Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z notatnika recenzentki: Rzeczywistość na scenie? Tak!

Henryka Wach-Malicka
Na scenach Teatru Nowego w Zabrzu i Kopalni Sztuki wciąż zmieniają się tematy, konwencje i nastroje. Dwa przedstawienia dziennie to wyzwanie dla widzów XVII Festiwalu Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość przedstawiona”. I dla ekip technicznych, w niesamowitym tempie montujących dekoracje do kolejnych prezentacji. Widzowie zresztą też mają coraz większy... kłopot. Wybierają własną nagrodę, a konkurencja jest spora.

Bardzo ciepło przyjęto w Zabrzu sztukę Jarosława Murawskiego „Humanka”, w reżyserii Agaty Puszcz, z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. I słusznie, bo to przedstawienie, choć niepozbawione akcentów komediowych, stawia sporo niepokojących pytań o naszą kondycję w nadchodzącej rzeczywistości. Na pozór „Humanka” to zabawa w futurystyczną opowieść o tym, jak świat może wyglądać, gdy każdy będzie mógł kupić sobie androidalnego partnera kub partnerkę. Ale to tylko dramaturgiczny kostium. Spod niego przebija się egzystencjalny niepokój, autor stawia bowiem fundamentalne pytanie. Czy w czasach, gdy stworzymy już sztuczną inteligencję, stworzymy także sztuczną miłość? Czy my, ludzie, utracimy zdolność do odczuwania uczuć? A może to już tylko skomplikowane roboty będą umiały prawdziwie kochać i prawdziwie cierpieć? Tekst Murawskiego, szczęśliwie pozbawiony nachalnych tez i sentymentów, wspierają precyzyjną interpretacją zarówno reżyserka, jak i aktorzy, na czele z Orianą Soiką w roli tytułowej.

Otym, jak pojemna jest formuła festiwalu, świadczy fakt, że dosłownie pół godziny po „Humance” wylądowaliśmy w zupełnie innej rzeczywistości. Teatr im. J. Osterwy w Lublinie zaprezentował „Diabła i tabliczkę czekolady”, w reżyserii Kuby Kowalskiego i dramaturgii Julii Cholewińskiej. Metaforyczny tytuł spektaklu nie ma zresztą nic wspólnego z tym, co zobaczyliśmy na scenie. A pojawił się na niej korowód zwyczajnych-niezwyczajnych bohaterów reportaży Pawła Piotra Reszki; ludzi, jakby zahibernowanych w spojrzeniu na świat, niezdolnych do zmiany i zakorzenionych w rzeczywistości, z którą nie zawsze się zgadzają, ale w której tkwią siłą inercji. Reportaże dotyczą głównie Lubelszczyzny, ale tak naprawdę są opowieścią o wszystkich zakamarkach Polski prowincjonalnej. Czasem rozbrajająco przaśnej i budzącej współczucie, czasem po prostu groźnej.

Postacie z „Diabła...” mówią o swoich odczuciach wprost, bohaterowie „Ponownego zjednoczenia Korei”, spektaklu Sceny InVitro z Lublina - wręcz odwrotnie, ukrywają się pod maskami i banalnością słów. Ale jedni i drudzy są do siebie podobni. Łączy ich głód zrozumienia i niemożność przekazania drugiemu człowiekowi choćby fragmentu własnej intymności. Joel Pommerat zawiera w swoich etiudach tylko szkice sytuacji granicznych, które uruchamiają jednak w bohaterach potężną tęsknotę za miłością. Reżyser Łukasz Witt-Michałowski i jego aktorzy niczego widzom nie dopowiadają. Raczej potęgują wrażenie niepokoju, zostawiając przestrzeń dla osobistych refleksji odbiorcy. Jest tajemniczo, bardzo teatralnie, nastrojowo. I gorzko, po pozornie optymistycznym finale.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!