Nikt nie wie, ile osób na początku 1945 roku przeszło prawie dziesięciokilometrową trasę, o której mówiono, że to trasa śmierci. Po przesłuchaniach w katowickim budynku Urzędu Bezpieczeństwa więźniów pędzono do obozu w Zgodzie. Akcję koordynowało NKWD. Równocześnie tysiące Ślązaków deportowano do pracy na terenie Związku Radzieckiego. Więźniów, którzy przeszli trasę z Katowic, pędzono najpierw do hali targowej w Świętochłowicach. - Mojego dziadka zabrali, gdy miałam 12 lat i osadzili w tej hali. Nazywał się Maksymilian Sladkowski - wspomina pani Irena, jedna z uczestniczek marszu. - Dopiero w urzędzie stanu cywilnego dowiedzieliśmy się, że dziadek nie żyje. Podobno w hali wybuchła epidemia. Nie wiadomo, co się z nim stało, ale do obozu w Zgodzie już nie dotarł - opowiada.
W hali targowej przez dwa dni więziono także matkę Pawła Nowoka z Rudy Śląskiej. - Mamę wzięli tam z moim dziewięcioletnim wówczas bratem. Chcieli się dowiedzieć, gdzie jest nasz ojciec, a on się ukrywał - mówi Paweł Nowok.
- Ta droga nazywana była marszem śmierci - mówi Bogdan Kozubik, jeden z mieszkańców Świętochłowic. - Niewiele osób wie, że komendant obozu Salomon Morel mieszkał w willi na Dworcowej, a przy kopalni Polska był obóz dla kobiet. One gotowały tam strawę dla więźniów Zgody - dodaje.
Marsz Pamięci od ubiegłego roku organizuje Ruch Autonomii Śląska. Pod bramą obozu zapalono znicze i złożono kwiaty. - W tym roku dołączyły do nas także inne organizacje i stowarzyszenia, w tym Związek Górnośląski i Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców w Polsce - podkreśla Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska. - Apelowaliśmy, by w miejscach, gdzie znajdowały się obozy albo punkty zborne, skąd wywożono ludzi w głąb Związku Radzieckiego, zapalić znicze - dodaje.
Znicze zapaliły się m.in. w Łambinowicach, Bytomiu, Mysłowicach, Toszku, Siemianowicach, gliwickiej Żernicy, skąd deportowano 300 osób do pracy w kopalniach. Wczoraj w Łaziskach Górnych złożono też kwiaty pod tablicą na Urzędzie Miejskim, pokazano też film o deportacjach.
- Z tego terenu wywieziono około 90 tys. ludzi, każdego można było zatrzymać i wywieźć do kopalni. Znikoma część powróciła. Powroty odbywały się nawet do 1950 roku - mówi dr Dariusz Węgrzyn z Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach. - Nie jest znana liczba osób, którym udało się wrócić. Wiadomo że polskie władze starały się o powrót około 25 - 30 tys. osób.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?