Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ze Śląska w Himalaje z górniczym czekanem

Michał Wroński
Jerzy Kukuczka/Mój pionowy świat
W latach 80. XX wieku Polacy szturmem wdarli się na himalajskie szczyty. Alpiniści z zachodniej Europy mieli prawo być zaskoczeni, patrząc jak polscy wspinacze wchodzą zimą na niezdobyte o tej porze roku szczyty, bądź wytyczają na nich nowe, trudne drogi. Pewnie byliby jeszcze bardziej zaskoczeni, gdyby wiedzieli, z jakim sprzętem nasi himalaiści porywają się na te wyprawy. Często był on produkowany w chałupniczych warunkach: w warsztatach kopalń i zakładach kooperujących z górnictwem.

W sklepach sprzętu nie było. Trzeba go było zorganizować

Ten prodecer zaczął się od pierwszej wyprawy Henryka Furmanika na Alaskę (rok 1974 - przyp. red.) i kolejne wyprawy poszły tym samym tropem - wspomina Paweł Pallus z Klubu Wysokogórskiego w Katowicach. Powód, dla którego alpiniści pojawili się w górniczych, hutniczych czy kolejowych warsztatach był prozaiczny - w Polsce specjalistycznego sprzętu do wspinaczki nie było, a na kupowanie go w zachodniej Europie nie było nas stać. Trzeba było własnym sumptem "zorganizować" dobry i tani sprzęt. Podstawą takiej "organizacji" były odpowiednie znajomości. Albo w samym zakładzie, albo w tzw. wyższych instancjach.

- Furmanikowi pomagał generał Jerzy Ziętek, bo przypadli sobie do gustu. Z kolei dyrektor katowickich zakładów "Rapid" przyjaźnił się z ministrem Mitręgą - opowiada Ignacy Nendza, kolejny z nestorów śląskiego alpinizmu. Wspomniany "Rapid" to nic innego jak zakłady sprzętu i narzędzi górniczych. Produkowały elementy do wierteł i kombajnów górniczych, a przy okazji... czekany, młotki i haki dla alpinistów.

- Sam miałem taki czekan, kiedy w roku 1976 jechałem na wyprawę w Atlas Wysoki. To był całkiem dobry sprzęt. Wykonany z porządnych materiałów przez świetnych fachowców - mówi Pallus.

ZOBACZ TAKŻE:
Artur Hajzer: Wspinał się z Jerzym Kukuczką, wymyślił Polski Himalaizm Zimowy [SYLWETKA]

Pożyczone butle i haki z kopalnianego warsztatu

W produkcję czekanów - poza katowickim "Rapidem" - zaangażowane były też Zakłady Gumowe Górnictwa w Bytomiu Miechowicach. Z kopalnianych warsztatów przeważnie wychodziły natomiast elementy wspinaczkowego "szpeju".

- Robiliśmy haki dla ekspedycji jadącej w roku 1981 na wyprawę w Alpy Nowozelandzkie. Przyjeżdżali je oglądać Jerzy Kukuczka i Krzysztof Wielicki - wspomina pan Marek, były pracownik warsztatu na kopalni "Pokój" w Rudzie Śląskiej.

- Z kolei z fabryki sprzętu ratunkowego "Faser" w Tarnowskich Górach pożyczaliśmy butle tlenowe i reduktory, które produkowano tam dla ratowników górniczych - dodaje Janusz Skorek, który w październiku 1979 r. z Andrzejem Czokiem, Andrzejem Heinrichem i Jerzym Kukuczką dokonał pierwszego polskiego wejścia na Lhotse.

Przyszły nowe czasy, skończyły się chałupnictwo

Chałupnicza produkcja wspinaczkowego sprzętu w zakładach przemysłowych Śląska (bo udział w tym procederze brała też branża hutnicza, czego dowodem były np. słynne raki z katowickiej huty "Ferrum") trwała przez lata 70-te i 80-te XX w.

CZYTAJ RÓZNIEŻ:
Wojciech Kukuczka: Everest? Mama była przeciwna

Oczywiście skala zjawiska z czasem się zmniejszała. Po oszałamiających sukcesach polscy himalaiści stali się "celem" dla zachodnich firm produkujących sprzęt sportowy. Kiedy Jerzy Kukuczka kończył kompletowanie Korony Himalajów, miał wyposażenie podobne do alpinistów z Włoch, Austrii czy Niemiec. Sojusz alpinistyczno-górniczy definitywnie runął wraz z przemianami gospodarczymi w Polsce. - Wtedy zalała nas lawina sprzętu i już nie było sensu kombinować - śmieje się Ignacy Nendza.

Z kopalni na szczyty

Powrót na Broad Peak

Pochodzący ze Śląska lub zamieszkali tu alpiniści nieraz mieli bezpośrednie związki z "grubą". Najbardziej utytułowanym górnikiem - himalaistą jest katowiczanin Ryszard Pawłowski, który przez 10 lat pracował na kopalni (najpierw pod ziemią, potem w dziale elektrycznym). W ciągu swojej himalajskiej kariery zdobył 10 ośmiotysięczników, a pierwszym z nich był Broad Peak, na którym stanął 14 lipca 1984 roku. Ponieważ w przyszłym roku minie równo 30 lat od tego wydarzenia, Pawłowski postanowił godnie uczcić rocznicę, wchodząc raz jeszcze na ten szczyt.

- Wciąż jestem w dobrej kondycji i jeśli tylko pogoda pozwoli, to mam szanse na wejście, tym bardziej, że wcześniej jadę na Mount Everest, więc będę fizycznie i psychicznie przygotowany - ocenia katowicki himalaista. W wyprawie Pawłowskiemu najprawdopodobniej towarzyszyć będzie któryś z jego znajomych wspinaczy. Ze względu na tragiczne wydarzenia, jakie w marcu tego roku miały miejsce na Broad Peaku, rocznicowa ekspedycja pewnie odbywać się będzie pod baczną obserwacją mediów, ale sam Pawłowski jest spokojny o jej przebieg.

- Znam swoje umiejętności i możliwości. Latem Broad Peak jest w miarę bezpieczny. Poza tym dla mnie wejście od dawna nie jest najważniejsze. Podchodzę do sprawy rozsądnie - mówi Pawłowski.

Co jeszcze sportowcy zawdzięczają górnikom? Rozmawiajcie z autorem


*Regionalna lista płac. Sprawdź, ile zarabiają [ZAROBKI OD 100 ZŁ DO 1 MLN ZŁ]
*Kuchenne Rewolucje w Tychach: Dom Bawarski Tychy Magdy Gessler [ZDJĘCIA + WIDEO]
*Najpiękniejsze polskie kolędy [POSŁUCHAJ i WYBIERZ]
*Najlepsze prezenty na święta Bożego Narodzenia [ZOBACZ ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera