, w którym zginęły 14-letnia Lena i 13-letnia Wiktoria, a 20-letni Michał doznał obrażeń ciała. Akt oskarżenia odczytała prokurator Renata Zawadzka z Prokuratury Rejonowej w Mikołowie. - Oskarżony, jadąc DK44 stronę Tychów, nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Nie dostosował prędkości jazdy do panujących warunków. Nie zachował też szczególnej ostrożności, zbliżając się do oznakowanego przejścia dla pieszych - podkreślała prokurator.

Arkadiusz O. wyjaśniał w sądzie, że po wypadku zaczął korzystać z pomocy psychiatry, psychologa i kardiologa. Jego obrońca podkreślał, że oskarżony cierpi na zespół stresu pourazowego.

- Przyznaję się do tego, co się wydarzyło - mówił przed sądem Arkadiusz O.

Tuż po wypadku nie przyznawał się do zarzutów, nie odpowiadał na pytania i nie składał wyjaśnień. W sądzie wyjaśniał, że w trakcie jazdy nie rozmawiał przez telefon, który znalazła w aucie policja. Z urządzenia miała korzystać 6-letnia córka, która oglądała na nim bajki.

Arkadiusz O. nie pracuje, nie ma dochodów. Nie jest także zarejestrowany jako bezrobotny. Podczas przesłuchań tłumaczył, że był na utrzymaniu żony - policjantki. W sądzie płakał. Mówił, że chciał skontaktować się z rodzicami dziewczynek, które zginęły, ale zabronił mu tego mecenas, z którego usług korzystał na początku postępowania. W sądzie przedstawił swoją wersję wydarzeń.

- Tego dnia wracaliśmy z córką ze sklepu. Zaczęła się śnieżyca. Jak już byliśmy na DK44, to zatrzymaliśmy się na światłach, które szybko się przełączyły. Ruszyliśmy, ale nie mogłem już zjechać na prawy pas, ponieważ widziałem w lusterku, że jedzie samochód. Po kilku sekundach usłyszałem ogromny huk, a przednia szyba została wybita. Nie widziałem co się wydarzyło. Córka powiedziała: tato, to chyba piesek. Powiedziałem jej, że muszę wyjść i zobaczyć co się z nim stało - wyjaśniał przed sądem.

Arkadiusz O. mówił, że zauważył dziewczynkę leżącą za samochodem. Twierdzi, że podbiegł do niej i sprawdził jej puls. Miał ją także reanimować. Wrócił też do autu i powiedział córce, że nie może wychodzić, a on musi „pomóc pieskowi”. Dodał, że dowiedział się, że ktoś jeszcze został poszkodowany, ale „jest w dobrych rękach”.

Sędzia Anna Zarzycka pytała oskarżonego z jaką prędkością jechał. Odpowiedział, że nie więcej niż 60 kilometrów na godzinę. Wyjaśnieniom oskarżonego przysłuchiwali się m.in. rodzice Leny i Wiktorii. Nie kryli łez.

Arkadiuszowi O. grozi do 8 lat więzienia. Kolejna rozprawa 26 lipca.

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

Mazda Mirai Motors Challange 2018

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!