Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapiski w słoikach - od PRL-u do wolności

Monika Krężel
Włodzimierz Kapczyński opisał w swoim dzienniku lata PRL-u i walki z reżimem. Na ścianie jego zdjęcie tuż po wyjściu z obozu internowania
Włodzimierz Kapczyński opisał w swoim dzienniku lata PRL-u i walki z reżimem. Na ścianie jego zdjęcie tuż po wyjściu z obozu internowania Marzena Bugała-Azarko
Od wprowadzenia stanu wojennego aż po 1989 rok, Włodzimierz Kapczyński z Chorzowa notował, co wydarzyło się w Polsce i w regionie. Pisał, co upolował w sklepie i skąd wykombinował papier na nielegalne druki. O tym, jak wyglądały szary PRL i mozolna droga do wolności pisze Monika Krężel

Jak najlepiej zacząć opowieść o Włodzimierzu Kapczyńskim? Jeśli nie od internowania w stanie wojennym, ani nie od wcześniejszych przeżyć, a był jeszcze uczniem gimnazjum, gdy wsadzono go do stalinowskiego więzienia?

Może tak:
14 grudnia 1981 r. (areszt w komendzie wojewódzkiej milicji w Katowicach):
Około szóstej strażnik zapala światło i ogłasza apel poranny. Znowu sprawdzają stan celi. O ósmej śniadanie: kawałek chleba z margaryną. Już trochę oswojeni ze sobą opowiadamy, kim i skąd jesteśmy oraz wyjaśniamy okoliczności naszego zatrzymania. 16 grudnia około 12-ej strażnik otwiera drzwi celi i wywołuje moje nazwisko. Wyszedłem, a w korytarzu czeka na mnie esbek, który każe mi iść przed nim. Prowadzi mnie z aresztu do bloku Komendy Wojewódzkiej MO. Przed budynkiem widziałem rozpalone ognisko i dwóch cywili, którzy do tego ogniska wrzucali jakieś dokumenty. Obok leżał ich stos.
22.12.1981 r. (areszt w KWMO w Katowicach):Od Kazika dowiedzieliśmy się o strajku w KWK "Wujek", o atakach na strajkujących przez ZOMO, MO i Wojsko Polskie. Mówił o helikopterach rzucających ładunki gazowe, o zomowcach uzbrojonych w broń z ostrą amunicją, strzelających do górników, o zabitych i rannych. Niektórych rannych zomowcy wyciągali z karetek pogotowia. Byliśmy wstrząśnięci tymi wiadomościami. Jeszcze raz przekonaliśmy się, że ta czerwona banda jest zdolna do najcięższych zbrodni.

5 października 1982 r. (sanatorium w Wieńcu-Zdroju obok Włocławka):
We Włocławku szukamy proszku do pieczenia. Nigdzie nie ma. Za to ja kupiłem dwie żyletki. Jedziemy do miasta. W "Hawanie" Ewa kupuje irysy i soplicę. W Peweksie, dobrze zaopatrzonym we wszystkie towary, jest spirytus - 3,3 dolara za pół litra. W Herbapolu nie ma świetlika, brak również kopru.

7 marca 1984 r. (w domu, w Chorzowie):
Wieczorem dzwoni Jerzy Buzek - podaje, że Lucjan zachorował na żółtaczkę zakaźną. Znaczy się, że punkt odbioru prasy (nasz) w Krakowie na Rydla - wpadł. Muszę ostrzec Andrzeja Machowskiego, który miał tam jechać w piątek.

Skrytka w sienniku

W ten sposób Włodzimierz Kapczyński opisał prawie trzy tysiące dni - od grudnia 1981 roku do połowy 1989 roku. Na setkach kartek, drobnym pismem notował wszystko linijka po linijce. Językiem zwięzłym, jak zawodowy dziennikarz. Nie ma tam przymiotników, ozdobników, zdania są krótkie. - Bo ja zawsze byłem zwolennikiem metody: Mniej słów, więcej treści - śmieje się 84-letni pan Włodzimierz.

18.01.1982 r. (areszt w KWMO)Odwiedza nas w celach biskup ordynariusz Herbert Bednorz. Krótka rozmowa, błogosławieństwo i wręcza każdemu obrazek. Ja dostałem obrazek z Matką Bożą Częstochowską z pieczęcią biskupa.

Pisał najpierw dla siebie, żeby nie umknęły mu z pamięci żadne szczegóły. - Ale miałem takie przekonanie, że kiedyś się przydadzą te moje notatki - mówi dzisiaj. - Chowałem je do słoików, a potem ukrywałem po różnych zakamarkach. W piwnicy, w letnim domku na wsi, w parku niedaleko domu. Część zapisków mi zaginęła, na przykład podczas internowania w Uhercach. Trzymałem je w sienniku. Gdy rodzina przyjeżdżała mnie odwiedzić, to przekazywałem jej notatki, żeby umieściła je w bezpiecznym miejscu - mówi pan Włodzimierz. - Po latach odkryłem, że niektóre były zalane, na kartkach odbiła się rdza.

W latach 80. mieszkał z rodziną w Chorzowie, pracował na budowie Huty Katowice, w przedsiębiorstwie Budostal - 4. Z wykształcenia był technikiem elektrykiem, w Budostalu miał specjalność - energetyka, zajmował się też przygotowaniem produkcji.

Pierwszy wpis w dziennikach nosi datę 14 grudnia 1981 roku. Dzień wcześniej SB zatrzymała go wraz z kolegami w budynku regionu "Solidarności" przy ul. Stalmacha w Katowicach. - Zaatakowali nas o godzinie 23 z minutami, w piwnicy drukowaliśmy materiały "Solidarności". Szybko przewieziono nas do Wojewódzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej w Katowicach, a potem do więzienia w Jastrzębiu-Szerokiej. Stamtąd wywieziono nas do ośrodka odosobnienia w Uhercach - opowiada.

To właśnie w Uhercach, trzy miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego, postanowił, że będzie robił zapiski każdego dnia. - Jak się zaczęła "Solidarność", to pomyślałem, że warto udokumentować pewne rzeczy. Pamięć jest ulotna, a tak mam wszystko czarno na białym - uważa.

Zapiski kończą się w 1989 roku. - Po wyborach jeszcze robiłem drobne notatki, wyszedłem z ukrycia - wspomina pan Włodzimierz. - Najbardziej ucieszyła się żona Ewa z tego, że już skończyła się ta szarpanina, ta obawa, że nie wrócę do domu. Odetchnęła, że mamy to już za sobą.

Pół kilo baleronu na osobę

Dzienników nie czytała żona pana Włodzimierza ani dzieci - córka Dorota i syn Radek, choć sporo miejsca w nim zajmuje opis rodzinnych historii. Fascynujący jest obraz życia rodziny w PRL-u.

6.02.1982 r. (więzienie w Jastrzębiu-Szerokiej):Internowani "mieszkają" w trzech blokach. W pozostałych siedzą tzw. zecy, czyli więźniowie - "pensjonariusze zakładu karnego". Zecy pracują w kopalni. Część zeków obsługuje kuchnię, sprząta plac, no i roznoszą posiłki dla internowanych. Na świetlicy można znaleźć "Trybunę Ludu", "Trybunę Robotniczą" i "Dziennik Zachodni".

"Pochmurnie, pada deszcz, zimno. Ewa obudziła mnie o godzinie czwartej do kolejki po mięso! Wyszedłem o 4.30. Ubrałem się w sweter, marynarkę, kurtkę. Byłem trzeci w kolejce (przede mną dwóch starszych mężczyzn). Chronimy się przed deszczem i wiatrem pod balkonem. Ludzi przybywa. O szóstej przywieźli mięso w pojemnikach i rozładowali pod sklepem. O 6.30 drugi wóz przywiózł wędliny. W międzyczasie przyszła obsługa. Przenoszą, piszą i tną na kawałki. O 6.40 przyszła Ewa i stanęła za mną. O siódmej wpuszczają zmoczonych i zmarzniętych ludzi do sklepu i rozpoczynają sprzedaż. Po pół kilograma baleronu, pieczeni wołowej, no i kiełbasy. O 7.30 po zakupach" - zapisał 16 października 1982 roku.

23.03.1982 r. (przejazd do ośrodka w Uhercach):Dziesięć "suk" eskortuje ZOMO. Jedziemy na Katowice. Za Olkuszem postój, bo coś tam nawaliło. Piszemy kartki z zawiado-mieniami. Otwieramy drzwi i kartki na dach. Szybko zamykają drzwi. Kartki fruwają. Ochrona zbiera i z awanturą do nas: "Pasztet z nich zrobimy". Kierowca coraz to przyspieszał i nagle hamował.

Podczas pobytu w sanatorium w 1982 roku Włodzimierz Kapczyński zanotował: "Po kolacji idziemy dzwonić do Doroty (córki). Czekamy dość długo, bo ludzi sporo, a do Katowic dzwoni się przez Warszawę i dopiero numer kierunkowy. Wreszcie około dwudziestej jest połączenie".

5 stycznia 1984 roku pisał: "Córka opowiada o biurokracji w Urzędzie Miasta Będzina w trakcie załatwiania zaświadczeń na uzyskanie pożyczki dla młodych małżeństw. Zażądano od niej zaświadczenia, że mieszka w lokalu teścia. Teść ma przyjść z nią do urzędu i tam złożyć oświadczenie w obecności urzędników. Bzdury".

5.04.1982 r. (Uherce):Przyjechała komisja złożona z księży. Przywieźli dary. Nie wpuszczono ich na zakład. Skandujemy: "Wpuścić księży". Śpiewamy. Nie wpuszczono. Chodzi kapitan po celach i namawia na rozmowy z komendantem wojewódzkim MO z Przemyśla i Katowic. Wieczorem dzielimy dary, po jednej żyletce. Wylosowałem podkoszulek, płyn do mycia naczyń, 2 pasty. Ja dostałem mydło toaletowe.

Z kolei 29 lutego 1984 roku pisał: "Ewa odebrała zawiadomienie o odbiorze przez Radka pralki. Dopłata 26,5 tys. zł! Złodziejstwo i bandytyzm! W 1981 r. wzięli całą kwotę za pralkę, którą dostarczają w 1984 r. i każą sobie płacić aktualną cenę".

Gdy Włodzimierz Kapczyński był internowany notował nawet ceny produktów, które można było kupić w więziennej kantynie. Podawał, ile kosztował smalec, miód, żyletki, brulion czy wkład do długopisu Zenit... - Podczas internowania mieliśmy tzw. wypiskę. Pieniędzy nie dostawaliśmy, ale mogliśmy kupić potrzebne nam rzeczy. Ich ceny odliczano od zaksięgowanej dla nas kwoty. Ja na pamiątkę zapisywałem ceny wszystkich produktów - wyjaśnia.

Hańba sługusom sowieckim

Włodzimierz Kapczyński - związany z "Solidarnością" od jej założenia - był mocno zaangażowany w podziemną działalność. Organizował m.in. druk i kolportaż wydawnictw drugiego obiegu. Codziennie przemierzał dziesiątki kilometrów. Kursował między Dąbrową Górniczą, Sosnowcem, Katowicami a Dąbrową Górniczą. Nie było dnia, żeby nie wyszedł albo wyjechał z domu, zdarzało się, że z zebrań wracał nad ranem. - Żona się wściekała, groziła rozwodem, bała się, że mnie zatrzymają. Ale częściej przymykała na to wszystko oko - mówi po latach.

16.04.1982 r. (Uherce):Cztery miesiące temu zabito górników na "Wujku". Na ogrodzeniu siatki zawieszono transparent z krzyżem i napisem "Solidarność". Ułożono krzyż z zapalonych zniczy. Potem modlitwa za poległych i śpiewy. W czasie śpiewów byliśmy fotografowani, najpierw zza siatki, a potem z "kogutka". W trakcie fotografowania doszło do incydentu. B.K. i kilku innych ludzi wypinało tyłki do fotografa.

Wystarczy spojrzeć na przykładowy zapisek z tamtych czasów: "Jadę na ul. Gottwalda. Są już w komplecie - Marianna Mirowska, właścicielka mieszkania, jest Jurek Łoik, Jerzy Buzek i Marian Maciejczyk. Ja, Marianna i Jerzy mamy stworzyć II rejon na wschód od Rudy, Zabrza i Tarnowskich Gór. Mamy utworzyć 3 zespoły drukarskie po dwóch ludzi, zaopatrzenie plus kolportaż. Znaleźć mieszkania, w których można drukować i punkt kolportażowy. Drukowanie będzie co dwa tygodnie po ok. 500-2000 egz. Najpierw drukuje Jerzy, potem Marian, a ja na początku kwietnia. Na pierwszy seans mam mieć własną farbę, papier oraz ramkę. Matryce dostarczy Jurek I.

Na następne spotkanie mamy mieć załatwione sprawy mieszkań i ludzi. W środę wieczorem Jurek II dostarczy do Marii transport RIS. W czwartek odbieram swoją porcję dla Świętochłowic, Dąbrowy, Huty Katowice i Chorzowa. Wymieniamy adresy, telefony i ustalamy, kto z kim się kontaktuje. Mam nawiązać kontakt z Hutą Katowice i doprowadzić do spotkania z Jurkiem. Rozmawiamy przy herbacie i bardzo smacznym grzańcu. Otrzymuję porcję prasy na trzy partie. Od Marianny dostaję "Małego Konspiratora". Jerzy na czwartek ma dostarczyć rysunki ramek. Ja mam zrobić ksero i odbitki dać Jurkowi II oraz zrobić parę ramek" - czytamy notatkę z 4 marca 1983 r.

Z kolei pod datą 12 października 1982 roku zanotował: "Po mszy odprowadziłem Ewę przed blok sanatoryjny. Wziąłem wcześniej przygotowany węgiel i do roboty. Ludzie łażą po ulicach i przeszkadzają. Maluję tylko trzy napisy »Hańba sługusom sowieckim«".

24.04.1982 r. (Uherce):Dużo ludzi ma widzenia. Około 12-ej plotka, że wielu internowanych nie otrzymało widzenia. Część ludzi wali w miski i skanduje: "Udzielić widzenia!".

Gdy był internowany w Uhercach bardzo skrupulatnie zapisuje, kto został zwolniony, kogo przywieźli w nowym transporcie, jak zatrzymani obchodzą 11 listopada, 13 grudnia albo miesięcznicę pacyfikowania górników na kopalni Wujek.

15.05.1982 r. (Uherce):Leonard Neuger wyprowadzony z pawilonu na swój ślub. Jego dziewczyna przyjechała samochodem w białym welonie. Pojechali "nyską" więzienną do USC. Internowani śpiewali im "Sto lat" i "Szczęść Boże wam". Młodzi zostali przywiezieni wraz z gośćmi do ośrodka.

Z obozowych zapisków świetnie widać, co znaczyła solidarność i ciągle powtarzana przez polityków - już w nowej Polsce - formuła, że kiedyś byliśmy solidarni. - Stanowiliśmy jedność, byliśmy solidarni, bo mieliśmy jednego wroga - tłumaczy Włodzimierz Kapczyński. - I dopiero, jak przyszedł Okrągły Stół, zaczęły się podziały.

Ubecy musieli nadawać

Włodzimierz Kapczyński chodził do gimnazjum Staszica w Sosnowcu. Był uczniem, gdy złapało go UB podczas rozlepiania ulotek potępiających stalinizm. - Dziś nie pamiętam, co to były za hasła. To był kwiecień 1948 roku, szybko odbył się proces - wspomina.

Sąd wojskowy w Katowicach skazał go na siedem lat więzienia. Siedział w więzieniu w Sosnowcu Radosze, w więzieniu przy ul. Mikołowskiej w Katowicach, Wronkach, Potulicach i Raciborzu. Stamtąd trafił do obozu pracy w Jelczu koło Wrocławia, skąd go zwolniono na mocy amnestii w 1953 roku. - W Jelczu, w poniemieckich zakładach obrabowanych przez Ruskich powstał zakład naprawy samochodów. Było tam mnóstwo amerykańskich samochodów z demobilu. Ja pracowałem tam jako elektryk i po zwolnieniu zapisałem się do technikum energetycznego w Sosnowcu - mówi.

Włodzimierz Kapczyński nigdy nie zerwał z antykomunistycznym podziemiem. Nawet w Jelczu należał do podziemnej organizacji.

W latach 80. zrobił jeszcze coś. Postanowił zbierać pojedyncze egzemplarze wszystkich podziemnych wydawnictw. Wywoził je do letniego domku na wieś. Tam układał je w beczce, która stała w skromnej szopie. Tym sposobem zachowała się większość numerów podziemnych gazet, druków i ulotek. Dzisiaj ma je Stowarzyszenie "Pokolenie" z Katowic.

30.08.1982 r. (Huta Katowice):O 15.20 przed Hutę Katowice zajeżdżają zomowcy całą kolumną, kilkadziesiąt samochodów, jeden skot, jedno działko wodne, wyrzutnie rakiet (gaz łzawiący). Część zatrzymała się na drodze i wysiadła z wozów. Mieli z sobą kuchnię polową. Ludzie patrzą na nich z odrazą i wstrętem.

Kilka lat temu pan Włodzimierz spisał swoje wspomnienia z obozu pracy w Jelczu. Teraz przymierza się, żeby odtworzyć to, co działo się w Budostalu - 4. - A moje zapiski z lat 80. chciałbym przekazać Instytutowi Pamięci Narodowej. Tam miałyby chyba dobre miejsce - mówi.

Dziesięć lat temu poszedł do IPN-u, żeby obejrzeć swoją teczkę. - Liczyła 600 stron, tyle musieli ubecy na mnie nadawać - kończy.

Organizował podziemną poligrafię

Dziennik Włodzimierza Kapczyńskiego zajął drugie miejsce w konkursie na wspomnienia z lat 80. organizowanym przez IPN. Pamiętniki do konkursu zgłosiło Stowarzyszenie "Pokolenie". - Druga nagroda wiąże się z wydaniem pamiętników w druku - mówi Sebastian Reńca ze Stowarzyszenia "Pokolenie", który skanuje i przepisuje pamiętniki pana Włodzimierza.

Włodzimierz Kapczyński pochodzi z Sosnowca, urodził się w 1929 r. Już w 1947 roku zorganizował grupę Związku Walki z Komunizmem. W 1948 r. za działalność antykomunistyczną został aresztowany i skazany na siedem lat więzienia. Zwolniono go na mocy amnestii w 1953 r.

We wrześniu 1980 r. wstąpił do "Solidarności", był organizatorem i przewodniczącym komisji zakładowej w Budostalu - 4. W lipcu 1981 r. został wybrany w skład zarządu regionu. Internowany 13.12.1981 r., zwolniony w sierpniu 1982 r. Do końca 1988 roku był organizatorem podziemnej poligrafii i szefem kolportażu na północno-wschodnią część regionu. Do jego zadań należały m.in. prace przy druku książek, pism, w tym "Regionalnego Informatora Solidarności" czy "Głosu Śląsko-Dąbrowskiego".

Był delegatem na I, II i III Krajowy Zjazd Delegatów, a także na I i II Walny Zjazd Delegatów Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. W latach 1982-1989 był członkiem Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ "S". W lutym 1989 r. brał udział w II Zgromadzeniu Działaczy "S" Regionu Śląsko-Dąbrowskiego w Ustroniu-Polanie. W 1989 r. został członkiem Wojewódzkiego Komitetu Obywatelskiego Lecha Wałęsy. Odznaczony m.in. Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.


*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Restauracja Rączka gotuje otwarta ZOBACZ ZDJĘCIA
*Granica polsko-niemiecka 1922 na Górnym Śląsku [SENSACYJNE ZDJĘCIA]
*Podziemny dworzec autobusowy w Katowicach działa! [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!