O sprawie zrobiło się głośno pod koniec marca 2017 roku, gdy ze stawu Zacisze (dawniej Magiera) w Świętochłowicach wędkarz wyłowił martwego psa. Miał skrępowane łapy i pysk. Wkrótce policja ustaliła, że właścicielką zwierzęcia była 33-letnia świętochłowiczanka.
Ewa G. to matka dwójki dzieci, jest bezrobotna. Utrzymuje się z zasiłku rodzinnego i świadczenia 500 plus. Kobieta przyznała się do winy. Odmówiła składania wyjaśnień. Z wcześniejszych przesłuchań wynika jednak, że Ewa G. adoptowała suczkę Gaję ze schroniska. Był to szczeniak i miał to być prezent dla dzieci. - Pies był zdrowy i na początku nie było z nim żadnych problemów. Na początku 2017 roku Gaja zaczęła jednak robić się agresywna. Potrafiła doskakiwać do mnie i do dzieci - wyjaśniała oskarżona.
Twierdziła, że kontaktowała się ze schroniskiem i chciała oddać psa. Skasowała jednak wiadomości, które wysyłała. Dlaczego nie poszła do weterynarza, by uśpić psa? Mówiła, że „to koszty”, a ona nie miała pieniędzy. Ze względów finansowych nie miała też jedzenia dla czworonoga. Podczas śledztwa pojawił się wątek udziału w zabiciu psa konkubenta Ewy G. - Pawła Z. Para poznała się na Mazurach, a mężczyzna jest ojcem dzieci Ewy G. Przebywa obecnie w Wielkiej Brytanii. Para nie mieszka razem, a mężczyzna okazjonalnie przyjeżdża do Polski. Tak było w święta Bożego Narodzenia w 2017 roku. - Wspólnie wpadliśmy na pomysł, by zabić Gaję. Zabraliśmy z domu taśmę klejącą. Poszliśmy nad Magierę (obecna nazwa stawu to Zacisze). Plan był taki, by skrępować psa i wrzucić go do wody - wyjaśniała wcześniej mieszkanka Świętochłowic. Ze szczegółami opisywała w jaki sposób zamordowano zwierzę.
Paweł Z. miał mocno przytrzymać psa kolanem, a Ewa G. związała suczce przednie łapy taśmą, a potem odeszła. - Resztę krępowania psa musiał zrobić Paweł (pies miał też pysk obwiązany smyczą - dop. red.). Słyszałam tylko, że pies skomle i piszczy. Później usłyszałam plusk. Po chwili wrócił do mnie i powiedział, że „już jest po”. Dzieciom i sąsiadom powiedzieliśmy, że Gaja uciekła. Jedynie mama i siostra znały prawdę - mówiła Ewa G. Już w sądzie oskarżona powiedziała, że żałuje tego, co zrobiła. Nie kryła łez.
Czytaj więcej: Brutalne zabicie psa w Świętochłowicach. Zwierzę wyrzucono do stawu, miało łapy skrępowane taśmą. Ewa G. stanęła przed sądem ZDJĘCIA
Oskarżycielem posiłkowym była Fundacja na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mondo Cane reprezentowana przez mecenasa Mateusza Łątkowskiego. W mowie końcowej adwokat podkreślał, że chce kary 2 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności dla Ewy G. Mecenas zwracał uwagę na brutalność, zaplanowane działanie, wyrachowanie oraz brak poczucia empatii. Obrońca Ewy G. podkreślała natomiast, że nie było to znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem i prosiła o łagodny wymiar kary.
Dzisiaj (30 kwietnia) sąd wymierzył Ewie G. karę sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Ponadto kobieta ma 5-letni zakaz posiadania zwierząt oraz musi wpłacić 1000 zł nawiązki na rzecz chorzowskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce i pokryć wydatki fundacji Mondo Cane poniesione w związku z występowaniem w roli oskarżyciela posiłkowego.
Sąd uznał za niewiarygodne wyjaśnienia oskarżonej dotyczące tego, że pies był niedożywiony ze względu na trudną sytuację materialną Ewy G., a został zabity, ponieważ był agresywny. Kobieta wyjeżdżała do swojego partnera poza granice kraju, a sąsiedzi nie dostrzegli tego, by była w trudnej sytuacji i nie mogła kupić psu najtańszej karmy. Zwierzę, ich zdaniem, nie było agresywne.
Kobieta tłumaczyła również, że chciała oddać psa do schroniska, ale dowiedziała się tam, że nie może tego zrobić. Nie potrafiła jednak tego udowodnić w sądzie.
Według sądu, oskarżona wstydziła się przyznać, że pies po prostu jej się znudził. Przez rok znęcała się nad czworonogiem, nie karmiąc go odpowiednio. Zdaniem sądu, już wtedy postanowiła pozbyć się psa. Trwało to przez rok, a utratę masy ciała psa oszacowano na 20 - 30 proc. Przed świętami kobieta, wspólnie z partnerem, zabiła psa, ale według sądu nie doszło do zabicia ze szczególnym okrucieństwem. Po pierwsze: nie doszło do skrajnego niedożywienia psa. Po drugie: samo zabicie psa, zdaniem sądu, nie wiązało się z tym, że sprawca dążył nie tylko do pozbawienia życia, ale także do tego, by zwierzę cierpiało.
- Ewa G. nie dysponowała narzędziami, które pozwalałby na zabicie psa w sposób jak najbardziej humanitarny, a więc zastrzelenie z broni palnej czy też podanie środka usypiającego. Utopienie zwierzęcia jest, w ocenie sądu, zwykłą formą zabicia. Skrępowanie psu łap, co zdecydowanie źle wyglądało na zdjęciach, było zwykłym zachowaniem. Niezbędnym do zabicia zwierzęcia w ten sposób, ponieważ jak wszyscy wiemy psy potrafią pływać - argumentował sędzia Wojciech Kruciński.
Dodawał, że sam od kilku lat ma psa, ale na tę sprawę należy patrzeć przez pryzmat przepisów, a nie emocji. Ewy G. nie było w sądzie. Wyrok nie jest prawomocny.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Ambasador USA: Wizy zniesiemy najpóźniej w 2020
Kto zarobił na OFE?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?