Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wzajemnie sobie potrzebni. Polska otrzymała dar, który zmienił jej obraz i przyszłość

red.
Rok 1922, Wojsko Polskie wkracza na Górny Śląsk.
Rok 1922, Wojsko Polskie wkracza na Górny Śląsk. Zbiory Biblioteki Śląskiej
Rozmowa z dr hab. Sławomirem Czechem, prof. Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, z Katedry Ekonomii Politycznej.

DZ. Gdyby mógł się pan urodzić w międzywojennej Polsce, to który region by pan wybrał, ze swoją ekonomiczną wiedzą, którą dzisiaj posiada?

Nie mam wątpliwości, że Górny Śląsk. Nie tylko dlatego, że stąd pochodzi moja rodzina, ale także i z tego powodu, że był tutaj bardzo wysoki standard życia i poziom konsumpcji, w porównaniu z resztą kraju. Dla osób, które po odzyskaniu niepodległości przyjechały na Śląsk z Krakowa, Warszawy czy Łodzi, to był prawdziwy Zachód. Bogate sklepy, rozświetlone ulice, dobrze ubrani ludzie. Górny Śląsk był wtedy najbardziej rozwiniętym regionem w kraju, miał silne mieszczaństwo, bogaty przemysł i ogromny potencjał.

DZ. Ale zamożne mieszczaństwo było głównie niemieckie i po przejęciu Górnego Śłąska przez Polskę tylko patrzyło, żeby wyjechać. Nie było łatwo go zastąpić.

Oczywiście, niemieckie mieszczaństwo nie mogło liczyć na karierę w Polsce, dotyczyło to zwłaszcza inteligencji, przedstawicieli wolnych zawodów, elit. Państwo polskie pilnowało własnych interesów, potrzebowało swoich ludzi na stanowiskach. W przemyśle jednak kadra bywała wciąż często niemiecka, bo polskiej jeszcze dość długo nam brakowało, nie mieliśmy przecież doświadczeń z tak ogromną i rozmaitą industrializacją. Wymiana ludności była płynna, przecież był to region pogranicza. Narodowości były przemieszane, ale rdzennie polska społeczność mieszkała głównie na wsi, niemiecka w miastach. Górny Śląsk nie był pod zaborem, w czasie rozbiorów Polski należał do Prus. Po I wojnie światowej elitę niemiecką zastępowała tutaj stopniowo inteligencja napływowa ze Śląska Cieszyńskiego, z głębi kraju i kształcąca się miejscowa. Dostosowywała się do standardów, jakie już istniały.

DZ. Górny Śląsk był wielkim, wywalczonym krwawo przez Ślązaków w trzech powstaniach darem dla Polski, który zmienił jej obraz i przyszłość. Ale w opracowaniach krajowych o dziejach II Rzeczypospolitej często się o nim zapomina. Ślązaków boli, że znaczenie ich regionu czy poświęcenia z perspektywy stolicy bywa pomijane w dyskusjach o historii międzywojennej. Wydaje się to całkiem niezrozumiałe.

Być może taka sytuacja wiąże się właśnie z tym, że inteligencja na Górnym Śląsku często była zamiejscowa, przyjeżdżała tutaj głównie z Krakowa, Warszawy, Poznania, Łodzi, Kresów. W środowisku polskiej śmietanki towarzyskiej, artystycznej czy naukowej rdzennych Ślązaków było niewielu, ich głos był mniej słyszalny, więc utarło się, że kwestie śląskie są przez elity pomijane. Inaczej nie mogę sobie tego wytłumaczyć. Górny Śląsk stanowił niesłychaną szansę dla rozwoju Polski, bardzo ją unowocześnił, przyciągnął do Zachodu. Przyczynił się do wzrostu majątku przemysłowego II Rzeczypospolitej z 97 mln do 275 mln złotych. Polsce po odzyskaniu niepodległości przypadły przecież 53 kopalnie węgla kamiennego, gdy Niemcom pozwolono zachować tylko 14; z Górnego Śląska pochodziło 75 proc. polskiej produkcji węgla, 87 proc. cynku, po 100 proc. koksu i ołowiu. Przyznano nam rzeczywiście ogromny majątek industrialny, składający się z 17 w pełni urządzonych zakładów hutniczych przetwórczych, 12 hut cynku, 22 wielkich pieców, 13 kopalń rud cynku i ołowiu, dziewięciu stalowni i walcowni, siedmiu kopalń rudy, dwóch hut ołowiu i srebra. Ale trzeba zaznaczyć, że polska państwowość też była Górnemu Śląskowi potrzebna. Przede wszystkim stanowiła dla jego produkcji coraz chłonniejszy rynek zbytu, dała mu także duże wsparcie w czasach kryzysu światowego w latach trzydziestych XX wieku, który ten region szczególnie boleśnie odczuwał.

DZ. Przyłączenie Górnego Śląska poprzedzone było ostrą batalią polityczną, rozwiązanie miało przeciwników także wśród aliantów. Ekonomista John Maynard Keynes, doradca ówczesnego brytyjskiego premiera Davida Lloyda George'a snuł czarne wizje tego, jak Polska zmarnuje to, co dostanie. Twierdził, że kopalnie śląskie są zasadnicze dla ekonomicznego życia Niemiec, więc ich strata może w przyszłości obudzić w Niemcach poczucie krzywdy i chęć rewanżu.

Keynes rzeczywiście był bardzo źle nastawiony do planów przekazania Polsce Górnego Śląska, jak również Zagłębia Saary Francji. Jego zdaniem Polska nie miała wystarczających możliwości gospodarczych, aby wykorzystać potencjał przemysłowy Śląska. Znaczna część mocy produkcyjnych pozostawałaby niewykorzystana, co stało w sprzeczności z postulatami ekonomii dążącej przecież do maksymalizacji efektywności produkcji. Keynes twierdził więc, że „Polska jest w stanie sprostać swym zapotrzebowaniom poprzez pełniejszą eksploatację jej własnych pól węglowych, stosując bardziej rozwinięte naukowe metody wydobycia". Pamiętajmy również, że Keynes był Brytyjczykiem, a dla Wielkiej Brytanii Niemcy stanowiły strategiczną przeciwwagę dla Francji. Nie należało więc zdaniem jej polityków dążyć do nadmiernego osłabienia Niemiec, nawet jeśli właśnie przegrali wojnę. Być może właśnie w tym kontekście należy też postrzegać słynne zdanie Lloyda George’a, że oddać Polakom śląski przemysł, to jak dać małpie zegarek.

DZ. Chęć rewanżu odezwała się w Republice Weimarskiej już w 1925 roku, gdy Niemcy zerwali związki gospodarcze z Górnym Śląskiem, postawili nam zaporowe cła na produkty przemysłowe. Polska, osłabiona wojną z bolszewikami, zajęta scalaniem trzech zaborów, musiała sobie poradzić i z tym problemem. Jak jej się to udało?

Zdała ten egzamin. W 1925 roku wygasła obowiązująca Niemcy klauzula najwyższego uprzywilejowania na towary górniczo-hutnicze, pochodzące głównie z województwa śląskiego. Dotąd nakazywała to Konwencja genewska o Górnym Śląsku, podpisana trzy lata wcześniej. Polacy liczyli na przedłużenie tych korzystnych dla nas umów, ale nic z tego, w gospodarce nastąpił więc szok. Dotąd przecież handel z Niemcami stanowił około połowę całego krajowego handlu zagranicznego, oni odbierali większość polskiego węgla. Tymczasem Niemcy podreperowane kredytami z Zachodu i Ameryki, chociaż dla porządku trzeba zaznaczyć, że Ameryka kredytowała także Polskę, zaczęli stawiać nam polityczne i ekonomiczne warunki. Domagali się korzyści dla mniejszości niemieckiej, ponownego włączenie do Niemiec Pomorza i Wolnego Miasta Gdańska. Dla Polski takie postulaty były nie do przyjęcia. Sytuacja w kraju stawała się bardzo trudna, o 20 proc. spadła produkcja przemysłowa, w rezultacie zamykano kopalnie, rosła inflacja i bezrobocie, a wartość złotego malała. Co Polska miała robić z coraz większymi hałdami węgla, których nie można było sprzedać? Nie posiadała przecież dotąd doświadczenia w takich kryzysach. A jednak znalazł się ratunek.

DZ. W listopadzie 1925 roku pod naporem krytyki ustąpił drugi rząd Władysława Grabskiego. Jakkolwiek go oceniać, rok wcześniej Grabski ustabilizował z sukcesem polską walutę. W swoich wspomnieniach były premier stwierdził: ,,Okresy kryzysów to lata próby. Ciężki nawet kryzys nie powinien być rozważany jako załamanie się, jeżeli organizm państwowy i społeczny chce żyć i ze swych praw nie rezygnuje."

Polska radziła sobie z kryzysami. Po odzyskaniu niepodległości jednym z najtrudniejszych zadań była unifikacja kraju, a dotyczyło to prawie każdej dziedziny życia. Pod trzema zaborami i na Górnym Śłąsku obowiązywały inne prawa, waluta, transport. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, jakie to były komplikacje. Niezbędny dla rozwoju gospodarki transport był bardzo utrudniony, na przykład Warszawa nie miała bezpośredniego pociągu do Krakowa, Poznania czy Lwowa. Linia kolejowa przez Polskę ze Śląska nad morze znajdowała się tylko w sferze marzeń. Na terenie scalonego kraju płacono kilkoma walutami, markami polskimi, niemieckimi i koronami austriackimi, ale w 1924 roku już mocnymi złotówkami. Warto zaznaczyć, że reforma Grabskiego opierała się tylko na zasobach krajowych; dokonaliśmy tego bez pomocy międzynarodowej, z obawy, że pomoc może skończyć się dla nas niechcianymi ustępstwami politycznymi.

DZ. Kolejne problemy przyszły szybko. Śląski dziennik "Katolik" w 1925 roku pisał: ,,Niemcy godzą się dopuścić import węgla polskiego w wysokości jednej piątej tego, co Polska dotąd w Niemczech sprzedawała." Ale sami mieliby o wiele większe zyski np. z maszyn, które mogliby wwozić z klauzulą najwyższego uprzywilejowania, na co Polska nie chciała się zgodzić.

W tym położeniu musieliśmy szukać zagranicznych sojuszników i znaleźliśmy ich głównie w Skandynawii, zwłaszcza w Szwecji. W 1926 roku eksport węgla do Szwecji stanowił już około 35 proc. całego polskiego sprzedanego za granicę węgla, a rok wcześniej było to tylko 3 proc. Zbiegiem okoliczności, bardzo pomógł nam strajk górników w Wielkiej Brytanii w maju 1926 roku. Wtedy decyzją właścicieli kopalń w odwecie za protesty, około milion górników nie mogło nawet zbliżać się do miejsca pracy. Przez wiele miesięcy Wielka Brytania musiała importować węgiel, a swojego nie mogła tak jak dotąd eksportować. Polska wskoczyła na miejsce Anglii i wypierała ją ze skandynawskiego rynku. Jeśli Wielka Brytania w 1925 roku wysyłała do Szwecji tyle węgla, że stanowił ponad 78 proc. importu Szwecji, to w 1928 roku ten import zmalał do 37,8 proc. W rezultacie Wielka Brytania nie dominowała już wtedy na skandynawskich rynkach, który otworzył się na nas. Polska w 1931 roku wysłała do Skandynawii 12 razy więcej węgla niż w 1925 roku. Poradziliśmy więc sobie z wojną celną z Niemcami, szukając z sukcesem nowych rynków zbytu. Dobrze się złożyło, że nie zostaliśmy z tym problemem sami. Pomogły nam również takie kraje jak Czechosłowacja, Włochy i Austria, które obniżyły nam taryfy kolejowe dla eksportu i tranzytu.

DZ. Mieliśmy argumenty, koszty pracy w Polsce były o wiele niższe niż na Zachodzie. Antoni Słonimski narzekał w 1930 roku, że angielscy bezrobotni dostają 30 szylingów tygodniowo, co u nas wynosiło 250 zł miesięcznie. Tyle zarabiał urzędnik w resorcie spraw zagranicznych, który musiał za te pieniądze ,,być ubrany jak lord angielski, mieć parasol i wywierać wpływ na politykę zagraniczną". Dobry górnik śląski zarabiał około 100 zł, ale sporo mu potrącano, hutnik 30 zł, za co mógł kupić 400 kg ziemniaków.

Polska byłą państwem na dorobku, biednym, bez kolonii jak stare państwa europejskie, chociaż nasza Liga Morska i Kolonialna wykazywała takie ambicje. Mieliśmy mnóstwo do nadrobienia. Byliśmy państwem głównie rolniczym, w 1921 roku ponad 74 proc. ludności mieszkało na wsi. A przecież w miastach żyło się mimo wszystko lepiej, a już najlepiej, według statystyk, w Polsce w województwie śląskim. Dotyczyło to tak zarobków, jak i warunków życia. Jeśli na Wileńszczyźnie i Polesiu zdarzały się miasta, gdzie budynków z cegły było poniżej 5 proc., to w województwach zachodnich murowanych domów w miastach było 80-100 proc. Ludność na Górnym Śłąsku musiała częściej nabywać bardziej skomplikowane umiejętności zawodowe i tym samym otrzymywała lepiej płatne miejsca pracy, chociaż do płac w zamożnych państwach europejskich było nam jeszcze daleko. Tylko w województwie śląskim ponad połowa czynnych zawodowo osób była zatrudniona w przemyśle. To Górny Śląsk dawał krajowi przykład i napęd, chociaż było to najmniejsze z województw, obejmowało 1,1 proc. powierzchni kraju, ale zapewniało 90 proc. produkcji przemysłowej Polski.

DZ. Dorobek gospodarczy międzywojnia bywa jednak kwestionowany, krytykowany, że hamowała ją szlachta, która w rozwoju mieszczaństwa i przemysłu widziała zagrożenie dla swoich przywilejów. Jeden z polskich współczesnych ekonomistów stwierdził, że II Rzeczypospolita była sukcesem patriotycznym, ale porażką gospodarczą.

Sukcesem patriotycznym bezdyskusyjnie była, ale gospodarczym również. Polska rozwijała się mimo kryzysów i problemów międzynarodowych, umiała zintegrować się po zaborach, opanowała hiperinflację. Wprowadziła reformy społeczne, na przykład ustawodawstwo socjalne dla pracowników, ubezpieczenia od chorób, wypadków i starości. Zbudowała Centralny Okręg Przemysłowy, który stworzył 100 tys. miejsc pracy w rolniczym regionie. Powstala kolejowa magistrala węglowa ze Górnego Śląską do Gdyni, zbudowano Zakłady Azotowe w Tarnowie-Mościcach, które stały się jedną z najnowocześniejszych fabryk w Europie. A przecież II RP trwała krótko, ledwie dwa dziesięciolecia. O porażce gospodarczej nie ma mowy.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera