Reżyserka (i autorka adaptacji) stworzyła przedstawienie oryginalne w dwójnasób - wizyjne, atrakcyjne teatralnie i bardzo interesujące w interpretacji literackiego pierwowzoru. W idealnej symbiozie, każdy pomysł inscenizacyjny jest tu bowiem uzasadniony biegiem narracji bądź zachowaniem bohaterów.
Z bogactwa wątków powieści Michała Bułhakowa, Warsicka wybiera podstawowy - opozycję Zła i Dobra. Czyni to jednak w zaskakujący sposób, powierzając role Wolanda i Jeszui aktorkom. Co nie oznacza bynajmniej, że Zło jest kobietą, i Dobro jest kobietą… Oznacza raczej, że Zło i Dobro nie mają płci, nie przynależą do nikogo, są niezależnymi bytami; czymś, za czym zwykły Śmiertelnik po prostu pójdzie, albo nie.
W tej tezie, precyzyjnie w przedstawieniu udowodnionej, wspierają ją fantastyczne aktorki. Woland w interpretacji Marty Gzowskiej-Sawickiej nie jest urokliwym kusicielem, lecz mrocznym i cynicznym demiurgiem, plączącym losy bohaterów ku własnej chwale i na zagładę starego świata. Jednocześnie jest w nim (w niej!) coś magnetycznie przyciągającego… Z kolei Jeszua, grany przez Darię Polasik-Bułkę, którego (której!) twarz widzimy w ogromnym, odrealnionym portrecie, nie jest wyłącznie uosobieniem cierpienia i potrzeby poddania się przeznaczeniu.
Monologi Jeszui brzmią jak wskazanie sensu niełatwej drogi człowieka do słuchania samego siebie. A tym samym - do zyskania wolności wyboru. Bohaterowie, za Bułhakowem, zdają się jednak nie dostrzegać egzystencjalnych dylematów, choć one nad nimi ciążą, czy tego chcą czy nie. Bez oporu oddają się fali życia, zdumieni tylko zaskakującym biegiem wypadków.
Zobaczcie koniecznie
Realistyczna płaszczyzna spektaklu - za sprawą scenografii Marcina Chlandy - pozostaje w klimacie ciemnej, przygniatającej atmosfery; nawet kolory nie rozpraszają podskórnego smutku. Przebija się on w grze aktorów - a to bardzo wyrównany aktorsko spektakl - i w muzyce, granej na żywo, Karola Nepelskiego.
Jedyne zastrzeżenie mam tylko do konstrukcji niektórych scen, rozbijających rytmiczność narracji. Zakłóca ją długa uwertura przed sekwencją w Teatrzyku Verietes i popisy Behemota przed balem u Wolanda. Całego balu w spektaklu nie ma, co nieoczekiwanie wzmacnia wybrzmienie decyzji Małgorzaty o własnej drodze do niezależności. W interpretacji Jagody Krzywickiej Małgorzata nie jest zresztą ani wampem, ani uosobieniem romantycznego porywu, lecz zwyczajną, zakochaną kobietą. Jej wiara w miłość może nie ocali świata, ale pozwoli poczuć się człowiekiem wolnym. A to naprawdę dużo.
Nie przegapcie
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?