Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Zegar zagłady" Geoffa Johnsa to dobra historia, ale nie dorównuje "Strażnikom" Alana Moore'a [RECENZJA]

Bartłomiej Romanek
Bartłomiej Romanek
"Zegar zagłady" Geoffa Johnsa to bez wątpienia jeden z najbardziej oczekiwanych komiksów w tym roku w Polsce. Historia wydana przez Egmont była próbą połączenia uniwersum "Strażników" z klasycznym uniwersum DC. Była to próba odważna i w gruncie rzeczy udana, ale jednak pewien niedosyt pozostał.

"Zegar zagłady" ze scenariuszem Geoffa Johnsa to jeden z hitów wydawniczym na polskim rynku komiksowym w 2020 roku. Autor stanął przed niezwykle trudnym zadaniem. "Strażnicy" Alana Moore'a to dzieło wybitne, powszechnie znane i powszechnie cenione. Johns chciał połączyć uniwersum Watchmen z uniwersum DC. Skazał się w ten sposób na porównania z mistrzem Moorem.

Jak wypadła ta próba? Zacząć trzeba przede wszystkim od stwierdzenia, że ten komiks nie jest przeznaczony dla wszystkich Czytelników. Jeżeli sięgniemy po niego, bez znajomości "Strażników", skazujemy się na lekturę, której w najlepszym przypadku nie docenimy, a w najgorszym w ogóle nie zrozumiemy. Do zrozumienia całości zamysłu twórcy, niezbędne jest również dobra znajomość samego uniwersum DC.

Historia opowiedziana przez Johnsa rozpoczyna się siedem lat po wydarzeniach ze "Strażników". Adrian Veidt zostaje zdemaskowany, ale ma nowy plan, jak zrehabilitować się w oczach świata. Veidt rusza w poszukiwaniu Doktora Manhatana do uniwersum DC, które znajduje się na skraju upadku. Jak zakończy się ta misja, tego nie zdradzimy.

"Zegar zagłady" szybko wciąga nas świetną fabułą, chociaż można odnieść wrażenie, że to nie bohaterowie "Strażników" przenieśli się do uniwersum DC, ale to Superman, Batman i spółka trafili do świata Watchmen. Nie wiem, czy był to zamierzony krok scenarzysty, ale efekt jest bardzo interesujący.

Ciekawe jest również prowadzenie Marionetki i Mima, dwójki nowych bohaterów, których nietrudno polubić, a których można łatwo wkomponować w obydwa uniwersa. W "Zegarze zagłady" Geoff Johns snuje własną teorię powstania multiwersum. I to moim zdaniem najsłabsza część albumu, bo wizja autora do końca mnie nie przekonuje. Ogólnie całość historii prezentuje się naprawdę dobrze, chociaż "Strażnicy" Moore'a to jednak wyższa półka.

Po "Zegar zagłady" warto sięgnąć ze względu na rysunki. To bardzo mocna strona albumu. Jest tutaj typowe dla "Strażników" dzielenie planszy na dziewięć takich samych kadrów. Najważniejsze jednak, że każdy z nich jest godnie wypełniony. Gary Frank musiał stworzyć taki sposób rysowania, który zaspokoiłby zarówno fanów DC, jak i Strażników. Czyni to w wielkim stylu, dzięki temu po album sięga się z wielką przyjemnością.'

"Zegar zagłady" może nie dorównuje "Strażnikom", ale nie zmienia to faktu, że to dobry komiks, a dla fanów Watchmen pozycja obowiązkowa.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera