Ledwo otworzył swoje studio w nowym miejscu, trzy przecznice od starego, w centrum Katowic, już musiał zamykać.
Wojtek Wajda prowadzi swój salon od 20 lat. W zeszłym roku, w lutym, przeniósł się z ul. Andrzeja na ul. Kopernika, dwie przecznice dalej. Nieco ponad rok po otwarciu nowego, wymuskanego salonu, musiał go zamknąć na dwa miesiące z powodu decyzji rządu związanej z epidemią koronawirusa.
ZOBACZCIE ZDJĘCIA Z PRZYGOTOWAŃ DO OTWARCIA SALONU
Wojtek Wajda, znany katowicki fryzjer, przygotowuje się wraz ze swoją 9-osobową ekipą do ponownego otwarcia swojego Studia Fryzur.
Podejrzeliśmy w piątek 15 maja, jak szykują ostatnie poprawki, przeprowadzają ostatnie szkolenia przed otwarciem od poniedziałku 18 maja.
Wspieramy Lokalny Biznes!
- Jestem zdania, że nie ma co płakać nad wylanym mlekiem - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" Wojtek Wajda. - Teraz najważniejsze jest bezpieczeństwo klientów i nas, pracowników. Piękne rośliny, które były ozdobą poczekalni, zabrałem do mojego domu. Między eleganckimi fotelami fryzjerskimi zamontowaliśmy ścianki z pleksy. Usunęliśmy gazety z poczekalni, gadżety reklamowe. Nie poczęstujemy już Rafaello, z czego byliśmy znani, ani kawą czy herbatą. Trudno. Za to klienci dostaną od nas maseczkę - mówi.
10 tysięcy złotych na przygotowania do "nowej normalności" w salonie
Na przygotowania do ponownego otwarcia swojego studia wydał, jak szacuje, około 10 tysięcy złotych. Ścianki z pleksy kosztowały ok. 2 tysiące, stojaki bezdotykowe na środek do dezynfekcji - 1000 zł. Maseczki dla klientów, jednorazowe pelerynki do strzyżenia, przyłbice dla personelu, pojemniki na środek dezynfekujący do pasa dla fryzjerów - kolejne tysiące złotych.
- Niestety musiałem też podnieść ceny usług. Nie ma na to rady. Środki do dezynfekcji, maseczki, rękawiczki kosztują dzisiaj kilkaset procent więcej niż przed epidemią - mówi Wojtek Wajda.
Klienci zapłacą od 5 do 15 zł za usługę więcej. - Są też usługi, których cen nie podnieśliśmy - zauważa Wajda.
Klienci walą drzwiami i oknami
Jednak klientów nie odstraszyły zwiększone ceny. - Przez najbliższe dwa tygodnie mamy czarno w kalendarzu. Wszystkie godziny zajęte. Ale niech pani lepiej tego nie pisze, bo to nam odstraszy potencjalnych klientów - śmieje się Wojtek Wajda.
Internet się śmieje
Katowicki fryzjer uważa, że w pierwsze dni po otwarciu telefon też będzie się uginał od połączeń, bo ludzie przypomną sobie, że zakłady fryzjerskie mogą działać.
- Wyznaczyliśmy trochę dłuższe przerwy między klientami, by mieć czas na dezynfekcję. Najpierw będziemy ich sadzać co drugi fotel, a gdy będzie ich więcej, już na każdym. Zamontowaliśmy ścianki z pleksy właśnie po to, by mieć taką możliwość. Dzięki temu nie muszę zwolnić nikogo. Gdyby konieczne było sadzanie klientów co drugi fotel, to musiałbym zrezygnować z 1/3 załogi - opowiada.
Jak tu nie uciąć sobie pogawędki z klientem?
Według rządowych wytycznych klienci nie mogą używać telefonów komórkowych w czasie usługi, i mają się też ograniczać w rozmowach z fryzjerami. A przecież nikt tak dobrze nie wysłucha człowieka jak własny, zaufany fryzjer lub fryzjerka. - Wiem, że może być z tym u nas trudno, bo mamy kilka gaduł w ekipie. Poza tym trudno gasić rozmowę z klientem, gdy chcemy żeby miał dobre doświadczenie z wizyty u nas. Ale trudno, będziemy siebie nawzajem przywoływać do porządku, gdy będzie za dużo gadulstwa - mówi Wojtek Wajda.
Nie zszedłem do podziemia. Warto było wytrzymać te dwa miesiące
Razem ze swoją ekipą nie może się doczekać powrotu do pracy. - Trudno było przez te dwa miesiące - przyznaje. - Nie raz nachodziły mnie myśli, co będzie dalej, jak to przetrwamy, czy w ogóle wrócimy do pracy. Ale wiem, że ta przerwa była konieczna. Sporo się szkoliliśmy przez ten czas, oczywiście online. Nasz partner - L'Oreal - nie zostawił nas samych, organizował szkolenia też z przedsiębiorczości, tarczy antykryzysowej, nawet mieliśmy spotkania z psychologiem. Nie zszedłem do podziemia, nie chodziłem strzyc po domach, i innych fryzjerów też przekonywałem, żeby tego nie robili. Zapadła mi w pamięć wypowiedź burmistrza jednego z włoskich miasteczek w szczycie epidemii, który, nie przebierając w słowach, pytał z wyrzutem tamtejsze fryzjerki po co wykonują swoją robotę w podziemiu - do trumny tych ludzi czeszą? My jakoś wytrzymaliśmy, i teraz ze zdwojoną energią wracamy do pracy - przekonuje Wojtek Wajda.
Obejrzyj dokładnie
Zobacz koniecznie
- Nie ma co się oglądać do tyłu. Było tak, a teraz jest inaczej. Trzeba to zaakceptować. Epidemia pokazała, że mamy sporo kreatywności, wymyśliliśmy parę fajnych patentów. Ja sam przetestowałem na mojej żonie, że spięcie gumek maseczki klienta zwykłym biurowym spinaczem z tyłu powoduje, że pracuje mi się znacznie łatwiej. Będziemy to stosować i pewnie jeszcze parę innych rzeczy wymyślimy. Poza tym okazało się, że rośliny z mojego studia fryzur świetnie wyglądają w naszym salonie, i pewnie ich nie oddamy już do salonu, gdy wrócimy do jako takiej normalności - dodaje Wajda.
Bądź na bieżąco i obserwuj
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?