Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z siły muzyki, pasji, poświęcenia i determinacji rodzi się zwycięstwo!

Adam Pazera
mat. prasowe
W pierwszej scenie filmu „Sonata”, nastoletni Grześ, przebywający w ośrodku dla dzieci z zespołem Downa, w zabawie na grę słowną i prośbę wychowawczyni: „No, pokażcie palec”, on owszem pokazuje, ale ten środkowy, skierowany doń zewnętrzną częścią dłoni. Ot, gagatek, więc to chyba coś innego niż autyzm?!

To historia oparta na faktach: od wczesnego dzieciństwa uważano Grzesia za dziecko z wieloma wadami wrodzonymi i zaszufladkowano jako dziecko autystyczne. Dopiero, gdy miał 14 lat odkryto, że nie jest to niedorozwój, jak diagnozowali lekarze, ale niedosłuch zmysłowo-nerwowy. I to odkrycie umożliwiło Grzegorzowi rozwój pasji, jaką była dla niego muzyka. Historię Grzegorza Płonki zekranizował, pochodzący ze Śląska, debiutujący w fabule Bartosz Blaschke. A że najlepszym miernikiem oceny jakości filmu jest widownia, to już na wstępie należy powiedzieć, że „Sonata” na ubiegłorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni zdobyła Nagrodę Publiczności, a ponadto odtwórca głównej roli – Michał Sikorski – otrzymał Nagrodę za Najlepszy Debiut!

Pewien stopień upośledzenia

Małżeństwo Małgorzata i Łukasz mieszka gdzieś na Podhalu w góralskim domu z dwoma synami – Michałem i Grzegorzem. Rodzice od lat wędrują z Grzesiem od lekarza do lekarza, od przychodni do przychodni i słyszą jedynie bezduszne: „nic się nie da zrobić”. Zebrali już całą dokumentację chorobową, która wskazuje na pewien stopień upośledzenia u chłopca. Ale zdeterminowany ojciec wie, że „coś jest nie tak”, kolejnej osobie wspomagającej, która ma prowadzić z Grzesiem indywidualne zajęcia powtarza: „Oni (lekarze) tam gdzieś robią błąd”. Nie wie gdzie, jest tylko zegarmistrzem, ale zna syna, czuje, że problem leży gdzie indziej, a niemoc dostrzega w zbiurokratyzowanym systemie opieki zdrowotnej oraz niechęci dyrektorów placówek opiekuńczych do próby właściwego zdiagnozowania jednostki chorobowej. Mało tego, stwierdza wręcz: „lekarze nas oszukali, za Grzesiem idą pieniądze, ale nie dla nas, dla nich!”

Nie przeocz

Poczucie dźwięku na niskich rejestrach

Kiedy w domu Płonków stroiciel fortepianu pochyla się nad instrumentem, poruszając kolejne struny, Grześ pilnie wsłuchuje się w kolejne dźwięki. Wieczorem otwiera wieko, nie da się odciągnąć od instrumentu, gra i gra, początkowo jedną ręką, wydobywając jeden rytm i jednocześnie… nie pozwalając na spokojny sen rodzicom. W jego wielkiej chęci gry i nieustępliwości, rodzice widzą jakby „odrodzenie” syna, opiekunka Krystyna też dostrzega potencjał w Grzesiu, chce go przebadać we śnie, bez udziału świadomości. Małgorzata z Łukaszem odwiedzają kolejnego specjalistę, ale ten pozbawia ich złudzeń: „syn ma poczucie dźwięku na niskich rejestrach, ale gra na fortepianie nie wystarczy do rozwoju mowy, w jego pojęciu nie zaistniało ‘słowo’, on ma swoje życie wewnętrzne”. Ale, przy wielkiej determinacji rodziców, założony mu wreszcie aparat słuchowy powoduje, że Grześ zaczyna słyszeć dźwięki: dzwoniący telefon w gabinecie, swoje kroki, jadący wózek z lekarstwami. Wreszcie! A więc to nie autyzm, ale przeszkadzający w komunikowaniu się niedosłuch. Więc leczony w niewłaściwy sposób Grześ, uczestniczący w zajęciach z dziećmi autystycznymi nie mógł rozwijać się intelektualnie, nie był w stanie artykułować słów, nawiązywać właściwych kontaktów czy wyrażać swoje emocje. Choć wspomniany przeze mnie na wstępie „gest z palcem” był chyba jednak wyrazem swego rodzaju buntu, protestu przeciwko zaszufladkowaniu go w niewłaściwym miejscu. I jak się okazało, to zainteresowanie fortepianem nie było chwilowym kaprysem, ale rodzi się w Grzesiu miłość do muzyki, a jako samouk ma wyjątkowy talent muzyczny! A dzięki wszczepieniu mu implantu (mimo dużego ryzyka, że operacja się nie uda i nie będzie zupełnie słyszał), spełni się marzenie Grzegorza i zagra…

Koncert gry aktorskiej

W „Sonacie” koncert gry (nomen omen, ale aktorskiej) daje debiutant Michał Sikorski. Jest wiarygodny zarówno jako naiwny, bezradny dzieciak próbujący dowiedzieć się od matki szczegółów anatomicznych człowieka (kapitalna scena!), jak i rozkapryszony, uparty „bachor”, za nic mający wyczerpanie rodziców (przy chwilowym załamaniu matki: „zawsze jest tak jak on chce!”), ale za wszelką cenę dążący do nadrobienia straconego czasu. Ale jest też drażniący, kiedy to jednostronnie zakochany w fotografce Justynie chciałby przyporządkować ją sobie. Jest „Sonata” filmem o sile więzów rodzinnych, o wielkim poświęceniu rodziców, o ich niezwykłej determinacji i nieustępliwości (mimo chwilowych zwątpień), aby Grześ wrócił do – w miarę – normalnego życia. I tu również chapeau bas wobec grających rodziców Grzegorza –Małgorzaty Foremniak (dość zmienionej w charakteryzacji) i Łukasza Simlata.

Historia opowiedziana w „Sonacie” przypomina mi w dużej mierze film „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy, gdzie główny bohater (w tej roli: Dawid Ogrodnik) z porażeniem mózgowym, otoczony troską i miłością rodziców, też jest „spisany na straty”.
A tytuł filmu Bartosza Blaschke? Sonata (księżycowa), wybitny utwór Ludwiga van Beethovena jest muzycznym leitmotivem filmu, i jak mówi Justynie zakochany w niej Grzegorz: „To piękny utwór, gdzie księżyc odbija się w jeziorze”.
A tytułową sonatę na zakończenie filmu słyszymy w wykonaniu samego niesłyszącego Grzegorza Płonki.

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera