Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ZAPOMNIANE ŚLĄSKIE SŁOWA: Podróż z językiem ciekawa, a nawet sentymentalna [LISTY]

Opracowanie: Marcin Zasada
Krzewicielami śląskiej godki są dziś głównie najstarsi mieszkańcy
Krzewicielami śląskiej godki są dziś głównie najstarsi mieszkańcy Karina Trojok
"ZAPOMNIANE ŚLĄSKIE SŁOWA". Poszukiwania eksponatów godki, które wychodzą z obiegu, cały czas cieszą się Państwa wielkim zainteresowaniem. Oto listy naszych Czytelników

Akcja wydobywania śląskich słów wychodzących z -biegu niezmiennie cieszy się ogromnym zainteresowaniem naszych Czytelników. Dziś podsumowujemy jej kolejny etap, zamieszczając część listów, jakie przysyłają Państwo do DZ w ramach tego przedsięwzięcia. Dowodzą one Państwa troski o ten element regionalnego dziedzictwa, a przy okazji są dowodem ogromnej wiedzy w tej dziedzinie. Czekamy na kolejne wspomnienia i refleksje. Piszcie na: [email protected] lub adres naszej redakcji.

Andrzej Piontek, Pszów:
Do pracy w pszowskiej kopalni Anna przyjeżdżali rowerami ludzie z rozległej okolicy. Każdy z nich miał trasę mocno pofałdowaną. Z górki nie mógł nabrać szwongu, by łatwiej było wjechać pod kympka, bo drogi były dziurawe i błotniste. O rowerach z biegami nikt nie słyszał, bo ich nie było. Wielu z tych, których trasa była wyjątkowo uciążliwa, dawała byndale nadsztiklować, co ułatwiało jazdę pod górę. Nie wiem, jaki miało to wpływ na stawy kolanowe (mocniejsze zginanie).
Około 100 metrów przed bramą kopalni był warsztat ślusarski naprawiający rowery, gdzie rowery zostawiali ci, którym zepsuł się na trasie. Po dniówce odbierali naprawiony rower. Warsztat był czynny przez całą dobę. Myślę, że już więcej na temat roweru (koła) nie będę pisał.

Aby przybliżyć i zachować pamięć o Ślązakach minionego czasu, należałoby również opisać ich zmagania z trudnościami dnia codziennego, ich umiejętność "brania byka za rogi". Od bardzo dawna istnieje skłonność stawiania na piedestale "matki samotnie wychowującej dzieci", przy czym nie chodzi o wdowy z trudem wiążące koniec z końcem, ale często chodzi o tzw. kobiety wyzwolone, niezależne, które nieraz same pokomplikowały sobie życie (temat wymagający obszernego opisu, by móc być dobrze zrozumianym).

Mnie chodzi o opisanie prawdziwych bohaterek, jakimi były matki samotnie wychowujące dzieci po wojnie, z której nie wrócił mąż. One nie mogły upominać się o jakąkolwiek zapomogę, tym bardziej że ich mężowie zginęli jako żołnierze Wehrmachtu.
Ja z dziećmi takich matek chodziłem do szkoły; nie czekał na nie w domu ciepły obiad na stole, bo matki pracowały na polu PGR-u. Najwyższy czas, by spisać ich wspomnienia, bo ci ludzie już wymierają.

Wiele matek umierało młodo na skutek powikłań porodowych, bo dzieci rodziły się w domu z pomocą hebamy. Mąż zostawiony z dziećmi żenił się ponownie, przeważnie z wdową z dziećmi. W nowej rodzinie było nieraz 10 i więcej dzieci, dla których ta sama kobieta była matką - dla jednych i macochą - dla drugich, a które często były przez nią gorzej traktowane. Stąd słowa piosenki: "Żono, żono nie bij dzieci, bo twa dusza w piekło leci, bo twa dusza w piekło leci".
Mimo niewyobrażalnego dla nas trudnego życia przodków (do tego wojny, kryzys gospodarczy), ludzi tych charakteryzowało specyficzne poczucie humoru. To nie opowiadanie sobie wiców. Moja sąsiadka chodziła pieszo do kościoła dwa kilometry, bo nie umiała jeździć na rowerze. Jej mąż jechał rowerem, i gdy był już obok niej, powiedział: "Maryjka, uśmiychni sie, bo żodyn karlus sie za tobom nie obejrzy".

Gdy ktoś niecierpliwy z młodszych chciał kogoś starszego ponaglić w jakiejś sprawie, to usłyszał: "Gorało, a zakurzyli se". Kiedyś Panu przytoczyłem: "Zeflik, umyj sie, bo pojadamy na bergi". Młodsi nie wiedzą, o co w tym chodzi i co tu śmiesznego.

Jeździło się (z ręcznym wózkiem) na bergi (pod hałdy) zbierać węgiel, ponieważ nie była znana metoda flotacji w sortowni. Dlatego wśród kamienia sypanego na hał-dę było dużo węgla zbieranego przez ludzi. Wokół bergi były kupki uzbieranego węgla. Spod bergi wracali ludzie umorusani. Stąd humor tego powiedzenia.

Godny uwagi jest stosunek ludzi tamtego pokolenia do wychowywania dzieci, nie tylko swoich. Myśmy zawsze czuli na sobie wzrok starszych wtedy, gdy byliśmy poza domem. W pamięci zostało mi zachowanie starego majstra stolarskiego, z którym spotykałem się w jego stolarni (połowa lat sześćdziesiątych) prowadzonej przez jego zięcia (majster już nie pracował).

Stolarnia była niedaleko szkoły. Naraz przybiegło trzech chłopców: - Panie Hawel, dalibyście nom pora lajsterek do szkoły, bo bydymy robić draka? - Dostaniecie lajsterki, ale nie za darmo. Koło maszyny som heblowiny, tu jest koszyk. Bydzie-cie brać heblowiny do koszyka, jedyn bydzie deptał. Jak bydzie pełny koszyk, to wom pokoża, kaj to wysujecie.

Damian Pietruszka, Michałkowice:
Akcja związana z zapomnianymi śląskimi słowami jest bardzo interesująca i że tak powiem: sentymentalna. Powracają wspomnienia z dzieciństwa. Te wszys-tkie zwroty po śląsku z do wioski były inne, minimalnie, ale były. U nas na przykład dużo wyrazów kończyło się na literę "s", np. "wiys", "chces", "idzies", "myślis", choć w mieście obok godali te końcówki na "sz".

Niektórzy mówili "wy sycycie", ale to tylko tak na marginesie.

Ze wspomnień z tamtych czasów nasuwa mi się gra klipa - malowało się koło, brało się dwa patyki i tak dalej. Graliśmy też w "duca" - trzeba było namalować dwie linie, wykopać dołek, a potem rzucało się monetami. Superczasy, dzieciństwo, zawsze wracam tam z przyjemnością.
Patrycja Zielawska, Rybnik:
Jestem z Rybnika, chcę się podzielić słowami, których używam w domu i które pamiętam z dzieciństwa. Nie znam języka niemieckiego, więc nie wiem dokładnie, które słówka są typowo niemieckie, a które śląskie. Po prostu jest to moja godka, jaką pamiętam, i jakiej mnie dziadkowie nauczyli.

Babcia zawsze warzyła na obiod mi zupa, kerej nie cirpiałach. Była to zupa z ajlałfym, czyli zatrzepano jajkiym. Rano do szkoły mie wybiyrała i oblykała we faltynrok (kiecka w plisy), no i czosała mi myjna (grzywka). Zawsze była obleczono w zopaska i kurzyła sztomle (papierosy).

Dziadek zaś mioł swój warsztat, a w nim stary byfyj po starz-ku i tam mioł bele jaki fizymatynta, szpargały. Tam było wszy-stko. Jak kiery co chcioł pożyczać, to do niego chodzili. Były tam fajle (pilniki) i belejaki metal szło ofajlować, muterki (nakrętki), szajbki (podkładki pod śruby), fyjdering (podkładka sprężynująca), kugla-gry (łożyska), hamf i tym się izolowało gwinty na rurkach metalowych, żeby nie ciekły (…).

Znam takie jeszcze słówka: akyntasza (aktówka), bojtel (siatka), zowitka (panna z dzieckiem), kronfleg (obcas), ferklajdongi (ościeżnice), galoty w sztrajfki (spodnie w paski), szałfynster (okno wystawowe), kadubki, co wisiały na brzimach (domki dla ptaków na modrzewiach), sznitować (coś kroić na drobno), szpindlikować, szpindlikosz (oszczędzać, ktoś oszczędny), pietrulówka (lampa naftowa), szpotlawić (wykrzywiać stopę w butach). Mitrynrzyć czas (marnować czas), flyjgować (opiekować się kimś), doczkej (zaczekaj), poczkej (poczekaj), zumiynta (zaspy śnieżne), zdrza-dełko (lusterko), ona mie sztychła (ona mnie uraziła), szperplata (dykta), ficować lub sztopować fuzekle (cerować skarpety), sufit sie biyli, a ściany sie sztrajchuje, szpont (korek), muldać (całować), źdzoirbła (stare, niepotrzebne, a może potrzebne rzeczy), sztero-wać (zaczepiać), np. chłop mie szteruje, a po tym robiymy sztelungi (to śląsko… kamasutra). Ślimtać, ciultkać (płakać), haja, butel, larmo (kłótnia), pukieltasza (tornister do szkoły), ostrzaczka (temperówka).

Bardzo dziękuję, że na łamach "Dziennika Zachodniego" przypomina pan takie słowa, bo uświadomiło mi to, że ta mowa ginie i tacy ludzie jak pan są potrzebni. I do czego to doszło, że nasze dzieci nie potrafią tak godać, jak nasi dziadkowie. Może trzeba zacząć ich uczyć śląskiego jak języka angielskiego?
Marek Marcisz:
Do zapomnianych śląskich słów dołożyłbym dwa słowa związane z oknem lub drzwiami: "do mola" - otworzyć do mola, czyli na oścież - i "na kipa" - otworzyć na kipa, czyli uchylić np. okno lub drzwi balkonowe. W ostatnim czasie, co mnie denerwuje, młodzież godo na piłkę "bala", a przecież jeszcze za moich młodych lat był to "bal" - szło się grać w "bal", a nie w "bala", albo jeszcze lepiej szło się grać "we fusbal", a nie w nogę, piłkę nożną czy football.

Tak prywatnie, to kilkanaście lat temu zacząłem zbierać słowa śląskie, które złożyły się na słownik z kilkoma tysiącami wyrazów, ale od kilku dobrych lat nie miałem czasu do niego na nowo usiąść, aby go nadal uzupełniać lub poprawiać. Na pewno znalazłbym tam takie słowa, które są znacznie starsze i na pewno już zanikły i wyszły z użycia.

Cieszę się, że powstała taka inicjatywa, w której uczestniczą nie profesorzy i znawcy języka, ale zwyczajni ludzie, którzy po prostu pamiętają, jak się godało albo najzwyczajniej starają się je zachować od zapomnienia, na przykład zapisując je w swoich kapownikach, komputerach lub na łamach "Dziennika Zachodniego".

Andrzej z Rybnika:
Wielka różnorodność wyrażeń śląskich zależy od pochodzenia tych określeń. Inne są w moim rybnickim rejonie, inne w okolicach Rudy Śląskiej, Chorzowa, Raciborza czy Katowic. U nas, w Rybniku, grało się w fusbal, ale też w szlakbal, czyli po polsku - w palanta. Nie było miejscowości w moich stronach, w której nie istniałaby drużyna szlakbalu.

Teraz krótko o tej grze: drużyna liczyła 12 zawodników. Piłkę podrzucał sobie sam zawodnik, a następnie podbijał ją »szlagholcem«, czyli po polsku - palestrą (kijem). Podbicie piłki (najdłuższe sięgały 140 metrów; to wcale nie jest łatwa sztuka) dawało możliwość biegu zawodni-ka lub zawodników do półmetka, tzw. fany, czyli dwóch słupków i z powrotem do »malu«. W czasie biegu zawodnik starał się »skuć« - uderzyć piłką przeciwnika, co skutkowało zamianą pól drużyny. (…) Rybnicka drużyna Silesia była wielokrotnym mistrzem Polski w szlakbalu.

Teraz gra w szlakbal zanikła, zastąpił ją amerykański baseball, ale to nie to, co było dawniej. Dawniej na festyny gry w szlakbal przyjeżdżało po kilkanaście drużyn, kibiców było nawet parę tysięcy.
Edward Maniszowski, Katowice:
Jako Ślonzok-pniok cieszę się ogromnie, że "Dziennik Zachodni", którego jestem wiernym czytelnikiem, podejmuje działania służące zachowaniu naszego śląskiego dziedzictwa kulturowego - w tym naszej śląskiej mowy.

Tu chciałbym się odnieść do zamiaru utworzenia - jak Pan to określił - "czegoś na kształt słownika zapomnianych śląskich wyrazów". Otóż, taki słownik zawierający te zapomniane słowa już istnieje i został wydany w 2010 r. przez Wydawnictwo Naukowe PWN pod tytułem: "Ślonsko godka - ilustrowany słownik dla Hanysów i Goroli".

Autorem jest pani Joanna Fur-galińska, rodowita Ślązaczka, która poświęciła kilka lat na zebranie materiałów i opracowanie tego słownika. Korzystała z własnej pamięci, rozmów z mieszkańcami Górnego Śląska posługującymi się śląską mową i z dostępnych na rynku słowników. Słownik podzielony jest na grupy tematyczne. Pieczę nad stroną merytoryczną słownika sprawowała pani dr Bożena Cząstka-Szymon, autorytet w tej branży.

Autorka, jako artystka po Akademii Sztuk Pięknych, opatrzyła bardzo wiele słów znakomitymi, dowcipnymi ilustracjami. Jest też rozdział zawierający najbardziej popularne związki frazeologiczne (ausdruki) używane na Górnym Śląsku.

Jako miłośnik wszystkiego, co śląskie oraz posiadacz pokaźnego zbioru śląskich książek i słowników, pozwolę sobie na opinię, że słownik pani Furga-lińskiej - obok "Małego słownika gwary Górnego Śląska", autorstwa wspomnianej wyżej Bożeny Cząstki-Szymon, Jerzego Ludwi-ga i Heleny Synowiec - to najlepsze pozycje wydawnicze w kategorii słowników popularyzatorskich.

Proponuję nie wyważać otwartych drzwi i - zamiast tworzyć coś od podstaw - rozważyć działania w kierunku opracowania II wydania słownika pani Furgalińskiej, rozszerzonego o słowa przysłane przez czytelników, które w I wydaniu nie zostały ujęte. Jeśli nawet będą próby opracowania zbioru zapomnianych śląskich słów w jakimś innym kształcie, warto skorzystać z dobrego wzorca i skarbnicy wiedzy, jaką jest "Ślonsko godka".



*Nietypowe zjawisko! Tatry, Babia i inne góry widziane z Katowic i Sosnowca [ZOBACZ ZDJĘCIA]
*Klubowa Mapa Województwa Śląskiego już działa! [ZOBACZ, GDZIE SIĘ BAWIĆ]
*KATOWICE, SOSNOWIEC, BĘDZIN i CZELADŹ Z LOTU PTAKA [ZOBACZ ZDJĘCIA]
*Zakaz palenia węglem w piecach: Ile to będzie nas kosztowało? [SZOKUJĄCE WNIOSKI]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!